1 miesiąc na forum = dwa miesiące realne.
+5
Margaret Cavendish
Kabraxis
Alexander Huxley
Śmierć
Admin
9 posters
Admin
Admin
First topic message reminder :
Klub 'Dancing Queen'
Jeśli zastanawiacie się skąd wzięła się nazwa tego miejsca, to być może dobrze zakładacie - właściciele ochrzcili klub właśnie w ten sposób, bo sama Królowa Wielkiej Brytanii przychodziła się w nim bawić. Dancing Queen jest unikalną i wspaniałą lokacją, gdzie radość, taniec i śpiew przeplatają się ze sobą. Muzyka na żywo sprawia, że nogi same podskakują, a serce rwie się na parkiet do tego tłumu przyjaznych twarzy. W tym miejscu wszyscy zapominają o troskach, pozwalając sobie na noc rozrywki.
Klub posiada też osobne sale, oddalone nieco od parkietu. Mają one zdecydowanie bardziej intymny i tajemniczy klimat. Służą głównie do odpoczynku od hałasu, dają możliwość porozmawiania. Bardziej wtajemniczeni wiedzą, że to właśnie tam mają miejsce schadzki osób odmiennej orientacji. Ludzie wydają się coś podejrzewać, jednak zachowują neutralność. Mimo wszystko pary homoseksualne powinny mieć się na baczności - ich związki są w końcu uważane za przestępstwo.
Klub jest miejscem, gdzie często można spotkać Syreny polujące na swoje ofiary.
Klub posiada też osobne sale, oddalone nieco od parkietu. Mają one zdecydowanie bardziej intymny i tajemniczy klimat. Służą głównie do odpoczynku od hałasu, dają możliwość porozmawiania. Bardziej wtajemniczeni wiedzą, że to właśnie tam mają miejsce schadzki osób odmiennej orientacji. Ludzie wydają się coś podejrzewać, jednak zachowują neutralność. Mimo wszystko pary homoseksualne powinny mieć się na baczności - ich związki są w końcu uważane za przestępstwo.
Klub jest miejscem, gdzie często można spotkać Syreny polujące na swoje ofiary.
Alexander Huxley
Wielki Mistrz Zakonu
Zerknął na Śmierć, kiedy padło proste i bardzo prawdziwe stwierdzenie. Alex jedynie skinął głową, upewniając towarzysza w tym, co sam już odgadł. Nie podobała mu się ta sytuacja, choć głównie dlatego, że uczestniczył w niej ten konkretny demon. Z podrzędnym pomiotem piekielnym Margaret powinna sobie poradzić lub przynajmniej nie wpaść w kłopoty, tutaj zaś wszystko mogło się wydarzyć.
Słowa Śmierci idealnie wpasowały się w te ponure przemyślenia.
— To z pewnością... manierą też zawsze lubił grzeszyć — wymruczał w odpowiedzi i odpalił drugiego papierosa, tym razem własnego.
Ponownie zawiesił wzrok na sali, z pozoru wodząc spojrzeniem po przypadkowych ludziach wirujących na parkiecie. Piosenka była dobra, całkiem przyjemna dla ucha, choć byłaby jeszcze lepsza, gdyby puszczono ją kilka tonów niżej. Jednak nie był żadnym znawcą, jego uwaga znacznie bardziej prześlizgiwała się po jednej konkretnej parze. Margaret raczej stroniła od nadmiaru bliskości i kontaktu, ten widok wydawał się jakiś nie pasujący do całości, ale z drugiej strony może tak właśnie miało być. Huxley nie był człowiekiem, który wyciągał wnioski szybciej niż należało. Może kiedyś miało go to zgubić, ale póki co sprawdzało się całkiem nieźle.
— Chyba nigdy nie lubiłem tego utworu — rzucił do Jonathana. Zaciągnął się papierosem, przez chwilę ignorując zbliżającą się do nich dwójkę. Dopiero kiedy już prawie się zatrzymali, podniósł wzrok na Cavendish. — Ciebie również — odparł z cieniem uśmiechu, który nabrał sztuczności, kiedy łowca przeniósł wzrok na Lawrence'a. — W istocie... nietuzinkowe zwyczaje jak na duchownego, to muszę przyznać — rzucił do niego, darując sobie powitania. A także wszelkie inne złośliwości, które mimowolnie chciały zakiełkować mu w myślach i wydać jakiś wart uwagi owoc.
@Śmierć @Kabraxis @Margaret Cavendish
Słowa Śmierci idealnie wpasowały się w te ponure przemyślenia.
— To z pewnością... manierą też zawsze lubił grzeszyć — wymruczał w odpowiedzi i odpalił drugiego papierosa, tym razem własnego.
Ponownie zawiesił wzrok na sali, z pozoru wodząc spojrzeniem po przypadkowych ludziach wirujących na parkiecie. Piosenka była dobra, całkiem przyjemna dla ucha, choć byłaby jeszcze lepsza, gdyby puszczono ją kilka tonów niżej. Jednak nie był żadnym znawcą, jego uwaga znacznie bardziej prześlizgiwała się po jednej konkretnej parze. Margaret raczej stroniła od nadmiaru bliskości i kontaktu, ten widok wydawał się jakiś nie pasujący do całości, ale z drugiej strony może tak właśnie miało być. Huxley nie był człowiekiem, który wyciągał wnioski szybciej niż należało. Może kiedyś miało go to zgubić, ale póki co sprawdzało się całkiem nieźle.
— Chyba nigdy nie lubiłem tego utworu — rzucił do Jonathana. Zaciągnął się papierosem, przez chwilę ignorując zbliżającą się do nich dwójkę. Dopiero kiedy już prawie się zatrzymali, podniósł wzrok na Cavendish. — Ciebie również — odparł z cieniem uśmiechu, który nabrał sztuczności, kiedy łowca przeniósł wzrok na Lawrence'a. — W istocie... nietuzinkowe zwyczaje jak na duchownego, to muszę przyznać — rzucił do niego, darując sobie powitania. A także wszelkie inne złośliwości, które mimowolnie chciały zakiełkować mu w myślach i wydać jakiś wart uwagi owoc.
@Śmierć @Kabraxis @Margaret Cavendish
Śmierć
Śmierć
Jonathan Blythe
I błądząc, w okno uśpione
liśćmi krwawymi się rzucę
i wrócę do ciebie czarnym upiorem,
na pewno wrócę
liśćmi krwawymi się rzucę
i wrócę do ciebie czarnym upiorem,
na pewno wrócę
43 lata / eony
80 kg
185 cm
0
Przenikliwe spojrzenie ciemnych oczu, sięgające gdzieś daleko w głąb cielesnej powłoki rozmówcy. Lodowato zimne dłonie, nieco nieprzyjemne w dotyku. Zawsze nienaganny ubiór. Aura, która może być widoczna dla nadnaturalnych jest niezwykle słaba, zabarwiona na szary odcień.
45
25/05/2024
Śmierć obserwowała tańczącą parę, która wirowała na parkiecie między innymi ciałami. Elegancki taniec, taktowny i subtelny, nie wykraczający poza normy obecnych czasów. Lawrence być może miał w sobie coś magnetyzującego, co przyciągało wzrok ludzi siedzących przy stolikach. Naturalna władczość zmieszana z nutą arogancji. Mimo tego wrażenia, to właśnie jego partnerka kradła show, czarując wszystkich mężczyzn wokół, którzy nieśmiało gubili spojrzenia w wirującym materiale jej sukni.
— Może w końcu czeka nas muzyczna rewolucja, ludzie przeżyli dość by móc zacząć lepiej wyrażać siebie. Skoro udało im się przejść przez piekło wojny, drobne zmiany w repertuarze taneczno-muzycznym nie będą niczym strasznym — odpowiedział Alexandrowi.
Tańcząca para w końcu podeszła do stolika, a Jonathan od razu wstał, nie chcąc witać gości z pozycji siedzącej. Zerknął najpierw na Kabraxisa i uśmiechnął się nieznacznie, kiwając głową w geście szacunku.
— Lawrence. — Krótkie powitanie, nie wyrażające żadnego przywiązania, żadnej sympatii czy niechęci. Nie było w postaci Sędziego ani krzty wrogości, choć w jego spojrzeniu na próżno było szukać przyjacielskości. Nie sądził zresztą, że Książę Piekieł starał się o nią kiedykolwiek ubiegać.
Śmierć w drugiej kolejności zwróciła się do towarzyszącej Ashworthowi kobiety. Wyraz twarzy zdecydowanie złagodniał, a na ustach wymalował się uśmiech. Jeśli Margaret tylko pozwoliła, Mroczny Kosiarz chwycił jej dłoń w swoje lodowate palce. Jak na dżentelmena przystało zniżył się, składając na jej wierzchu krótki pocałunek. Muśnięcie ust nie pozostawiało przyjemnego ciepła, było tak samo chłodne i przeszywające jak każdy inny dotyk. W końcu nastąpił kontakt wzrokowy – czy Margaret faktycznie mogła znać istotę, która kryła się za spojrzeniem ciemnych oczu? Cóż, być może, Śmierć zawsze wydawała się boleśnie znajoma i zarazem zupełnie obca.
— Jonathan Blythe, miło mi poznać. — Krótkiej prezentacji towarzyszyło skinienie głową. Kostucha nie wtrącała się w napięcie wyczuwalne między Łowcą i Księciem Piekieł, skupiając swoją uwagę na obecności Widzącej kobiety.
@Kabraxis @Margaret Cavendish @Alexander Huxley
— Może w końcu czeka nas muzyczna rewolucja, ludzie przeżyli dość by móc zacząć lepiej wyrażać siebie. Skoro udało im się przejść przez piekło wojny, drobne zmiany w repertuarze taneczno-muzycznym nie będą niczym strasznym — odpowiedział Alexandrowi.
Tańcząca para w końcu podeszła do stolika, a Jonathan od razu wstał, nie chcąc witać gości z pozycji siedzącej. Zerknął najpierw na Kabraxisa i uśmiechnął się nieznacznie, kiwając głową w geście szacunku.
— Lawrence. — Krótkie powitanie, nie wyrażające żadnego przywiązania, żadnej sympatii czy niechęci. Nie było w postaci Sędziego ani krzty wrogości, choć w jego spojrzeniu na próżno było szukać przyjacielskości. Nie sądził zresztą, że Książę Piekieł starał się o nią kiedykolwiek ubiegać.
Śmierć w drugiej kolejności zwróciła się do towarzyszącej Ashworthowi kobiety. Wyraz twarzy zdecydowanie złagodniał, a na ustach wymalował się uśmiech. Jeśli Margaret tylko pozwoliła, Mroczny Kosiarz chwycił jej dłoń w swoje lodowate palce. Jak na dżentelmena przystało zniżył się, składając na jej wierzchu krótki pocałunek. Muśnięcie ust nie pozostawiało przyjemnego ciepła, było tak samo chłodne i przeszywające jak każdy inny dotyk. W końcu nastąpił kontakt wzrokowy – czy Margaret faktycznie mogła znać istotę, która kryła się za spojrzeniem ciemnych oczu? Cóż, być może, Śmierć zawsze wydawała się boleśnie znajoma i zarazem zupełnie obca.
— Jonathan Blythe, miło mi poznać. — Krótkiej prezentacji towarzyszyło skinienie głową. Kostucha nie wtrącała się w napięcie wyczuwalne między Łowcą i Księciem Piekieł, skupiając swoją uwagę na obecności Widzącej kobiety.
@Kabraxis @Margaret Cavendish @Alexander Huxley
Kabraxis
Król Piekieł
- No i w końcu wypuściłaś z siebie szczerą emocję. Widzisz? To wcale nie było takie trudne i od razu stałaś się piękniejsza. - Zwany szydercą czy raczej komikiem - żadne z wymienionych nie pasowało do upadłego - no może bardziej tytuł komedianta, który w czasie gibania się na scenie w towarzystwie kobiety, kilkukrotnie obrócił jej ciałem i to tak, aby wynieść ją na piedestał gwiazdy wieczoru.
