1 miesiąc na forum = dwa miesiące realne.
+3
Raziel
Loki
Admin
7 posters
Admin
Admin
First topic message reminder :
Bar 'Epoch Essence'
Bar, choć z zewnątrz i wewnątrz wygląda na luksusowy, jest rozrywką dostępną dla każdego pełnoletniego londyńczyka. Gwar panujący w środku może nieco utrudniać rozmowy, a dym papierosowy szczypać oczy, ale taki właśnie jest urok tego miejsca. Ludzie przychodzą tutaj by spędzać ze sobą czas przy kieliszku i popielniczce - bar nie posiada parkietu do tańczenia i choć rozważano jego wprowadzenie, duża liczba stolików zdecydowanie to uniemożliwiła. Epoch Essence postawił więc na bycie klasycznym barem do prowadzenia długich konwersacji, wspominania dawnych czasów i ludzi, którzy odeszli.
Raziel
Chorąży
Cyril Septimus Wyatt
Above all else, you have earned a rest from this endless battle.
20
68
175
7
Powłoka ludzka:
Cyril to młody mężczyzna o krótkich, falujących jasnobrązowych lub ciemnym blond włosach, które nadają mu pogodny wygląd. Jego jasnoniebieskie oczy emanują energią i bystrością, a promienna, delikatnie opalona cera dodatkowo podkreśla zdrowy i zadbany wygląd. Mimo że jego sylwetka jest dobrze zbudowana, Cyril pozostaje szczupły i niewyróżniający się wzrostem. Jego twarz często zdobi wyważony uśmiech, który w połączeniu z wyrazistymi rysami oddaje jego dojrzałość i pewność siebie.
Elyon:
Raziel emanuje tajemniczością, odziany w lśniącą, misternie zdobioną zbroję, która promieniuje boskim światłem, podkreślając jego nadprzyrodzoną naturę. Posiada imponujące, śnieżnobiałe skrzydła, które rozłożone do lotu, onieśmielają swoimi rozmiarami. Kaptur nieustannie skrywa jego twarz, lecz pozwala dostrzec długie, popielate włosy oraz przenikliwe spojrzenie, które uderza swoją spostrzegawczością. Jego postawa jest zawsze nienaganna, gotowa reprezentować powagę Nieba, ale także nieść nieuniknioną sprawiedliwość tym, którzy odważą się zagrozić jego domowi.
Adon:
O rozmiarach kilkupiętrowego budynku, ze skrzydłami przypominającymi liście drzewa, Raziel w tej formie uosabia światło. Potężna zbroja, której ludzka ręka nigdy nie mogłaby stworzyć, składa się z niebiańskiej szaty oraz złotego hełmu o kształcie orlego dzioba. Wokół jego postaci unoszą się bezkształtne świetliki, dodając mu aurę mistycznej energii. Choć wciąż przypomina humanoidalną istotę, w tej formie przekracza wszelkie granice ludzkiego zrozumienia, stając się bytem zupełnie odmiennym i transcendentnym.
Cyril to młody mężczyzna o krótkich, falujących jasnobrązowych lub ciemnym blond włosach, które nadają mu pogodny wygląd. Jego jasnoniebieskie oczy emanują energią i bystrością, a promienna, delikatnie opalona cera dodatkowo podkreśla zdrowy i zadbany wygląd. Mimo że jego sylwetka jest dobrze zbudowana, Cyril pozostaje szczupły i niewyróżniający się wzrostem. Jego twarz często zdobi wyważony uśmiech, który w połączeniu z wyrazistymi rysami oddaje jego dojrzałość i pewność siebie.