Światła, oczy - ogółem uwaga bywalców skupiła się właśnie na niej - tej, której jestestwo jeszcze przez moment miało tańczyć w demonicznej klatce stonowanej bliskości w takt żywej muzyki. Jej irytacja, zachwyt i jakakolwiek inna emocja tylko podsycała żywy płomień za ciemnymi tęczówkami, którymi Przeklęty chłonął obraz tętniącego życiem lokalu oraz ciała - jego gibkości, kruchości i piękna w najczystszej postaci uformowanej palcami Boga.
Jakże on szczerze go nienawidził.
- Wszystko co dobre, musi się kiedyś skończyć. - Na próżno było uciekać od podziwu widowni i zatykać uszy w niechęci do oklasków. Ich dźwięk, choćby i przerywamy nutami kolejnego utworu dość długo odbijał się od ścian. Dopiero przybycie do stolika i potencjalny odpoczynek po wymianie uprzejmości, słusznie oszczędnych wobec demona, pozwolił rozsmakować się w spokoju.
- Ze smutkiem przychodzi mi oddać partnerkę tańca, niemniej intuicja wierzy w dżentelmeńskie wychowanie i lepsze poczucie humoru, mniej spięte bez wrogów w pobliżu. Jestem Ci winny drinka. - Żartem ze szczyptą pstryczka, już bez przesadnej kurtuazji Kabraxis nakarmił słuch osób przy stoliku: chłodną i powściągliwą Śmierć, uroczo romantycznego łowcę oraz elegancką, ciut spiętą kobietę - w skrócie nieprzychylną mu trójcę.
Trudny był żywot dziecka wyklętego przez Boga, a jako że humor i nastrój mężczyzny były przednie, postanowił odejść od stolika, aby spełnić daną obietnicę i powrócić ze szklanką świeżego drinka w zadość uczynieniu za utratę poprzedniego na rzecz tańca, a także małym bonusem dla dwójki Panów - najlepszym napitkiem polecanym w lokalu.
- Polecam, ponoć dobre. Może mały toast za spotkanie? Tylko jeden. Potem obiecuję zostawić Was w spokoju. - Rzekł spokojnie Kabraxis, po czym zaraz uniósł własną szklankę.
On płacił!
@Margaret Cavendish
@Alexander Huxley
@Śmierć
Światła, oczy - ogółem uwaga bywalców skupiła się właśnie na niej - tej, której jestestwo jeszcze przez moment miało tańczyć w demonicznej klatce stonowanej bliskości w takt żywej muzyki. Jej irytacja, zachwyt i jakakolwiek inna emocja tylko podsycała żywy płomień za ciemnymi tęczówkami, którymi Przeklęty chłonął obraz tętniącego życiem lokalu oraz ciała - jego gibkości, kruchości i piękna w najczystszej postaci uformowanej palcami Boga.
Jakże on szczerze go nienawidził.
- Wszystko co dobre, musi się kiedyś skończyć. - Na próżno było uciekać od podziwu widowni i zatykać uszy w niechęci do oklasków. Ich dźwięk, choćby i przerywamy nutami kolejnego utworu dość długo odbijał się od ścian. Dopiero przybycie do stolika i potencjalny odpoczynek po wymianie uprzejmości, słusznie oszczędnych wobec demona, pozwolił rozsmakować się w spokoju.
- Ze smutkiem przychodzi mi oddać partnerkę tańca, niemniej intuicja wierzy w dżentelmeńskie wychowanie i lepsze poczucie humoru, mniej spięte bez wrogów w pobliżu. Jestem Ci winny drinka. - Żartem ze szczyptą pstryczka, już bez przesadnej kurtuazji Kabraxis nakarmił słuch osób przy stoliku: chłodną i powściągliwą Śmierć, uroczo romantycznego łowcę oraz elegancką, ciut spiętą kobietę - w skrócie nieprzychylną mu trójcę.
Trudny był żywot dziecka wyklętego przez Boga, a jako że humor i nastrój mężczyzny były przednie, postanowił odejść od stolika, aby spełnić daną obietnicę i powrócić ze szklanką świeżego drinka w zadość uczynieniu za utratę poprzedniego na rzecz tańca, a także małym bonusem dla dwójki Panów - najlepszym napitkiem polecanym w lokalu.
- Polecam, ponoć dobre. Może mały toast za spotkanie? Tylko jeden. Potem obiecuję zostawić Was w spokoju. - Rzekł spokojnie Kabraxis, po czym zaraz uniósł własną szklankę.
On płacił!
@Margaret Cavendish
@Alexander Huxley
@Śmierć
Margaret Cavendish
Uczeń
Margaret
oh darling
go buy personality
go buy personality
37
58
170
0
Wyprostowana sylwetka i dumna postawa przywodzą skojarzenie z osobą zdecydowaną, nieznoszącą sprzeciwu. Czujne spojrzenie zdaje się zaglądać w głąb duszy, by wydrzeć z niej największe sekrety. Nosi się elegancko w stonowanych barwach, z nieliczną, acz gustowną biżuterią. Roztacza wokół siebie zapach kobiecych perfum z nutą wanilii i drzewa sandałowego oraz cień starego pergaminu.
26
11/08/2024
To szczenięca bezczelność, a może prostota komplementu sprawiły, że ponownie tego wieczora pozwala sobie na uśmiech? A może wcale nie była tak nim poirytowana, jak sądziła? To ciekawa, nieco drażniąca myśl, z którą Margaret nie chce się wcale godzić i sprzeciwia się łagodnej części siebie, która, choć zamknięta w zasuszonym sercu, tak lubi czasem o sobie przypominać. Na moment tylko skupia się na tym, że demon zwyczajnie ignoruje jej pytanie - czy powinna się temu dziwić?
Nienawykła do ściągania na siebie licznych spojrzeń; nie, kiedy oddaje się czemuś tak intymnemu, jak taniec. W przypadku występu przed publicznością, kiedy podczas aukcji wita potencjalnych klientów i w kilku słowach opowiada o dziełach sztuki, nie czuje się skrępowana. Wtedy spodziewa się bycia obserwowaną i ocenianą, wszak wszystko to jest elementem spektaklu, tylko jak to ma się różnić od występu na parkiecie, kiedy tkwi pod czujnym wzrokiem Alexandra? Tak, jest świadoma, że skoro ją zauważył, i to w takim towarzystwie, będzie chciał jej pilnować.
- Co tak dramatycznie? Sądziłam, że chcesz zadbać o mój dobry nastrój - tym razem to ona sięga po rozbawiony ton, kiedy Lawrence częstuje ją znanym frazesem. Czy bardzo się jednak myli?
Cień uśmiechu Alexandra podnosi ją na duchu, wskazując, że nie jest na nią wybitne obrażony. Kłaniający się Blythe jest tu ciekawą zagadką, nie tylko przez wzgląd na pozostawiający chłód warg na wierzchu dłoni. Nienaturalnie wręcz przyciąga jej uwagę i zmusza do zastanowienia, chęci sięgnięcia po rozwikłanie tajemnicy.
- Margaret Cavendish - przedstawia się, a kiedy demon opuszcza ich na moment, pozwala sobie zająć miejsce obok Huxleya, nie tylko dlatego, że jest tu jedyną bliską jej osobą, ale i po to, by móc bez skrępowania osadzić swoją uwagę na Jonathanie.
- Zostało mi podsunięte, że warto poświęcić panu dłuższą chwilę. Co też intrygującego pan w sobie skrywa? - wybrzmiewa bezpośrednie pytanie, kiedy zagląda w głąb czerni oczu Śmierci. Jak bardzo ją zaskoczy?
Przenosi wzrok na powracającego ze szkłem Ashwortha i wznosi jedną brew.
- Tak szybko zamierzasz nas porzucić? - Porzucić mnie?, pyta jej spojrzenie, bo przecież to z nim umówiła się na wspólne wyjście. Teraz zamierza wepchnąć ją w towarzystwo dwóch innych mężczyzn, którym zapewne nie w smak, że ktoś przerywa im rozmowę. - Wobec tego mam nadzieję, że następnym razem dane nam będzie spędzić więcej czasu razem - uśmiecha się, nieznacznie tylko urażona, bo z jednej strony wolałaby, aby do tego spotkania nigdy nie doszło, podczas gdy z drugiej, skoro wreszcie się zgodziła, mogłaby rzeczywiście skorzystać z jego obecności. Przysuwa do siebie szklankę, by nieznacznie wznieść ją ku górze.
@Kabraxis @Śmierć @Alexander Huxley
Nienawykła do ściągania na siebie licznych spojrzeń; nie, kiedy oddaje się czemuś tak intymnemu, jak taniec. W przypadku występu przed publicznością, kiedy podczas aukcji wita potencjalnych klientów i w kilku słowach opowiada o dziełach sztuki, nie czuje się skrępowana. Wtedy spodziewa się bycia obserwowaną i ocenianą, wszak wszystko to jest elementem spektaklu, tylko jak to ma się różnić od występu na parkiecie, kiedy tkwi pod czujnym wzrokiem Alexandra? Tak, jest świadoma, że skoro ją zauważył, i to w takim towarzystwie, będzie chciał jej pilnować.
- Co tak dramatycznie? Sądziłam, że chcesz zadbać o mój dobry nastrój - tym razem to ona sięga po rozbawiony ton, kiedy Lawrence częstuje ją znanym frazesem. Czy bardzo się jednak myli?
Cień uśmiechu Alexandra podnosi ją na duchu, wskazując, że nie jest na nią wybitne obrażony. Kłaniający się Blythe jest tu ciekawą zagadką, nie tylko przez wzgląd na pozostawiający chłód warg na wierzchu dłoni. Nienaturalnie wręcz przyciąga jej uwagę i zmusza do zastanowienia, chęci sięgnięcia po rozwikłanie tajemnicy.
- Margaret Cavendish - przedstawia się, a kiedy demon opuszcza ich na moment, pozwala sobie zająć miejsce obok Huxleya, nie tylko dlatego, że jest tu jedyną bliską jej osobą, ale i po to, by móc bez skrępowania osadzić swoją uwagę na Jonathanie.
- Zostało mi podsunięte, że warto poświęcić panu dłuższą chwilę. Co też intrygującego pan w sobie skrywa? - wybrzmiewa bezpośrednie pytanie, kiedy zagląda w głąb czerni oczu Śmierci. Jak bardzo ją zaskoczy?
Przenosi wzrok na powracającego ze szkłem Ashwortha i wznosi jedną brew.
- Tak szybko zamierzasz nas porzucić? - Porzucić mnie?, pyta jej spojrzenie, bo przecież to z nim umówiła się na wspólne wyjście. Teraz zamierza wepchnąć ją w towarzystwo dwóch innych mężczyzn, którym zapewne nie w smak, że ktoś przerywa im rozmowę. - Wobec tego mam nadzieję, że następnym razem dane nam będzie spędzić więcej czasu razem - uśmiecha się, nieznacznie tylko urażona, bo z jednej strony wolałaby, aby do tego spotkania nigdy nie doszło, podczas gdy z drugiej, skoro wreszcie się zgodziła, mogłaby rzeczywiście skorzystać z jego obecności. Przysuwa do siebie szklankę, by nieznacznie wznieść ją ku górze.
@Kabraxis @Śmierć @Alexander Huxley
Alexander Huxley
Wielki Mistrz Zakonu
Zerknął na Śmierć, ale chyba nie był przekonany. Nie tak do końca. Co prawda nadchodził czas wielkich zmian, wszyscy wokół o tym mówili, jednak rewolucja muzyczna i stylowa to trochę brzmiało jak coś, czego nie przyjdzie mu dożyć.
— Nie jestem pewien, czy to takie proste... ludzie uwielbiają trzymać się znanych rzeczy — rzucił, choć nawet jemu zabrzmiało to trochę pesymistycznie. No i poza tym, ludzie równie mocno pragnęli nowości.
Jednak ta dyskusja musiała umrzeć wraz z pojawieniem się dwójki tancerzy.
W pierwszej chwili chyba nawet nie pomyślał o wstawaniu. Może dlatego, że byli gdzie byli, a on zbyt dobrze znał obydwie osoby, a dla jednej z nich na pewno by tyłka z niczego nie podnosił. Trwało to ułamek sekundy, bo gest Jonathana popchnął go również do wstania z krzesła.
Jego wzrok spoczął na Kabraxisie, który chyba postanowił zacząć się z nimi żegnać. Na chwilę. Oni zaś w międzyczasie usiedli z powrotem, skoro i dama tak postąpiła. Huxley zerknął na Margaret i chyba ani trochę nie dziwił się jej ciekawości. Śmierć intrygowała każdego, zarówno jawnie, jak i podświadomie. A w pierwszym scenariuszu niejednokrotnie dochodziła jeszcze tajemnica nieznanej grozy.
Nie na długo pozostali jednak sami. To, że Ashworth przyniósł alkohol dla Margaret, było oczywiste, kieliszków dla wszystkich chyba powinien się spodziewać. Alex nie zdziwił się, raczej poczuł trochę niezręcznie, bo pierwszą myślą, jaka pojawiła mu się w głowie, to wylać zawartość swojego na podłogę.
— Obiecujesz — powtórzył spokojnie, ale jakby z powątpiewaniem. Może nie w sam fakt, ale sens obietnicy. Niemniej, Huxley podniósł przyniesiony kieliszek ze stołu. — Niech będzie. Mogę wypić za spotkanie przyjaciół — doprecyzował, zaś Kabraxis najlepiej zdawał sobie sprawę, że do tej kategorii się nie zalicza.
@Śmierć @Kabraxis @Margaret Cavendish
— Nie jestem pewien, czy to takie proste... ludzie uwielbiają trzymać się znanych rzeczy — rzucił, choć nawet jemu zabrzmiało to trochę pesymistycznie. No i poza tym, ludzie równie mocno pragnęli nowości.
Jednak ta dyskusja musiała umrzeć wraz z pojawieniem się dwójki tancerzy.
W pierwszej chwili chyba nawet nie pomyślał o wstawaniu. Może dlatego, że byli gdzie byli, a on zbyt dobrze znał obydwie osoby, a dla jednej z nich na pewno by tyłka z niczego nie podnosił. Trwało to ułamek sekundy, bo gest Jonathana popchnął go również do wstania z krzesła.
Jego wzrok spoczął na Kabraxisie, który chyba postanowił zacząć się z nimi żegnać. Na chwilę. Oni zaś w międzyczasie usiedli z powrotem, skoro i dama tak postąpiła. Huxley zerknął na Margaret i chyba ani trochę nie dziwił się jej ciekawości. Śmierć intrygowała każdego, zarówno jawnie, jak i podświadomie. A w pierwszym scenariuszu niejednokrotnie dochodziła jeszcze tajemnica nieznanej grozy.
Nie na długo pozostali jednak sami. To, że Ashworth przyniósł alkohol dla Margaret, było oczywiste, kieliszków dla wszystkich chyba powinien się spodziewać. Alex nie zdziwił się, raczej poczuł trochę niezręcznie, bo pierwszą myślą, jaka pojawiła mu się w głowie, to wylać zawartość swojego na podłogę.
— Obiecujesz — powtórzył spokojnie, ale jakby z powątpiewaniem. Może nie w sam fakt, ale sens obietnicy. Niemniej, Huxley podniósł przyniesiony kieliszek ze stołu. — Niech będzie. Mogę wypić za spotkanie przyjaciół — doprecyzował, zaś Kabraxis najlepiej zdawał sobie sprawę, że do tej kategorii się nie zalicza.
@Śmierć @Kabraxis @Margaret Cavendish
Śmierć
Śmierć
Jonathan Blythe
I błądząc, w okno uśpione
liśćmi krwawymi się rzucę
i wrócę do ciebie czarnym upiorem,
na pewno wrócę
liśćmi krwawymi się rzucę
i wrócę do ciebie czarnym upiorem,
na pewno wrócę
43 lata / eony
80 kg
185 cm
0
Przenikliwe spojrzenie ciemnych oczu, sięgające gdzieś daleko w głąb cielesnej powłoki rozmówcy. Lodowato zimne dłonie, nieco nieprzyjemne w dotyku. Zawsze nienaganny ubiór. Aura, która może być widoczna dla nadnaturalnych jest niezwykle słaba, zabarwiona na szary odcień.
45
25/05/2024
Ciekawość, jaką Śmierć powodowała u ludzi, była zarówno jej przekleństwem jak i błogosławieństwem. Prościej było przetrwać na Ziemi, nie wzbudzając naturalnej niechęci czy strachu. Zaintrygowanie, a ostatecznie nawet i zaufanie, które wzbudzał Jonathan Blythe było cudowną odskocznią od samotności i pustki jaką oferowało Limbo. Może jednak Sędzia miał coś wspólnego z Bogiem – podobnie jak On, uważał że ludzie są pięknym tworem. Dalej podobieństwa zaczynały się zacierać, bo w przeciwieństwie do Najwyższego Pana, Śmierć pozostawała całkowicie neutralna wobec pojęcia dobra i zła. Czerń i biel były tak samo skrajne, tak samo wyraziste i puste zarazem. Demon czy Anioł, w oczach Kostuchy nie miało to wielkiego znaczenia.
Słysząc pytanie Margaret, Jonathan spojrzał na Księcia Piekieł i uśmiechnął się delikatnie.
— Och, słyszała pani, że warto mi poświęcić czas? Nie sądziłem, że Lawrence tak o mnie uważa. — Ciemne oczy Śmierci na powrót przeniosły się na twarz Margaret, poświęcając jej całą uwagę. — Cóż… każdego intrygują inne rzeczy, to zależy czego szukasz w ludziach. Jestem pewien, że połowa z osób zebranych tutaj jest równie, a może i bardziej ciekawa niż ja.
Czy Kostucha świadomie grała na tajemniczości, jaka ją otaczała? Czy może chodziło po prostu o niechęć do ujawnienia się – Anioły i Demony, choć powinny zachowywać swoją prawdziwą naturę dla siebie, wciąż miały w tym aspekcie większą dowolność. Nawet Widzący nie powinni znać prawdziwej tożsamości Jonathana Blythe’a. Był jedynie psychiatrą, mieszkańcem Londynu, a przedziwna aura jaka go otaczała stanowiła zagadkę i powód do domysłów. Na domysłach ta droga miała się kończyć.
— Można powiedzieć, że trochę podróżowałem i poznałem naprawdę wielu ludzi. Skrywam w sobie jedynie dużo doświadczeń, bo uważam, że tylko przed doświadczenia można w pełni poznać własną naturę. Czy warto poświęcić mi chwilę zależy już od pani.
Mroczny Kosiarz także uniósł szklankę z alkoholem podarowaną mu przez Demona, taksując spojrzeniem każdego z zgromadzonych. Doprawdy przedziwne spotkanie, brakowało jeszcze Najwyższego Anioła – wtedy faktycznie mogliby wypić za spotkanie przyjaciół i sojuszników, główny cel jaki im obecnie przyświecał był w końcu taki sam, prawda?
— A więc za przyjaciół. — Uśmiech Śmierci błysnął szeroko, zanim trunek wylądował w jej gardle.
@Kabraxis @Margaret Cavendish @Alexander Huxley
Słysząc pytanie Margaret, Jonathan spojrzał na Księcia Piekieł i uśmiechnął się delikatnie.
— Och, słyszała pani, że warto mi poświęcić czas? Nie sądziłem, że Lawrence tak o mnie uważa. — Ciemne oczy Śmierci na powrót przeniosły się na twarz Margaret, poświęcając jej całą uwagę. — Cóż… każdego intrygują inne rzeczy, to zależy czego szukasz w ludziach. Jestem pewien, że połowa z osób zebranych tutaj jest równie, a może i bardziej ciekawa niż ja.
Czy Kostucha świadomie grała na tajemniczości, jaka ją otaczała? Czy może chodziło po prostu o niechęć do ujawnienia się – Anioły i Demony, choć powinny zachowywać swoją prawdziwą naturę dla siebie, wciąż miały w tym aspekcie większą dowolność. Nawet Widzący nie powinni znać prawdziwej tożsamości Jonathana Blythe’a. Był jedynie psychiatrą, mieszkańcem Londynu, a przedziwna aura jaka go otaczała stanowiła zagadkę i powód do domysłów. Na domysłach ta droga miała się kończyć.
— Można powiedzieć, że trochę podróżowałem i poznałem naprawdę wielu ludzi. Skrywam w sobie jedynie dużo doświadczeń, bo uważam, że tylko przed doświadczenia można w pełni poznać własną naturę. Czy warto poświęcić mi chwilę zależy już od pani.
Mroczny Kosiarz także uniósł szklankę z alkoholem podarowaną mu przez Demona, taksując spojrzeniem każdego z zgromadzonych. Doprawdy przedziwne spotkanie, brakowało jeszcze Najwyższego Anioła – wtedy faktycznie mogliby wypić za spotkanie przyjaciół i sojuszników, główny cel jaki im obecnie przyświecał był w końcu taki sam, prawda?
— A więc za przyjaciół. — Uśmiech Śmierci błysnął szeroko, zanim trunek wylądował w jej gardle.
@Kabraxis @Margaret Cavendish @Alexander Huxley
Kabraxis
Król Piekieł
Słowa Margaret niemal ugodziły demoniczne serce. Azjata aż złapał się teatralnie za lewą pierś, po czym kontynuował komiczne przedstawienie dla uciechy dusz i podtrzymania niewielkiego światełka swojskiej atmosfery, przez które nawet Kostucha się uśmiechnęła.
- Nie mów, że będziesz za mną tęsknić! Poruszyłaś moim wnętrzem. - Wszystko, włącznie z wypowiedzią Kabraxisa wprost z głębi “rozczulonego” jestestwa, miało miejsce po stuknięciu się szklankami, nawet z tą należącą do Alexa! Bez obaw, obietnica była prawdziwa, ale, hah, nikt, ni tym bardziej on, Demon we własnej osobie, nie określił, jak długo będzie uprzykrzać im życie po toaście.
- Nie bądź taki skromny! - W trwającym rozbawieniu mężczyzna zwrócił się do Śmierci, a następnie do Margaret.
- Nie wierz mu. Posiada ogrom wiedzy, że mógłby na spokojnie pracować jako wykładowca historii na uniwersytecie. Ciekawe jak ciężko mieliby z nim studenci. - Swojskość pomogła na chwilę zapomnieć o niesnaskach i stanowiskach, które odgórnie przyczepiały do niektórych mniej lub bardziej przychylne notki.
Pojęcia Mrocznego Kosiarza tudzież Mistrza Zakonu chwilowo traciły na znaczeniu w miejscu przepełnionym ludzkimi bytami, smrodem fajek i perfum unoszących się z masą innych woni w powietrzu. Niezmienne pozostały jedynie spojrzenia i poniekąd wewnętrzny dystans. Upadły nie miał go nikomu za złe - nawet nie bronił się przed obserwacją, wszak czynił podobnie - patrzył, ale nie oceniał, jeno wychwytywał drobniutkie detale, które skrywane pod płaszczykiem maski, mogły opisywać prawdziwe emocje danej jednostki – niechęć, kpiący uśmieszek, szczere rozbawienie lub smutek i stagnację rozdzierające jestestwo od środka.
- Jak miło spotkać się w znajomym gronie, porozmawiać i wyluzować. Długo już tutaj siedzicie? - Drink rozlał się przyjemnie kopiącym potokiem po ciele. Nic dziwnego, że Demon, chcąc czy nie, musiał się na chwilę przysiąść.
@Alexander Huxley
@Śmierć
@Margaret Cavendish
- Nie mów, że będziesz za mną tęsknić! Poruszyłaś moim wnętrzem. - Wszystko, włącznie z wypowiedzią Kabraxisa wprost z głębi “rozczulonego” jestestwa, miało miejsce po stuknięciu się szklankami, nawet z tą należącą do Alexa! Bez obaw, obietnica była prawdziwa, ale, hah, nikt, ni tym bardziej on, Demon we własnej osobie, nie określił, jak długo będzie uprzykrzać im życie po toaście.