Elyon:
Raziel emanuje tajemniczością, odziany w lśniącą, misternie zdobioną zbroję, która promieniuje boskim światłem, podkreślając jego nadprzyrodzoną naturę. Posiada imponujące, śnieżnobiałe skrzydła, które rozłożone do lotu, onieśmielają swoimi rozmiarami. Kaptur nieustannie skrywa jego twarz, lecz pozwala dostrzec długie, popielate włosy oraz przenikliwe spojrzenie, które uderza swoją spostrzegawczością. Jego postawa jest zawsze nienaganna, gotowa reprezentować powagę Nieba, ale także nieść nieuniknioną sprawiedliwość tym, którzy odważą się zagrozić jego domowi.
Adon:
O rozmiarach kilkupiętrowego budynku, ze skrzydłami przypominającymi liście drzewa, Raziel w tej formie uosabia światło. Potężna zbroja, której ludzka ręka nigdy nie mogłaby stworzyć, składa się z niebiańskiej szaty oraz złotego hełmu o kształcie orlego dzioba. Wokół jego postaci unoszą się bezkształtne świetliki, dodając mu aurę mistycznej energii. Choć wciąż przypomina humanoidalną istotę, w tej formie przekracza wszelkie granice ludzkiego zrozumienia, stając się bytem zupełnie odmiennym i transcendentnym.
146
05/08/2024
Nigdy nie interesował się tym, jak i z kogo powstawali Widzący. Dla niego były ważne tylko ich czyny. To, jak przeżywali życie, które im podarowano. Nie każdy człowiek, poczęty z demona, musiał przecież pójść w ślady rodzica. Zresztą czy zwykli śmiertelnicy tak bardzo się od nich różnili? Stworzeni przez Boga, ale spaczeni grzechem pierworodnym. Byli swego rodzaju pomostem między Niebem a Piekłem. Mogli przyjąć Światło do swojego serca lub grzeszyć z Jego imieniem na ustach. Nie mógł nikogo skazywać z góry. No, poza piekielnymi dziećmi.
- Pokus na tym świecie jest wiele. Nie tylko ludzie mogą nas wypaczyć. - najlepszym tego przykładem były zbuntowane anioły. Ich żaden śmiertelnik nie musiał sprowadzić z Niebios na Ziemię. Nawet Niebianie potrafili się ze sobą nie zgadzać. Gdy większość decydowała się na konsensus, niektórzy nigdy nie potrafili pogodzić się z decyzjami, które były przeciwko ich własnym przekonaniom.
Osąd Dusz istniał właśnie w tym celu. Jeśli wolna wola była nieodłącznym elementem ludzkiego życia, to samo tyczyło się rachunku sumienia po śmierci. Było to zjawisko podobne do wolności słowa. Nawet jeśli byłaby ona nieograniczona, to wciąż można było ponosić jej konsekwencje. Sterowanie jednym lub drugim nie miało sensu. Nie byłoby w tym prawdziwej swobody, tylko fałszywa perspektywa braku kontroli.
- Masz bardzo przekłamane spojrzenie na Niebo. Nie jesteśmy zwykłymi marionetkami. Schodzimy na Ziemię, robiąc, co nam się podoba. W Domu Bożym możemy mieć własne zdanie i dążyć do własnych celów. Pamiętamy nasze poprzednie życie. Decydujemy się żyć moralnie, bo taka jest nasza wola. Tu nie ma indoktrynacji. W każdej chwili anioł może podjąć decyzję, że chce wrócić do życia jako śmiertelnik. To nie więzienie. - oczywiście, że w Niebie istniała także hierarchia, zasady, nakazy i zakazy. Jak w każdym społeczeństwie. - Pamiętasz tylko to, co zostało zakodowane głęboko w twojej duszy. Wszystko inne zostały z niej wydarte. Powiedz mi, jaki jest w tym cel, jeśli nie kontrola? Dlaczego my możemy pozostać z naszą pamięcią? - tortury były karą za niegodny żywot, a także próbą złamania duszy. Nie widział jednak żadnego rozsądnego argumentu za poparciem wymazywania wspomnień poprzez ból.