- Nie bądź taki skromny! - W trwającym rozbawieniu mężczyzna zwrócił się do Śmierci, a następnie do Margaret.
- Nie wierz mu. Posiada ogrom wiedzy, że mógłby na spokojnie pracować jako wykładowca historii na uniwersytecie. Ciekawe jak ciężko mieliby z nim studenci. - Swojskość pomogła na chwilę zapomnieć o niesnaskach i stanowiskach, które odgórnie przyczepiały do niektórych mniej lub bardziej przychylne notki.
Pojęcia Mrocznego Kosiarza tudzież Mistrza Zakonu chwilowo traciły na znaczeniu w miejscu przepełnionym ludzkimi bytami, smrodem fajek i perfum unoszących się z masą innych woni w powietrzu. Niezmienne pozostały jedynie spojrzenia i poniekąd wewnętrzny dystans. Upadły nie miał go nikomu za złe - nawet nie bronił się przed obserwacją, wszak czynił podobnie - patrzył, ale nie oceniał, jeno wychwytywał drobniutkie detale, które skrywane pod płaszczykiem maski, mogły opisywać prawdziwe emocje danej jednostki – niechęć, kpiący uśmieszek, szczere rozbawienie lub smutek i stagnację rozdzierające jestestwo od środka.
- Jak miło spotkać się w znajomym gronie, porozmawiać i wyluzować. Długo już tutaj siedzicie? - Drink rozlał się przyjemnie kopiącym potokiem po ciele. Nic dziwnego, że Demon, chcąc czy nie, musiał się na chwilę przysiąść.
@Alexander Huxley
@Śmierć
@Margaret Cavendish
Margaret Cavendish
Uczeń
Margaret
oh darling
go buy personality
go buy personality
37
58
170
0
Wyprostowana sylwetka i dumna postawa przywodzą skojarzenie z osobą zdecydowaną, nieznoszącą sprzeciwu. Czujne spojrzenie zdaje się zaglądać w głąb duszy, by wydrzeć z niej największe sekrety. Nosi się elegancko w stonowanych barwach, z nieliczną, acz gustowną biżuterią. Roztacza wokół siebie zapach kobiecych perfum z nutą wanilii i drzewa sandałowego oraz cień starego pergaminu.
26
11/08/2024
Na teatralny gest Kabraxisa kręci głową, ni to z rozbawieniem, ni niedowierzaniem. Przesadny dramatyzm musi być jego drugim imieniem. Nie jest to cecha zarezerwowana wyłącznie dla niego, acz wyraźnie podkreśla, że jest prostym lekkoduchem.
- Każde doświadczenie nas kształtuje. To od naszej mądrości zależy, jakie wnioski z nich wyciągniemy i czego się zeń nauczymy - rzuca swobodnie, nieco wzruszając przy tym ramionami, bo górnolotne frazesy są czymś, w czym naturalnie się obraca. Szczególnie posługuje się nimi w pracy, kiedy trzeba klientowi podsunąć kilka oczywistości, które ten bierze za prawdę objawioną. I oczywiście, że każdy z tu zebranych miałby wiele do powiedzenia i historii do przedstawienia, lecz nie o każdym Lawrence wspominał, jakoby miał być godnym uwagi. - Własnej natury nie da się dokładnie poznać. Ta stale się zmienia, ewoluuje, w zależności od tego, z kim i czym ma się do czynienia. Ale o tym już pan pewnie wie, panie Blythe, że jest to ciągła podróż - podsumowuje, pozwalając sobie na nieco szerszy uśmiech.
Czy siedzący przed nią mężczyzna wygląda na historyka? Szalonego, przepełnionego pasją wobec swoich koników wykładowcę? A może nudnego i monotematycznego flegmatyka, lubującego się w konkretnej dziedzinie? Żadne z tych określeń nie pasuje do Jonatana, lecz skoro nie widać tego na pierwszy rzut oka, należy pogrzebać głębiej; tylko czy klubowa sala i towarzystwo demona oraz zakonnego mistrza są aby dobrymi ku temu warunkami?
O ile dystans Blythe wobec Ashwortha wydaje się być subtelny, o tyle Huxley mniej kryje się ze swoją niechęcią względem demona. Nie, wcale mu się nie dziwi, wszak jako Wielki Mistrz niesie przykład jawnej pogardy wobec piekielnych istot, co w jego przypadku nie jest wyłącznie na pokaz. Może tym lepiej, że zajęła miejsce między nimi, blokując dostęp do potencjalnych rękoczynów.
Wychylony alkohol rozlewa się po przełyku palącym ciepłem, a myśli zaraz dziwnie gnają ku osobie Jonathana - czy toast sprawi, że krew w jego żyłach zacznie szybciej płynąć, a może nadal straszyć będzie uporczywym chłodem?
- Nie zajmiemy wiele czasu - zastrzega od razu, kiedy Kabraxis zaczyna tym swoim niby-niewinnym tonem. - Lawrence wziął sobie za punkt honoru wyrwanie mnie z codzienności. Muszę przyznać, że to dość osobliwe miejsce, jednocześnie napawające radością, że ludzie potrafią radzić sobie z trudnościami i wiedzą, jak o siebie zadbać - kluczy gdzieś między subtelną grzecznością, a wątpliwą przyjemnością czerpaną z wizytą w klubie. Jeszcze kilka lat temu chętnie bywałaby na takich potańcówkach, ciesząc się beztroską, jednak dziś czuje się tu odrobinę nie na miejscu, zwłaszcza w tym specyficznym towarzystwie. Cavendish wodzi wzrokiem po sali, tylko na moment zatrzymując się na poszczególnych twarzach, opuszką palca przesuwając bezwiednie po krawędzi szklanki. - Jest to chyba jedna z tych ciekawych ludzkich cech, że mimo przeciwności, potrafią w życiu odnaleźć to, co podniesie ich na duchu. Uważam, że taka jest, chociażby rola sztuki, malarstwa, muzyki. Pogrążeni w mroku, epidemii, czy też wojny, poszukują odskoczni, ucieczki od negatywnych myśli, nie chcąc pławić się w wyniszczającym marazmie. - Mówiąc o ludziach, odnosi się do nich, oceniając człowieka z dystansu, co może dawać wrażenie, jakby nie do końca się z nim utożsamiała, lecz jest to zupełnie mylny wniosek.
@Kabraxis @Śmierć @Alexander Huxley
- Każde doświadczenie nas kształtuje. To od naszej mądrości zależy, jakie wnioski z nich wyciągniemy i czego się zeń nauczymy - rzuca swobodnie, nieco wzruszając przy tym ramionami, bo górnolotne frazesy są czymś, w czym naturalnie się obraca. Szczególnie posługuje się nimi w pracy, kiedy trzeba klientowi podsunąć kilka oczywistości, które ten bierze za prawdę objawioną. I oczywiście, że każdy z tu zebranych miałby wiele do powiedzenia i historii do przedstawienia, lecz nie o każdym Lawrence wspominał, jakoby miał być godnym uwagi. - Własnej natury nie da się dokładnie poznać. Ta stale się zmienia, ewoluuje, w zależności od tego, z kim i czym ma się do czynienia. Ale o tym już pan pewnie wie, panie Blythe, że jest to ciągła podróż - podsumowuje, pozwalając sobie na nieco szerszy uśmiech.
Czy siedzący przed nią mężczyzna wygląda na historyka? Szalonego, przepełnionego pasją wobec swoich koników wykładowcę? A może nudnego i monotematycznego flegmatyka, lubującego się w konkretnej dziedzinie? Żadne z tych określeń nie pasuje do Jonatana, lecz skoro nie widać tego na pierwszy rzut oka, należy pogrzebać głębiej; tylko czy klubowa sala i towarzystwo demona oraz zakonnego mistrza są aby dobrymi ku temu warunkami?
O ile dystans Blythe wobec Ashwortha wydaje się być subtelny, o tyle Huxley mniej kryje się ze swoją niechęcią względem demona. Nie, wcale mu się nie dziwi, wszak jako Wielki Mistrz niesie przykład jawnej pogardy wobec piekielnych istot, co w jego przypadku nie jest wyłącznie na pokaz. Może tym lepiej, że zajęła miejsce między nimi, blokując dostęp do potencjalnych rękoczynów.
Wychylony alkohol rozlewa się po przełyku palącym ciepłem, a myśli zaraz dziwnie gnają ku osobie Jonathana - czy toast sprawi, że krew w jego żyłach zacznie szybciej płynąć, a może nadal straszyć będzie uporczywym chłodem?
- Nie zajmiemy wiele czasu - zastrzega od razu, kiedy Kabraxis zaczyna tym swoim niby-niewinnym tonem. - Lawrence wziął sobie za punkt honoru wyrwanie mnie z codzienności. Muszę przyznać, że to dość osobliwe miejsce, jednocześnie napawające radością, że ludzie potrafią radzić sobie z trudnościami i wiedzą, jak o siebie zadbać - kluczy gdzieś między subtelną grzecznością, a wątpliwą przyjemnością czerpaną z wizytą w klubie. Jeszcze kilka lat temu chętnie bywałaby na takich potańcówkach, ciesząc się beztroską, jednak dziś czuje się tu odrobinę nie na miejscu, zwłaszcza w tym specyficznym towarzystwie. Cavendish wodzi wzrokiem po sali, tylko na moment zatrzymując się na poszczególnych twarzach, opuszką palca przesuwając bezwiednie po krawędzi szklanki. - Jest to chyba jedna z tych ciekawych ludzkich cech, że mimo przeciwności, potrafią w życiu odnaleźć to, co podniesie ich na duchu. Uważam, że taka jest, chociażby rola sztuki, malarstwa, muzyki. Pogrążeni w mroku, epidemii, czy też wojny, poszukują odskoczni, ucieczki od negatywnych myśli, nie chcąc pławić się w wyniszczającym marazmie. - Mówiąc o ludziach, odnosi się do nich, oceniając człowieka z dystansu, co może dawać wrażenie, jakby nie do końca się z nim utożsamiała, lecz jest to zupełnie mylny wniosek.
@Kabraxis @Śmierć @Alexander Huxley
Maxime Huxley
Uczeń
Zgodnie z zaleceniem KAPIBARIXA wbijamy (Maxime i UP (Levi)) na chama i piszemy równoległy wątek.
13.01.1947r.
13.01.1947r.
Długo myślał nad swoją misją, chociaż zdecydowanie więcej debatował nad tym w co się ubrać, aniżeli jakie pytania zadawać i kogo właściwie pytać. Musiał się wpasować w tłum, a do klubów i takich miejsc nie wychodził za często, nie były to jego klimaty do tego był w swoim mniemaniu za młody i zbyt wiele przykrości mu się w życiu stało kiedy wychodził na miasto sam. Teraz jednak zbliżały się jego urodziny, no i właśnie zadanie od ojca na niego spadło, no niekoniecznie zadanie, ale propozycja pomocy.
Poszedł więc do słynnej Dancing Queen. Trochę słyszał plotek o tym miejscu, jednak nic nie było potwierdzone, no i przecież ludzie gadają różne głupoty byle tylko zgnoić biznes wroga, o każdej restauracji takie głupoty krążą. Stanął przed wejściem, poprawił zapięcie koszuli, ułożenie włosów, sprawdził po kieszeniach czy wszystko ma i wszedł do środka. Od początku poczuł specyficzny klimat tego miejsca, zapach, muzyka, oświetlenie, wszystko grało ze sobą idealnie, podsycane zapachem kawy, alkoholu i rozmów młodych ludzi.
Stanął przy barze, usiadł na stołku i jeszcze po chwili rozglądania się po ludziach zwrócił się do barmana.
- Macie tutaj herbatę? Albo lemoniadę? - nie miał pojęcia jaka była oferta baru i czy na pewno są tu rzeczy bezalkoholowe. Tak mało wiedział o życiu.
@Levi O'donnel
Universal Person
Universal Person
Universal Person
Przewodnik po świecie, ten, który ma wpływ na pomniejsze wydarzenia.
???
???
???