- Mi również. - odparł, spoglądając na Leviego. Nie tolerował demonów i żywił do nich odrazę, ale nie popierał tego, w jaki sposób byli traktowani przed ponownymi narodzinami. Nie było mu jednak szkoda samego demona. On sam decydował już za swoje czyny.
Zdziwił się, gdy Loki zastygł i wpadł w dziwny trans. Nie spodziewał się, że wypowie słowa, które niosły mu się na usta. Może jednak tortury nie wypaczały wszystkiego. Może część wspomnień wracała po czasie, gdy ból przestał mącić w głowie.
@Levi O'donnel
@Loki
- Pokus na tym świecie jest wiele. Nie tylko ludzie mogą nas wypaczyć. - najlepszym tego przykładem były zbuntowane anioły. Ich żaden śmiertelnik nie musiał sprowadzić z Niebios na Ziemię. Nawet Niebianie potrafili się ze sobą nie zgadzać. Gdy większość decydowała się na konsensus, niektórzy nigdy nie potrafili pogodzić się z decyzjami, które były przeciwko ich własnym przekonaniom.
Osąd Dusz istniał właśnie w tym celu. Jeśli wolna wola była nieodłącznym elementem ludzkiego życia, to samo tyczyło się rachunku sumienia po śmierci. Było to zjawisko podobne do wolności słowa. Nawet jeśli byłaby ona nieograniczona, to wciąż można było ponosić jej konsekwencje. Sterowanie jednym lub drugim nie miało sensu. Nie byłoby w tym prawdziwej swobody, tylko fałszywa perspektywa braku kontroli.
- Masz bardzo przekłamane spojrzenie na Niebo. Nie jesteśmy zwykłymi marionetkami. Schodzimy na Ziemię, robiąc, co nam się podoba. W Domu Bożym możemy mieć własne zdanie i dążyć do własnych celów. Pamiętamy nasze poprzednie życie. Decydujemy się żyć moralnie, bo taka jest nasza wola. Tu nie ma indoktrynacji. W każdej chwili anioł może podjąć decyzję, że chce wrócić do życia jako śmiertelnik. To nie więzienie. - oczywiście, że w Niebie istniała także hierarchia, zasady, nakazy i zakazy. Jak w każdym społeczeństwie. - Pamiętasz tylko to, co zostało zakodowane głęboko w twojej duszy. Wszystko inne zostały z niej wydarte. Powiedz mi, jaki jest w tym cel, jeśli nie kontrola? Dlaczego my możemy pozostać z naszą pamięcią? - tortury były karą za niegodny żywot, a także próbą złamania duszy. Nie widział jednak żadnego rozsądnego argumentu za poparciem wymazywania wspomnień poprzez ból.
- Mi również. - odparł, spoglądając na Leviego. Nie tolerował demonów i żywił do nich odrazę, ale nie popierał tego, w jaki sposób byli traktowani przed ponownymi narodzinami. Nie było mu jednak szkoda samego demona. On sam decydował już za swoje czyny.
Zdziwił się, gdy Loki zastygł i wpadł w dziwny trans. Nie spodziewał się, że wypowie słowa, które niosły mu się na usta. Może jednak tortury nie wypaczały wszystkiego. Może część wspomnień wracała po czasie, gdy ból przestał mącić w głowie.
@Levi O'donnel
@Loki
Levi O'donnel
Uczeń
- Chyba za bardzo schlebiasz ludziom, John. - Skwitował rozbawionym tonem. Nie sądził, by za upadkami aniołów stali ludzie, ludzie co najwyżej mogli testować ich oddanie wobec Stwórcy. To była domena demonów, pomiotów piekielnych, wpływać na cudzą wolę otwarcie, nie samą manipulacją a piekielnym darem do mącenia duszy.