0
46
21/06/2024
Godzina była dość młoda, choć słońce już dawno schowało się za horyzontem. Uroki zimy. Ludzie wchodzili do lokalu poubierani w elefanckie płaszcze i naturalne futra. Zapach drogich perfum mieszał się i gubił wraz z palonymi wewnątrz papierosami cygarami. Na parkiecie tańczyli pierwsze odważne pary tego wieczora, choć na ten moment najbardziej oblegany był bar oraz stoliki. Widać, że ludzie musieli najpierw nabrać odpowiedniej atmosfery, w tym odpowiedniej ilości alkoholu we krwi. Naturalna kolej rzeczy.
W środku rozbrzmiewała rytmiczna, powolna muzyka. Niestety, był to jazz. Zdecydowanej większości przebywających nie przeszkadzał ten rodzaj brzmienia, zwłaszcza że głosu udzielała pewna młoda, piękna kobieta. Blondynka o błękitnych oczach i głosie niespodziewanie niskim - jak na kobietę - a jednocześnie zadziornym, charakterystycznie załamującym się w pewnych momentach. Jej śpiew z pewnością przyprawiał o ciarki klientelę.
Barman za ladą akurat przecierał blat w miejscu, gdzie nie stały żadne szkła. Zerknął na młodzieńca jedynie przelotem, a kiedy dotarło do niego, że ten coś do niego powiedział, wyprostował się jeszcze raz i obdarzył spojrzeniem z pełną uwagą.
- Lemoniadę. Z dodatkiem czy bez? - Spytał, opierając się na blacie rękami po przeciwległych stronach. Nie kwestionował wieku młodego klienta. Było mu to najwyraźniej obojętne, czy młody dostałby alkohol, czy nie.
Maxime nie był sam przy barze. Oczywiście - poza barmanem - przesiadywała samotnie pijąca swojego drinka starsza kobieta. Na oko miała ponad czterdzieści lat. Widok o tyle nietypowy, gdyż kobiety w takim wieku zwykły chadzać do lokali w towarzystwie swoich mężów lub innych przyjaciółek. Z drugiego końca w jej stronę łypał mężczyzna, nieco młodszy od niej. Opierał się o blat, wyczekując powrotu barmana, aby móc o coś go zaczepić.
W środku rozbrzmiewała rytmiczna, powolna muzyka. Niestety, był to jazz. Zdecydowanej większości przebywających nie przeszkadzał ten rodzaj brzmienia, zwłaszcza że głosu udzielała pewna młoda, piękna kobieta. Blondynka o błękitnych oczach i głosie niespodziewanie niskim - jak na kobietę - a jednocześnie zadziornym, charakterystycznie załamującym się w pewnych momentach. Jej śpiew z pewnością przyprawiał o ciarki klientelę.
Barman za ladą akurat przecierał blat w miejscu, gdzie nie stały żadne szkła. Zerknął na młodzieńca jedynie przelotem, a kiedy dotarło do niego, że ten coś do niego powiedział, wyprostował się jeszcze raz i obdarzył spojrzeniem z pełną uwagą.
- Lemoniadę. Z dodatkiem czy bez? - Spytał, opierając się na blacie rękami po przeciwległych stronach. Nie kwestionował wieku młodego klienta. Było mu to najwyraźniej obojętne, czy młody dostałby alkohol, czy nie.
Maxime nie był sam przy barze. Oczywiście - poza barmanem - przesiadywała samotnie pijąca swojego drinka starsza kobieta. Na oko miała ponad czterdzieści lat. Widok o tyle nietypowy, gdyż kobiety w takim wieku zwykły chadzać do lokali w towarzystwie swoich mężów lub innych przyjaciółek. Z drugiego końca w jej stronę łypał mężczyzna, nieco młodszy od niej. Opierał się o blat, wyczekując powrotu barmana, aby móc o coś go zaczepić.
Maxime Huxley
Uczeń
Zignorowany pochwalił taki obrót sytuacji, dobrze, niech nie gada do niego bez sensu, bo nie będzie mieć czasu przemyśleć sytuacji. W końcu jednak śledztwo trzeba było zacząć, a najlepiej było to zrobić zamówieniem.
Lemoniada, cudownie. Uniósł brew dopiero po sekundzie rozumiejąc czym był ten dodatek.
- Bez, poproszę. - odpowiedział i uśmiechnął się. Trochę mu niezręcznie było kiedy tak w napięciu czekał czy zapytają go o wiek czy nie, ale chyba tego wieczoru mu się uda. Hm, może kolejny drink powinien być w takim razie z dodatkiem?
- Mam pytanie. Czy nie przychodzi tutaj czasami taki Azjata? Ciemne włosy, krótsze, skośne oczy? Dość przystojny. - czy był on przystojny? Jakoś tak nie umiał myśleć w takich kategoriach o księdzu, nawet jeśli tylko udawał on swój zawód w służbie Boga.
@Universal Person
Lemoniada, cudownie. Uniósł brew dopiero po sekundzie rozumiejąc czym był ten dodatek.
- Bez, poproszę. - odpowiedział i uśmiechnął się. Trochę mu niezręcznie było kiedy tak w napięciu czekał czy zapytają go o wiek czy nie, ale chyba tego wieczoru mu się uda. Hm, może kolejny drink powinien być w takim razie z dodatkiem?
- Mam pytanie. Czy nie przychodzi tutaj czasami taki Azjata? Ciemne włosy, krótsze, skośne oczy? Dość przystojny. - czy był on przystojny? Jakoś tak nie umiał myśleć w takich kategoriach o księdzu, nawet jeśli tylko udawał on swój zawód w służbie Boga.
@Universal Person
Universal Person
Universal Person
Universal Person
Przewodnik po świecie, ten, który ma wpływ na pomniejsze wydarzenia.
???
???
???
0
46
21/06/2024
Barman nie kiwnął nawet głową, po prostu odszedł na moment, żeby móc przygotować wodę z wyciśniętym sokiem z cytryny. Gdzieś w międzyczasie wychwycił wzrok mężczyzny, kiedy ten machnął do niego ręką. Wręczył Maxime zamówienie, czekając na zapłatę. Zamiast tego, został zaczepiony pytaniem. Pracownik baru miał około pięćdziesięciu lat, był już starszy, ciemne włosy pokrywały się siwizną. Jego błękitne, dojrzałe spojrzenie zwróciło uwagę na młodzieńczą twarz. Jego brew uniosła się ku górze. W jego mimice rodziło się coś na wzór zniesmaczenia, kiedy chłopak opisał innego mężczyznę przystojnym. Jednak powstrzymał się od komentarza w tej kwestii. Wiedział, że i tacy przychodzili do lokalu.
- Przychodzi. - Zaczął, kiwając głową. Przy okazji przewiesił ścierkę przez ramię, żeby oprzeć się znowu o blat rękami. - Trzech takich przynajmniej. Chińczyków, ciemne włosy, skośne oczy. - Urwał, obserwując uważnie młodego. - Każdy z nich wygląda tak samo i właśnie tak, jak opisałeś, młodzieńcze. Opisz go bardziej szczegółowo... O ile się da. Żółtych ciężko rozróżnić. - Przy końcowym zdaniu wypuścił parsknięcie. Najwyraźniej należał do tych niezbyt przychylnie nastawionych wobec mieszkańców Chinatown. Potem pokręcił głową w dezaprobacie, prawdopodobnie w reakcji na własne przemyślenia.
- Przychodzi. - Zaczął, kiwając głową. Przy okazji przewiesił ścierkę przez ramię, żeby oprzeć się znowu o blat rękami. - Trzech takich przynajmniej. Chińczyków, ciemne włosy, skośne oczy. - Urwał, obserwując uważnie młodego. - Każdy z nich wygląda tak samo i właśnie tak, jak opisałeś, młodzieńcze. Opisz go bardziej szczegółowo... O ile się da. Żółtych ciężko rozróżnić. - Przy końcowym zdaniu wypuścił parsknięcie. Najwyraźniej należał do tych niezbyt przychylnie nastawionych wobec mieszkańców Chinatown. Potem pokręcił głową w dezaprobacie, prawdopodobnie w reakcji na własne przemyślenia.
Maxime Huxley
Uczeń
Zapłata, właśnie, zapomniałby o niej, heh, nie chodził do takich miejsc, to dlatego! Domyśliwszy się wyciągnął portfel i szybko zapłacił ile było trzeba.
Otrzymanie odpowiedzi od raz tak bez żadnego targowania się go całkowicie zaskoczyło. Przychodzi? To cudownie, wspaniale, ale co mu po tym? Potrzebował więcej. Ah, zaraz... faktycznie potrzebował więcej, bo może mówił nie o tym Azjacie, którego chciał wyśledzić.
- Oh… Jasne... On... Będąc przy nim czasami daje wrażenie niepokoju jakby. - czy ludzie zrozumieją jakie wrażenia daje obecność demona? - Lawrence się nazywa, Ashworth… Ksiądz w mojej parafii, dlatego tak pytam o niego. - młodzik przychodzi do baru i pyta o księdza? A co oni nie mogą się zabawić raz na jakiś czas? Nie wiedział do końca, jak mężczyznę opisać, bo w końcu ksiądz, jak to ksiądz, każdy wie jak wygląda, ale prywatnie pewnie nosi zupełnie inne ubrania, chyba że mały z niego wariat i w kościelnych szatach idzie w tango.
@Universal Person
Otrzymanie odpowiedzi od raz tak bez żadnego targowania się go całkowicie zaskoczyło. Przychodzi? To cudownie, wspaniale, ale co mu po tym? Potrzebował więcej. Ah, zaraz... faktycznie potrzebował więcej, bo może mówił nie o tym Azjacie, którego chciał wyśledzić.
- Oh… Jasne... On... Będąc przy nim czasami daje wrażenie niepokoju jakby. - czy ludzie zrozumieją jakie wrażenia daje obecność demona? - Lawrence się nazywa, Ashworth… Ksiądz w mojej parafii, dlatego tak pytam o niego. - młodzik przychodzi do baru i pyta o księdza? A co oni nie mogą się zabawić raz na jakiś czas? Nie wiedział do końca, jak mężczyznę opisać, bo w końcu ksiądz, jak to ksiądz, każdy wie jak wygląda, ale prywatnie pewnie nosi zupełnie inne ubrania, chyba że mały z niego wariat i w kościelnych szatach idzie w tango.
@Universal Person
Alexander Huxley
Wielki Mistrz Zakonu
Zerknął na Ashwortha, który postanowił potrenować swoje aktorskie talenta. Kącik ust Huxleya drgnął lekko ku górze, ale głównie z powodu jego własnych myśli. Alkohol i poruszające się wnętrze nie brzmiały jak dobre połączenie i gdyby nie stosunkowo eleganckie otoczenie, pewnie powiedziałby to na głos.
Słowa Jonathana wydawały się teatralną skromnością, wszak był wszystkim tym, co najbardziej powinno tu intrygować. Ostatecznym i przejściowym końcem zarazem. Pośrednikiem pomiędzy światami, a zatem zapewne znającym o wiele więcej ich tajemnic, niż każde z ich mieszkańców. To jednak obudziło w głowie Alexandra pewne pytanie. Pytanie, które przez lata chował pogrzebane pod rzekomo logicznymi argumentami, jakoby było niepotrzebne. A jednak tak naprawdę kwestia ta ciągle mu umykała. Dlaczego Bóg w ogóle potrzebował takiego pośrednika? Albo skoro nie stworzył śmierci, to kim tak naprawdę był Jonathan? To była ta cząstka jego osoby, która niepokoiła za każdym razem, gdy sobie o tym przypomniał.
Nie przyznałby tego Kabraxisowi, ale demon miał rację, warto było poświęcić Blythowi trochę czasu. Zerknął na Margaret i miał wrażenie, że oboje widzą rzecz z dwóch różnych punktów.
— Nieosiągalny cel, do którego warto dążyć mimo wszystko — przyznał. — Tylko przez doświadczenie też można poznać własne umiejętności. A także je rozwinąć — dodał, niejako przyznając mu rację w tym zakresie.
Nadszedł czas na toast. Toast, który tak bardzo mierził go swoim istnieniem, gest wykonywany na prośbę demona wydawał się obrzydliwy, a jednak nie dawał tego po sobie poznać. Przeinaczenie słów Lawrence'a trochę w tym pomagało. Dźwięk delikatnie uderzanych o siebie szklanek wydawał się głośniejszy niż powinien, jakby zaraz ktoś miał na nich spojrzeć z dezaprobatą, choć nikt wokół nie mógłby tego zrobić.
— O, myślę, że dość łatwo. Studenci mają problem zwykle wtedy, kiedy nie chce im się uczyć, a tego bywają dwie przyczyny — skomentował kolejne słowa demona i to akurat przyszło mu zaskakująco swobodnie w porównaniu co całej poprzedniej rozmowy. — Stosunkowo niedługo... — Cóż więcej mógł rzec, wypalili parę papierosów, wypili szklankę, to znaczy on, bo Blythe siedział z pewnością dłużej, sądząc po zawartości popielniczki.
Zerknął znów na Margaret, kiedy oznajmiła, że nie zamierza się zasiedzieć. A potem popłynęła z kolejnymi przemyśleniami. Nie przerywał jej.
— Jedni potrafią, inni nie. A niektórym tylko się wydaje, że znaleźli remedium na swoje smutki, w rzeczywistości sprowadzając na siebie kolejne problemy — skomentował spokojnie, jakby rzucanie tak pesymistycznych uwag było całkiem normalną codziennością. — Ale to prawda, ludzie w najgorszych mrokach potrafią sobie znaleźć swoją iskierkę, nawet w najbardziej niepozornym miejscu... zwykle niewiele trzeba, żeby poczuć się lepiej — dodał zaraz, może nieco prostując swoje podejście. Nic nie mógł jej na to poradzić, taki już miał zwyczaj patrzenia na sprawy z każdej strony, zarówno dobrej, jak i złej, a z tej złej zwykle na początku. Dzięki temu człowieka spotykało mniej rozczarowań.
@Śmierć @Kabraxis @Margaret Cavendish
Słowa Jonathana wydawały się teatralną skromnością, wszak był wszystkim tym, co najbardziej powinno tu intrygować. Ostatecznym i przejściowym końcem zarazem. Pośrednikiem pomiędzy światami, a zatem zapewne znającym o wiele więcej ich tajemnic, niż każde z ich mieszkańców. To jednak obudziło w głowie Alexandra pewne pytanie. Pytanie, które przez lata chował pogrzebane pod rzekomo logicznymi argumentami, jakoby było niepotrzebne. A jednak tak naprawdę kwestia ta ciągle mu umykała. Dlaczego Bóg w ogóle potrzebował takiego pośrednika? Albo skoro nie stworzył śmierci, to kim tak naprawdę był Jonathan? To była ta cząstka jego osoby, która niepokoiła za każdym razem, gdy sobie o tym przypomniał.
Nie przyznałby tego Kabraxisowi, ale demon miał rację, warto było poświęcić Blythowi trochę czasu. Zerknął na Margaret i miał wrażenie, że oboje widzą rzecz z dwóch różnych punktów.
— Nieosiągalny cel, do którego warto dążyć mimo wszystko — przyznał. — Tylko przez doświadczenie też można poznać własne umiejętności. A także je rozwinąć — dodał, niejako przyznając mu rację w tym zakresie.
Nadszedł czas na toast. Toast, który tak bardzo mierził go swoim istnieniem, gest wykonywany na prośbę demona wydawał się obrzydliwy, a jednak nie dawał tego po sobie poznać. Przeinaczenie słów Lawrence'a trochę w tym pomagało. Dźwięk delikatnie uderzanych o siebie szklanek wydawał się głośniejszy niż powinien, jakby zaraz ktoś miał na nich spojrzeć z dezaprobatą, choć nikt wokół nie mógłby tego zrobić.
— O, myślę, że dość łatwo. Studenci mają problem zwykle wtedy, kiedy nie chce im się uczyć, a tego bywają dwie przyczyny — skomentował kolejne słowa demona i to akurat przyszło mu zaskakująco swobodnie w porównaniu co całej poprzedniej rozmowy. — Stosunkowo niedługo... — Cóż więcej mógł rzec, wypalili parę papierosów, wypili szklankę, to znaczy on, bo Blythe siedział z pewnością dłużej, sądząc po zawartości popielniczki.
Zerknął znów na Margaret, kiedy oznajmiła, że nie zamierza się zasiedzieć. A potem popłynęła z kolejnymi przemyśleniami. Nie przerywał jej.
— Jedni potrafią, inni nie. A niektórym tylko się wydaje, że znaleźli remedium na swoje smutki, w rzeczywistości sprowadzając na siebie kolejne problemy — skomentował spokojnie, jakby rzucanie tak pesymistycznych uwag było całkiem normalną codziennością. — Ale to prawda, ludzie w najgorszych mrokach potrafią sobie znaleźć swoją iskierkę, nawet w najbardziej niepozornym miejscu... zwykle niewiele trzeba, żeby poczuć się lepiej — dodał zaraz, może nieco prostując swoje podejście. Nic nie mógł jej na to poradzić, taki już miał zwyczaj patrzenia na sprawy z każdej strony, zarówno dobrej, jak i złej, a z tej złej zwykle na początku. Dzięki temu człowieka spotykało mniej rozczarowań.
@Śmierć @Kabraxis @Margaret Cavendish
Universal Person
Universal Person
Universal Person
Przewodnik po świecie, ten, który ma wpływ na pomniejsze wydarzenia.
???
???
???
0
46
21/06/2024
Barman sięgnął po zapłatę i schował zaraz do kasy. Spojrzeniem wrócił na młodzieńca, który zaczął udzielać konkretnego rysopisu... I wcale nie wydał się być on konkretny. Na wspomnienie o uczuciu niepokoju jego brew drgnęła jeszcze wyżej.
- Młodzieńcze, każdego Chińczyka się należy bać. Cholera wie, kiedy te szczury ukradną pracę porządnemu człowiekowi. - Wtrącił mu się w słowo, bo nie mógł najwyraźniej powstrzymać się przed wyrażeniem własnej, dość niesympatycznej opinii. Niepokój, o którym wspominał Maxime nie miewał najwyraźniej miejsca.
Dopiero gdy starszy mężczyzna usłyszał imię i nazwisko, jego wyraz twarzy nieco się rozluźnił. Oczy błysnęły czymś, co mogło wskazywać na to, iż zaskoczyły w głowie trybiki.
- Aaach. - Mruknął barman. - Ojciec Lawrence. - Przerwa. Intensywnie spoglądał na młodzieńca w dziwnym milczeniu.
- Nie znam. - Skłamał bez najmniejszych skrupułów. To był ten moment, w którym barman otworzył się na negocjacje. - Może sobie przypomnę, jak przy następnym zamówieniu dorzucisz napiwek. - Dodał, po czym odszedł w kierunku mężczyzny, który wcześniej do niego machał i tak desperacko wyczekiwał jego przybycia. Maxime mógł dojrzeć, jak obu mężczyzn rozmawiało, jeden z nich - klient - wskazywał subtelnie na kobietę, która samotnie popijała cydr. Wkrótce barman podał jej kolejne zamówienie, najprawdopodobniej na życzenie jegomościa, z którym przedtem rozmawiał. Padła krótka wymiana zdań między klientką, a barmanem. Potem jej wzrok powiódł za mężczyzną, który uraczył ją darmowym drinkiem. Obdarzyła go wymuszonym uśmiechem, nieśmiało przyjmując gest nieznajomego. Wkrótce przelotne spojrzenie przeniosła na młodzieńca. Była to jedynie powierzchowna ocena, za moment wróciła do sączenia drinka. Jazz dalej rozbrzmiewał na sali, choć tym razem rozbrzmiał inny utwór w wykonaniu lokalnego zespołu.
- Młodzieńcze, każdego Chińczyka się należy bać. Cholera wie, kiedy te szczury ukradną pracę porządnemu człowiekowi. - Wtrącił mu się w słowo, bo nie mógł najwyraźniej powstrzymać się przed wyrażeniem własnej, dość niesympatycznej opinii. Niepokój, o którym wspominał Maxime nie miewał najwyraźniej miejsca.
Dopiero gdy starszy mężczyzna usłyszał imię i nazwisko, jego wyraz twarzy nieco się rozluźnił. Oczy błysnęły czymś, co mogło wskazywać na to, iż zaskoczyły w głowie trybiki.
- Aaach. - Mruknął barman. - Ojciec Lawrence. - Przerwa. Intensywnie spoglądał na młodzieńca w dziwnym milczeniu.
- Nie znam. - Skłamał bez najmniejszych skrupułów. To był ten moment, w którym barman otworzył się na negocjacje. - Może sobie przypomnę, jak przy następnym zamówieniu dorzucisz napiwek. - Dodał, po czym odszedł w kierunku mężczyzny, który wcześniej do niego machał i tak desperacko wyczekiwał jego przybycia. Maxime mógł dojrzeć, jak obu mężczyzn rozmawiało, jeden z nich - klient - wskazywał subtelnie na kobietę, która samotnie popijała cydr. Wkrótce barman podał jej kolejne zamówienie, najprawdopodobniej na życzenie jegomościa, z którym przedtem rozmawiał. Padła krótka wymiana zdań między klientką, a barmanem. Potem jej wzrok powiódł za mężczyzną, który uraczył ją darmowym drinkiem. Obdarzyła go wymuszonym uśmiechem, nieśmiało przyjmując gest nieznajomego. Wkrótce przelotne spojrzenie przeniosła na młodzieńca. Była to jedynie powierzchowna ocena, za moment wróciła do sączenia drinka. Jazz dalej rozbrzmiewał na sali, choć tym razem rozbrzmiał inny utwór w wykonaniu lokalnego zespołu.
Maxime Huxley
Uczeń
Nie wiedział jak opisać kogoś, kogo widywał tylko w zakonnym stroju i to do tego raczej z daleka.
Sapnął cicho pod nosem słysząc podsumowanie faceta. No z takim nastawieniem jego śledztwo za daleko nie zajdzie! Boże, dopomóż mi. Poprosił w myślach, starając się nie ukazać irytacji mimiką.
Kiedy rzucił imię i nazwisko widział to! Widział w jego oczach, że coś trybi! Oczy Maxime błysnęły, wsparł się mocniej na łokciach i pokiwał głową na potwierdzenie, że tak, dokładnie ,,Ojciec Lawrence". Szybko jednak zaangażowanie zmieniło się z oburzenie takim oszustwem.
- A... Ale... - za długo mielił informacje. Jak ludzie mogli być tak nieuczciwi? I jeszcze się z tego nie spowiadają. Chciał dodać coś więcej, ale barman mu uciekł. No, co za okropny człowiek! W środku cały się gotował, ale miał chwilę na przemyślenie sytuacji. Lemoniada, to tylko lemoniada. Spojrzał na napój cytrynowy i z zacięciem chwycił szklankę i wypił ją do dna, zerkając kątem oka na to co się działo obok. Nie miał jak odpowiedzieć na spojrzenie, ale za to jego napój został dokończony. Odstawił szklankę na blat i uniósł rękę, przywołując barmana.
- Jeszcze raz to samo. - zarządził kiedy ten już do niego podszedł. Wyciągnął jednocześnie portfel, szykując się na zapłatę. Pieniądze jego ojca... Trochę ich dzisiaj pójdzie, ale ważne, żeby osiągnąć cel.
@Universal Person
Sapnął cicho pod nosem słysząc podsumowanie faceta. No z takim nastawieniem jego śledztwo za daleko nie zajdzie! Boże, dopomóż mi. Poprosił w myślach, starając się nie ukazać irytacji mimiką.
Kiedy rzucił imię i nazwisko widział to! Widział w jego oczach, że coś trybi! Oczy Maxime błysnęły, wsparł się mocniej na łokciach i pokiwał głową na potwierdzenie, że tak, dokładnie ,,Ojciec Lawrence". Szybko jednak zaangażowanie zmieniło się z oburzenie takim oszustwem.