Przysłuchiwał się z zaciekawieniem odpowiedzi Raziela. O'donnel miał w tej kwestii niewiele do powiedzenia. Gdyby miał pamięć o swoich poprzednich wcieleniach i wędrówkach po zaświatach, na pewno mógłby się podzielić doświadczeniami z Czyśćca. Niemniej ani Piekła ani Nieba nie widział na własne oczy. Nieszczególnie mu się spieszyło do obu.
- Jedni władcy zdobywają autorytet i uznanie poprzez słuchanie swojego ludu, drudzy trzymają ich silną ręką i strachem. W przypadku tych drugich... Co kto lubi. - Wzruszył ramieniem, odpalając zapalniczką wetkniętego we własne usta papierosa. Upadli trafiali do Piekła, bo najwyraźniej chcieli, godząc się na warunki zstąpienia w to splugawione miejsce. Dalej nie było mu żal Johna. Mimowolnie powiódł spojrzeniem w stronę stolika, gdzie rozlegały się śmiechy. Jakiś młodzik recytował prawdopodobnie swój wiersz. Nie był górnolotny, ale Levi nie należał też do tych, co lubili podcinać skrzydła. Wrócił spojrzeniem na Johna, który postanowił powiedzieć coś niecoś o swojej przeszłości. Był to zaledwie skrawek, ale dość prywatny, na tyle że O'donnel nie podejrzewał piekielnego o kłamstwo czy manipulację. Nawet jeśli, Leviemu dalej nie było go żal - nie poczułby tego nawet, wojna wypaczyła go z tej emocji.
- Lubisz wiersze? - Spytał, ciemnymi oczami błądząc za kelnerką. Wkrótce skinął jej, kiedy złapał z nią kontakt wzrokowy, żeby przyniosła kolejną wypełnioną szklankę whisky. - Pisałeś kiedyś jakieś? - Kolejne pytanie, kiedy sięgnął po wręczone zamówienie. Z kolei na stwierdzenie Johna o inspirującym piwie uśmiechnął się. Dolne powieki charakterystycznie zmrużyły się pod wpływem szczerej, niewymuszonej emocji.
- Alkohol jest inspirujący. Wielcy artyści tworzyli pod ich wpływem obrazy. Wielokrotnie nie kończyło się na samym alkoholu... Choćby w przypadku Vincenta van Gogh.- Skoro już mówili o inspiracjach i sztuce... Levi tym razem złapał za szklankę i wymownie ją uniósł.
Przysłuchiwał się z zaciekawieniem odpowiedzi Raziela. O'donnel miał w tej kwestii niewiele do powiedzenia. Gdyby miał pamięć o swoich poprzednich wcieleniach i wędrówkach po zaświatach, na pewno mógłby się podzielić doświadczeniami z Czyśćca. Niemniej ani Piekła ani Nieba nie widział na własne oczy. Nieszczególnie mu się spieszyło do obu.
- Jedni władcy zdobywają autorytet i uznanie poprzez słuchanie swojego ludu, drudzy trzymają ich silną ręką i strachem. W przypadku tych drugich... Co kto lubi. - Wzruszył ramieniem, odpalając zapalniczką wetkniętego we własne usta papierosa. Upadli trafiali do Piekła, bo najwyraźniej chcieli, godząc się na warunki zstąpienia w to splugawione miejsce. Dalej nie było mu żal Johna. Mimowolnie powiódł spojrzeniem w stronę stolika, gdzie rozlegały się śmiechy. Jakiś młodzik recytował prawdopodobnie swój wiersz. Nie był górnolotny, ale Levi nie należał też do tych, co lubili podcinać skrzydła. Wrócił spojrzeniem na Johna, który postanowił powiedzieć coś niecoś o swojej przeszłości. Był to zaledwie skrawek, ale dość prywatny, na tyle że O'donnel nie podejrzewał piekielnego o kłamstwo czy manipulację. Nawet jeśli, Leviemu dalej nie było go żal - nie poczułby tego nawet, wojna wypaczyła go z tej emocji.