- A... Ale... - za długo mielił informacje. Jak ludzie mogli być tak nieuczciwi? I jeszcze się z tego nie spowiadają. Chciał dodać coś więcej, ale barman mu uciekł. No, co za okropny człowiek! W środku cały się gotował, ale miał chwilę na przemyślenie sytuacji. Lemoniada, to tylko lemoniada. Spojrzał na napój cytrynowy i z zacięciem chwycił szklankę i wypił ją do dna, zerkając kątem oka na to co się działo obok. Nie miał jak odpowiedzieć na spojrzenie, ale za to jego napój został dokończony. Odstawił szklankę na blat i uniósł rękę, przywołując barmana.
- Jeszcze raz to samo. - zarządził kiedy ten już do niego podszedł. Wyciągnął jednocześnie portfel, szykując się na zapłatę. Pieniądze jego ojca... Trochę ich dzisiaj pójdzie, ale ważne, żeby osiągnąć cel.
@Universal Person
Śmierć
Śmierć
Jonathan Blythe
I błądząc, w okno uśpione
liśćmi krwawymi się rzucę
i wrócę do ciebie czarnym upiorem,
na pewno wrócę
liśćmi krwawymi się rzucę
i wrócę do ciebie czarnym upiorem,
na pewno wrócę
43 lata / eony
80 kg
185 cm
0
Przenikliwe spojrzenie ciemnych oczu, sięgające gdzieś daleko w głąb cielesnej powłoki rozmówcy. Lodowato zimne dłonie, nieco nieprzyjemne w dotyku. Zawsze nienaganny ubiór. Aura, która może być widoczna dla nadnaturalnych jest niezwykle słaba, zabarwiona na szary odcień.
45
25/05/2024
— Gdyby moi studenci byli tacy jak ty, Lawrence, z pewnością rzuciłbym taką pracę w diabły.
Uśmiech wymalował się na twarzy Śmierci. Drobna gra słowna, niewinna i przypadkowa na pierwszy rzut oka. Towarzystwo w jakim obracał się Jonathan było jednak na tyle wtajemniczone w istnienie zjawisk nadnaturalnych, że we wspomnianej wypowiedzi dało się odnaleźć nutę… rozbawienia? Świadomej prowokacji? Nie sądził, że Kabraxis będzie tym faktem szczególnie poruszony, ale najwidoczniej Kostucha uznała żart językowy za warty dodania.
— Muszę się z panią nie zgodzić i zgodzić zarazem. Naturę ludzką uważam za coś niezmiennego, siedzącego głęboko, za to co instynktowne, często ujawniające się dopiero w trudnych warunkach. Choć, być może nie da się jej w pełni poznać, tak jak mówisz, ale zgodzę się z Alexandrem, że warto próbować. — Dysputa filozoficzna w klubie dancingowym była doprawdy przedziwną formą rozrywki, ale Jonathan lubił rzeczy wybiegające poza przyjęte ramy.
— Reszta już zależy od nas, w głównej mierze. Mamy wolną wolę, choć to świat i społeczeństwo lubią nas kształtować. Geny również mają tu znaczenie. Jesteśmy bardziej kowalami własnego losu, czy to los jest kowalem? Ale to już temat na długą dyskusję. Nature versus nurture, jak to mówią.
Toast, który wypił Bylthe niewiele zmienił w jego postawie. Chłód wciąż pozostawał na swoim miejscu, choć może było to tylko powierzchowne wrażenie. Jego postać była wyważona, precyzyjna, otwarta i tajemnicza w równej mierze. Mimo to uśmiech jaki posyłał w stronę Margaret miał w sobie sporo ciepła i łagodności, nawet jeśli aura jaką roztaczał kojarzyła się z chłodną nocą na pustyni.
Dla Śmierci czas był pojęciem względnym. Godziny spędzone w klubie miały niewiele znaczenia, gdy wieczność stanowiła pewnik. Podobnie mógł zapewne myśleć Książę Piekieł, mijające lata były jedynie kolejnymi do kolekcji, w końcu zmieniały się w dekady i wieki. Towarzystwo przyjaznych twarzy było mile widziane, nawet Kabraxis zapewniał pewnego rodzaju rozrywkę. Według Sędziego taki stan rzeczy mógłby się utrzymać nawet do późnych godzin nocnych, ale nie zamierzał nikogo zatrzymywać.
— A w pani jakie uczucia wywołuje to miejsce? — Jonathan spojrzał z ciekawością na Margaret. — Mówisz o tych ludziach jakby byli ci odlegli, ale czy na pewno są?
Trafne spostrzeżenie Blythe’a mogłoby zostać uznane za zboczenie zawodowe – jako psychiatra obserwacja i wyciąganie wniosków były jego pracą. Mimo to było w tym pytaniu coś głębszego, sięgającego poza ziemską przynależność. Śmierć zawsze zastanawiała się jak widzący odczuwają swoją nadnaturalną schedę. Czy lgną do czegoś, co siedzi głęboko, pod skórą i kośćmi, w każdej komórce ciała, czy tęsknią za dziedzictwem ich rodziców, tych wyniesionych i tych głęboko zatraconych?
@Kabraxis @Margaret Cavendish @Alexander Huxley
Uśmiech wymalował się na twarzy Śmierci. Drobna gra słowna, niewinna i przypadkowa na pierwszy rzut oka. Towarzystwo w jakim obracał się Jonathan było jednak na tyle wtajemniczone w istnienie zjawisk nadnaturalnych, że we wspomnianej wypowiedzi dało się odnaleźć nutę… rozbawienia? Świadomej prowokacji? Nie sądził, że Kabraxis będzie tym faktem szczególnie poruszony, ale najwidoczniej Kostucha uznała żart językowy za warty dodania.
— Muszę się z panią nie zgodzić i zgodzić zarazem. Naturę ludzką uważam za coś niezmiennego, siedzącego głęboko, za to co instynktowne, często ujawniające się dopiero w trudnych warunkach. Choć, być może nie da się jej w pełni poznać, tak jak mówisz, ale zgodzę się z Alexandrem, że warto próbować. — Dysputa filozoficzna w klubie dancingowym była doprawdy przedziwną formą rozrywki, ale Jonathan lubił rzeczy wybiegające poza przyjęte ramy.
— Reszta już zależy od nas, w głównej mierze. Mamy wolną wolę, choć to świat i społeczeństwo lubią nas kształtować. Geny również mają tu znaczenie. Jesteśmy bardziej kowalami własnego losu, czy to los jest kowalem? Ale to już temat na długą dyskusję. Nature versus nurture, jak to mówią.
Toast, który wypił Bylthe niewiele zmienił w jego postawie. Chłód wciąż pozostawał na swoim miejscu, choć może było to tylko powierzchowne wrażenie. Jego postać była wyważona, precyzyjna, otwarta i tajemnicza w równej mierze. Mimo to uśmiech jaki posyłał w stronę Margaret miał w sobie sporo ciepła i łagodności, nawet jeśli aura jaką roztaczał kojarzyła się z chłodną nocą na pustyni.
Dla Śmierci czas był pojęciem względnym. Godziny spędzone w klubie miały niewiele znaczenia, gdy wieczność stanowiła pewnik. Podobnie mógł zapewne myśleć Książę Piekieł, mijające lata były jedynie kolejnymi do kolekcji, w końcu zmieniały się w dekady i wieki. Towarzystwo przyjaznych twarzy było mile widziane, nawet Kabraxis zapewniał pewnego rodzaju rozrywkę. Według Sędziego taki stan rzeczy mógłby się utrzymać nawet do późnych godzin nocnych, ale nie zamierzał nikogo zatrzymywać.
— A w pani jakie uczucia wywołuje to miejsce? — Jonathan spojrzał z ciekawością na Margaret. — Mówisz o tych ludziach jakby byli ci odlegli, ale czy na pewno są?
Trafne spostrzeżenie Blythe’a mogłoby zostać uznane za zboczenie zawodowe – jako psychiatra obserwacja i wyciąganie wniosków były jego pracą. Mimo to było w tym pytaniu coś głębszego, sięgającego poza ziemską przynależność. Śmierć zawsze zastanawiała się jak widzący odczuwają swoją nadnaturalną schedę. Czy lgną do czegoś, co siedzi głęboko, pod skórą i kośćmi, w każdej komórce ciała, czy tęsknią za dziedzictwem ich rodziców, tych wyniesionych i tych głęboko zatraconych?
@Kabraxis @Margaret Cavendish @Alexander Huxley
Universal Person
Universal Person
Universal Person
Przewodnik po świecie, ten, który ma wpływ na pomniejsze wydarzenia.
???
???
???
0
46
21/06/2024
Kącik ust starszego mężczyzny ugiął się do góry. Tak jakby satysfakcjonował go fakt, że tak oszukał młodzika. Najprawdopodobniej tak było. Należał do ludzi, którzy nie mieli skrupułów w popełnianiu drobnych grzechów. Zostawił skonsternowanego i podirytowanego Maxime, nie reagując na to, co wydukał. Oddalił się, wykonał zamówienie dla innego klienta, a potem zajął się przecieraniem blatu, zgarnięciem brudnych szkieł i wrzuceniem ich do zlewu.
Wkrótce wyłapał spojrzenie młodzieńca jeszcze raz. Barman podszedł do niego.
- Z dodatkiem czy bez? - Spytał, a jego spojrzenie wylądowało na wyciągniętym portfelu. Zastanawiał się, ile chłopak wyciągnie funtów. Kiedy dzieciak wyciągnął - w jego mniemaniu - nieodpowiednią ilość, barman posłał mu zimne spojrzenie.
- Za tyle to każdy Żółty jest dla mnie Ojcem Lawrencem. - Oznajmił, sugerując podwyższenie stawki.
Maxime mógł poczuć, jak czyjaś dłoń zaciska się na jego prawym ramieniu. Starsza kobieta, która dotychczas spokojnie sączyła sobie drinka, zeszła z siedzenia i znalazła się tuż przy chłopcu. Najwyraźniej przysłuchiwała się rozmowie od samego początku.
- Panie Clarke, nie wstyd panu tak wyciskać młodego chłopca z pieniędzy? - Zapytała spokojnym głosem, obdarowując barmana przenikliwym spojrzeniem. W zewnętrznych kącikach jej oczu znajdowały się ślady rozmazanej czerni, zapewne od tuszu i łez. Barman westchnął ciężko, nie chcąc najwyraźniej wchodzić w polemikę z kobietą. - Proszę podać chłopcu, co chciał, za uczciwą cenę. - Poprosiła, siadając obok Maxime i przykładając do ust szklankę, którą nadal miała przy sobie.
- Szukasz, chłopcze, Ojca Lawrence'a, tak? - Spytała z zaciekawieniem. - Dlaczego nie szukasz go w kościele, tylko... Tutaj? Z tego, co widzę, bardzo ci zależy na tym, żeby go znaleźć. - Kontynuowała. W międzyczasie Maxime dostał swoją lemoniadę. Bez dodatku.
Wkrótce wyłapał spojrzenie młodzieńca jeszcze raz. Barman podszedł do niego.
- Z dodatkiem czy bez? - Spytał, a jego spojrzenie wylądowało na wyciągniętym portfelu. Zastanawiał się, ile chłopak wyciągnie funtów. Kiedy dzieciak wyciągnął - w jego mniemaniu - nieodpowiednią ilość, barman posłał mu zimne spojrzenie.
- Za tyle to każdy Żółty jest dla mnie Ojcem Lawrencem. - Oznajmił, sugerując podwyższenie stawki.
Maxime mógł poczuć, jak czyjaś dłoń zaciska się na jego prawym ramieniu. Starsza kobieta, która dotychczas spokojnie sączyła sobie drinka, zeszła z siedzenia i znalazła się tuż przy chłopcu. Najwyraźniej przysłuchiwała się rozmowie od samego początku.
- Panie Clarke, nie wstyd panu tak wyciskać młodego chłopca z pieniędzy? - Zapytała spokojnym głosem, obdarowując barmana przenikliwym spojrzeniem. W zewnętrznych kącikach jej oczu znajdowały się ślady rozmazanej czerni, zapewne od tuszu i łez. Barman westchnął ciężko, nie chcąc najwyraźniej wchodzić w polemikę z kobietą. - Proszę podać chłopcu, co chciał, za uczciwą cenę. - Poprosiła, siadając obok Maxime i przykładając do ust szklankę, którą nadal miała przy sobie.