- Lubisz wiersze? - Spytał, ciemnymi oczami błądząc za kelnerką. Wkrótce skinął jej, kiedy złapał z nią kontakt wzrokowy, żeby przyniosła kolejną wypełnioną szklankę whisky. - Pisałeś kiedyś jakieś? - Kolejne pytanie, kiedy sięgnął po wręczone zamówienie. Z kolei na stwierdzenie Johna o inspirującym piwie uśmiechnął się. Dolne powieki charakterystycznie zmrużyły się pod wpływem szczerej, niewymuszonej emocji.
- Alkohol jest inspirujący. Wielcy artyści tworzyli pod ich wpływem obrazy. Wielokrotnie nie kończyło się na samym alkoholu... Choćby w przypadku Vincenta van Gogh.- Skoro już mówili o inspiracjach i sztuce... Levi tym razem złapał za szklankę i wymownie ją uniósł.
Loki
Herold
Widział wystarczająco dużo, by móc powiedzieć:
- Z miłości robi się naprawdę głupie rzeczy. - Sam wprawdzie tego nie doświadczył, ani nie przyczyniło się to do jego upadku. A przynajmniej nie w pełni, bo mimo wszystko nie można powiedzieć, żeby nie było w tym pewnego podłoża emocjonalnego. Mimo wszystko potrafili je odczuwać, zarówno anioły, jak i demony.
Podniósł spojrzenie na Raziela.
- Nie mój drogi, po prostu pokazuję ci to czego właśnie sam doświadczyłem. Tak, Piekło nie jest najweselszym miejscem we wszechświecie, ale twoja wiedza na jego temat jest równie znikoma, jak moja na temat Nieba. I pamięci nie straciłem przez tortury, raczej doprowadził do tego sam czas. Jedynie co straciłem podczas tortur, to człowieczeństwo, które w tym co robię bardzo by mi przeszkadzało - odpowiedział spokojnie. Każde z nich miało wypaczony pogląd. Jakby nie patrzeć Anioły, Ludzie, Demony wszyscy opierali się na własnych doświadczeniach, plus wiedzy, która została im podarowana przez bardziej doświadczonych. Tak, w Piekle nie było pięknie i bajecznie, dusze były torturowane, ale nie obdzierało się ich ze wspomnień. Większość z nich zapominała, bo po prostu tak było łatwiej, niż tęsknić do czegoś, czego nie można było odzyskać. Poza tym wraz z człowieczeństwem znikała ich chęć odkupienia i tęsknota za tym, co było, kiedy... byli inni.
- Silną ręką? Nie rozśmieszaj mnie - parsknął śmiechem. Problem polegał na tym, że w tej chwili jeśli Anioły miały jakiś porządek, tak demony miały u siebie totalny chaos. I to go denerwowało, chociaż sam do końca nie potrafił stwierdzić dlaczego.
A potem nawiedził go ten dziwny moment, to wspomnienie tego co było przed laty. Przymknął oczy z lubością, wsłuchując się nawet w ten niskich lotów wiersz. Każdy przejaw sztuki, chociaż odrobiny inspiracji i jej upustu był... czymś wspaniałym i wyjątkowym. W końcu jednak wrócił do rzeczywistości, a raczej do Księdza w Kominiarce.
- Chyba tak i powieści, ogólnie słowo pisane - przyznał. Nie powinien odpowiadać, ale w sumie... dawno się nad tym nie zastanawiał. Opuścił na krótką chwilę spojrzenie. - Kiedyś, dawno temu, jak przestałem być aniołem. Nie szło mi to dobrze.
Podrapał się po tyle głowy. To było trochę zabawne, no ale ironii losu w życiu nigdy nie brakowało.
Wrócił mu dobry humor słysząc co wygaduje Levi.
- O tego o Van Goghu nie wiedziałem, ale jak to mówią... człowiek uczy się całe życie - Zaśmiał się i również uniósł swoją szklankę.