- Szukasz, chłopcze, Ojca Lawrence'a, tak? - Spytała z zaciekawieniem. - Dlaczego nie szukasz go w kościele, tylko... Tutaj? Z tego, co widzę, bardzo ci zależy na tym, żeby go znaleźć. - Kontynuowała. W międzyczasie Maxime dostał swoją lemoniadę. Bez dodatku.
Kabraxis
Król Piekieł
Jak na Księcia Dramatyzmu przystało, Demon specjalnie dorzucił kilka swoich monet do przedstawienia. Miał szczerą nadzieję rozbawić zesztywniałe towarzystwo, w szczególności Margaret i Alexa, który w jego ocenie aż osiwiał z tej powagi. Śmierci specjalnie nie tykał, znaczy no, nie widział szansy na ocieplenie, ale! Gdyby pokusić się o dobrą stronę, to z pewnością kostusia byłaby pierwszą osobą, do której Kabraxis przydreptałby z prośbą o schłodzenie piwa; jednego, dwóch lub całej skrzynki.
- Skoro już możemy zejść z tej kurtuazji to... - Mężczyzna przerwał na moment. - Uwierz mi kochanie, ludzie są zdolni niemal do wszystkiego, za co ich szanuję, a odrobina zabawy jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła. Poprawia za to samopoczucie i pozwala wyluzować, natomiast z tym honorem bym się nie zapędzał, bo jeszcze ktoś stwierdzi, że mi nie przystoi go posiadać. A ponoć nie wypada oceniać książki po okładce. Ja sam staram się tego nie robić. Wolę wpierw przeczytać treść, gdyż może być o stokroć bogatsza od nietrafnych recenzji osób trzecich. Poza tym czytanie całkiem odpręża. - Uśmiech, teatralna gestykulacja dłońmi oraz lekki tembr głosu jednoznacznie opisywały podejście Demona. Był on całkowicie wyluzowany, a do tego nie stronił od sprzedaży kilku pstryczków w pewny nienawistny łowczy nosek, za to ładnie ukrytych pod puchową kołderką żartu. To, czy kryło się w nich ukryte dno zależało już od interpretacji słuchaczy - jego ocena również.
Ze wszystkich zebranych osób tylko Śmierć miała prawo do przejścia przez zasłonę i wniknięcia do środka jestestwa. Ona i tylko ona mogła dostrzec pierwiastek prawdziwego “ja”, tego, które pod maską grupowego “klauna” chciało coś przekazać, coś, o czym wszyscy niemal zawsze zapominali. Tak też spokojnym krokiem to samo “to” przechadzało się pomiędzy ludźmi dzień za dniem, obserwowało i nie bało się dialogu, zawsze powtarzając te same słowa: To Wy jesteście kowalami losu i nigdy inaczej.
- A myślałem, że odrobiną alkoholu zejdziemy na ciut luźniejsze tematy, na przykład plotkowanie o tamtej parze. Ja tu słyszę poważne rozmyślania życiowe. Wiecie co, Wam powiem? Czasami rzucenie się w wir chaosu nie jest takie złe, naprawdę! Po tym człowiek lepiej śpi. - Kabraxis znów to zrobił; śmiał zadrwić sobie ze słów zebranych. Ha! Nic bardziej mylnego, o ile tylko widzowie i słuchacze zechcą zerknąć dalej za okładkę książki. Jedno nie mogło istnieć bez drugiego, a drugie było niczym bez pierwszego - pokręciwszy głową Demon dotrzymał danego słowa: ukłonił się ładnie Margaret i rączkę ucałował, a Panom posłał serdeczne uśmiechy. Potem przyszło mu zniknąć w tłumie ludzi, zupełnie jakby spełnił część swojego zadania, mianowicie, wyciągnął kobietę z jej czterech ścian.
Nawet jeśli spotkanie nie było długie, to stawiało ważny krok. Kolejne mogły być już tylko przyjemniejsze.
- Do następnego piękna. - Tylko Margaret mogła usłyszeć głos w swojej głowie.
Kabra z/t (niedługo znikam, więc nie chcę zatrzymywać <3)
@Margaret Cavendish
@Alexander Huxley
@Śmierć
- Skoro już możemy zejść z tej kurtuazji to... - Mężczyzna przerwał na moment. - Uwierz mi kochanie, ludzie są zdolni niemal do wszystkiego, za co ich szanuję, a odrobina zabawy jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła. Poprawia za to samopoczucie i pozwala wyluzować, natomiast z tym honorem bym się nie zapędzał, bo jeszcze ktoś stwierdzi, że mi nie przystoi go posiadać. A ponoć nie wypada oceniać książki po okładce. Ja sam staram się tego nie robić. Wolę wpierw przeczytać treść, gdyż może być o stokroć bogatsza od nietrafnych recenzji osób trzecich. Poza tym czytanie całkiem odpręża. - Uśmiech, teatralna gestykulacja dłońmi oraz lekki tembr głosu jednoznacznie opisywały podejście Demona. Był on całkowicie wyluzowany, a do tego nie stronił od sprzedaży kilku pstryczków w pewny nienawistny łowczy nosek, za to ładnie ukrytych pod puchową kołderką żartu. To, czy kryło się w nich ukryte dno zależało już od interpretacji słuchaczy - jego ocena również.
Ze wszystkich zebranych osób tylko Śmierć miała prawo do przejścia przez zasłonę i wniknięcia do środka jestestwa. Ona i tylko ona mogła dostrzec pierwiastek prawdziwego “ja”, tego, które pod maską grupowego “klauna” chciało coś przekazać, coś, o czym wszyscy niemal zawsze zapominali. Tak też spokojnym krokiem to samo “to” przechadzało się pomiędzy ludźmi dzień za dniem, obserwowało i nie bało się dialogu, zawsze powtarzając te same słowa: To Wy jesteście kowalami losu i nigdy inaczej.
- A myślałem, że odrobiną alkoholu zejdziemy na ciut luźniejsze tematy, na przykład plotkowanie o tamtej parze. Ja tu słyszę poważne rozmyślania życiowe. Wiecie co, Wam powiem? Czasami rzucenie się w wir chaosu nie jest takie złe, naprawdę! Po tym człowiek lepiej śpi. - Kabraxis znów to zrobił; śmiał zadrwić sobie ze słów zebranych. Ha! Nic bardziej mylnego, o ile tylko widzowie i słuchacze zechcą zerknąć dalej za okładkę książki. Jedno nie mogło istnieć bez drugiego, a drugie było niczym bez pierwszego - pokręciwszy głową Demon dotrzymał danego słowa: ukłonił się ładnie Margaret i rączkę ucałował, a Panom posłał serdeczne uśmiechy. Potem przyszło mu zniknąć w tłumie ludzi, zupełnie jakby spełnił część swojego zadania, mianowicie, wyciągnął kobietę z jej czterech ścian.
Nawet jeśli spotkanie nie było długie, to stawiało ważny krok. Kolejne mogły być już tylko przyjemniejsze.
- Do następnego piękna. - Tylko Margaret mogła usłyszeć głos w swojej głowie.
Kabra z/t (niedługo znikam, więc nie chcę zatrzymywać <3)
@Margaret Cavendish
@Alexander Huxley
@Śmierć
Maxime Huxley
Uczeń
Znów stanął przed wyborem.
- Z. - odpowiedział pewny siebie. Najwyżej zrezygnuje i weźmie bez. Czy to było grzechem? Takie picie? Nie, chyba nie, miał w końcu nad tym kontrolę, nie krzywdził tym nikogo.
Wyciągnął pieniądze i zmrużył oczy słysząc co mężczyzna mówi gdy tylko zobaczył zapłatę. Tacy ludzie to popełniają grzechy, ale na spokojnie, na pewno ma swoje powody, każdy ma, nawet demony. Czy jednak opłacało się płacić aż tyle? Barman na pewno wiedział, chociaż z drugiej strony czy go nie podpuszczał? Dał mu tyle informacji, że nie byłoby to problemem.
Wzdrygnął się czując dotyk na ramieniu i spojrzał na kobietę, zdziwiony, że do niego tak po prostu podeszła i zagadała, do tego upomniała barmana. Co za cudowna dusza, nie mógł się nie uśmiechnąć do niej ciepło.
Z poczuciem wygranej spojrzał na mężczyznę i wyjął tylko tyle pieniędzy ile kosztowała lemoniada i ani grosza więcej. Na własne życzenie nie zarobił.
- Dziękuję. - odpowiedział jeszcze kobiecie wdzięczny za jej asystę.
Pokiwał jej głową i zaraz zaczął układać w głowie odpowiedź na jej pytania. Tak to było dziwne, że szuka księdza w takim miejscu, a nie w kościele, ale...
- Widzi Pani, mój tata jest przyjacielem z księdzem i poprosił mnie, żebym się upewnił, że na pewno Ojciec Lawrence nie wpakował się w kłopoty. Źli ludzie tylko czekają jak wykorzystać dobro duchownych, a Ojciec Lawrence wydaje się być ostatnio... inny niż zawsze. - no przecież nie mógł jej powiedzieć, że dowiedział się, że Boski Tatuś jest demonem. - Więc nie tyle chcę znaleźć Ojca Ashwotha, co chcę się dowiedzieć co ludzie o nim mówią, czy może krążą jakieś plotki na jego temat mogące mu zaszkodzić. Może coś mu grozi. - trochę za mocno powiedział, ale kobiecina była taka szczera z twarzy i przecież mu pomogła, po prostu nie mógł jej nie zaufać z wejścia. Złapał za lemoniadę i zakręcił w dłoni szklankę na blacie.
@Universal Person
- Z. - odpowiedział pewny siebie. Najwyżej zrezygnuje i weźmie bez. Czy to było grzechem? Takie picie? Nie, chyba nie, miał w końcu nad tym kontrolę, nie krzywdził tym nikogo.
Wyciągnął pieniądze i zmrużył oczy słysząc co mężczyzna mówi gdy tylko zobaczył zapłatę. Tacy ludzie to popełniają grzechy, ale na spokojnie, na pewno ma swoje powody, każdy ma, nawet demony. Czy jednak opłacało się płacić aż tyle? Barman na pewno wiedział, chociaż z drugiej strony czy go nie podpuszczał? Dał mu tyle informacji, że nie byłoby to problemem.
Wzdrygnął się czując dotyk na ramieniu i spojrzał na kobietę, zdziwiony, że do niego tak po prostu podeszła i zagadała, do tego upomniała barmana. Co za cudowna dusza, nie mógł się nie uśmiechnąć do niej ciepło.
Z poczuciem wygranej spojrzał na mężczyznę i wyjął tylko tyle pieniędzy ile kosztowała lemoniada i ani grosza więcej. Na własne życzenie nie zarobił.
- Dziękuję. - odpowiedział jeszcze kobiecie wdzięczny za jej asystę.
Pokiwał jej głową i zaraz zaczął układać w głowie odpowiedź na jej pytania. Tak to było dziwne, że szuka księdza w takim miejscu, a nie w kościele, ale...
- Widzi Pani, mój tata jest przyjacielem z księdzem i poprosił mnie, żebym się upewnił, że na pewno Ojciec Lawrence nie wpakował się w kłopoty. Źli ludzie tylko czekają jak wykorzystać dobro duchownych, a Ojciec Lawrence wydaje się być ostatnio... inny niż zawsze. - no przecież nie mógł jej powiedzieć, że dowiedział się, że Boski Tatuś jest demonem. - Więc nie tyle chcę znaleźć Ojca Ashwotha, co chcę się dowiedzieć co ludzie o nim mówią, czy może krążą jakieś plotki na jego temat mogące mu zaszkodzić. Może coś mu grozi. - trochę za mocno powiedział, ale kobiecina była taka szczera z twarzy i przecież mu pomogła, po prostu nie mógł jej nie zaufać z wejścia. Złapał za lemoniadę i zakręcił w dłoni szklankę na blacie.
@Universal Person