@Raziel @Levi O'donnel
- Z miłości robi się naprawdę głupie rzeczy. - Sam wprawdzie tego nie doświadczył, ani nie przyczyniło się to do jego upadku. A przynajmniej nie w pełni, bo mimo wszystko nie można powiedzieć, żeby nie było w tym pewnego podłoża emocjonalnego. Mimo wszystko potrafili je odczuwać, zarówno anioły, jak i demony.
Podniósł spojrzenie na Raziela.
- Nie mój drogi, po prostu pokazuję ci to czego właśnie sam doświadczyłem. Tak, Piekło nie jest najweselszym miejscem we wszechświecie, ale twoja wiedza na jego temat jest równie znikoma, jak moja na temat Nieba. I pamięci nie straciłem przez tortury, raczej doprowadził do tego sam czas. Jedynie co straciłem podczas tortur, to człowieczeństwo, które w tym co robię bardzo by mi przeszkadzało - odpowiedział spokojnie. Każde z nich miało wypaczony pogląd. Jakby nie patrzeć Anioły, Ludzie, Demony wszyscy opierali się na własnych doświadczeniach, plus wiedzy, która została im podarowana przez bardziej doświadczonych. Tak, w Piekle nie było pięknie i bajecznie, dusze były torturowane, ale nie obdzierało się ich ze wspomnień. Większość z nich zapominała, bo po prostu tak było łatwiej, niż tęsknić do czegoś, czego nie można było odzyskać. Poza tym wraz z człowieczeństwem znikała ich chęć odkupienia i tęsknota za tym, co było, kiedy... byli inni.
- Silną ręką? Nie rozśmieszaj mnie - parsknął śmiechem. Problem polegał na tym, że w tej chwili jeśli Anioły miały jakiś porządek, tak demony miały u siebie totalny chaos. I to go denerwowało, chociaż sam do końca nie potrafił stwierdzić dlaczego.
A potem nawiedził go ten dziwny moment, to wspomnienie tego co było przed laty. Przymknął oczy z lubością, wsłuchując się nawet w ten niskich lotów wiersz. Każdy przejaw sztuki, chociaż odrobiny inspiracji i jej upustu był... czymś wspaniałym i wyjątkowym. W końcu jednak wrócił do rzeczywistości, a raczej do Księdza w Kominiarce.
- Chyba tak i powieści, ogólnie słowo pisane - przyznał. Nie powinien odpowiadać, ale w sumie... dawno się nad tym nie zastanawiał. Opuścił na krótką chwilę spojrzenie. - Kiedyś, dawno temu, jak przestałem być aniołem. Nie szło mi to dobrze.
Podrapał się po tyle głowy. To było trochę zabawne, no ale ironii losu w życiu nigdy nie brakowało.
Wrócił mu dobry humor słysząc co wygaduje Levi.
- O tego o Van Goghu nie wiedziałem, ale jak to mówią... człowiek uczy się całe życie - Zaśmiał się i również uniósł swoją szklankę.
@Raziel @Levi O'donnel
Raziel
Chorąży
Cyril Septimus Wyatt
Above all else, you have earned a rest from this endless battle.
20
68
175
7
Powłoka ludzka:
Cyril to młody mężczyzna o krótkich, falujących jasnobrązowych lub ciemnym blond włosach, które nadają mu pogodny wygląd. Jego jasnoniebieskie oczy emanują energią i bystrością, a promienna, delikatnie opalona cera dodatkowo podkreśla zdrowy i zadbany wygląd. Mimo że jego sylwetka jest dobrze zbudowana, Cyril pozostaje szczupły i niewyróżniający się wzrostem. Jego twarz często zdobi wyważony uśmiech, który w połączeniu z wyrazistymi rysami oddaje jego dojrzałość i pewność siebie.
Elyon:
Raziel emanuje tajemniczością, odziany w lśniącą, misternie zdobioną zbroję, która promieniuje boskim światłem, podkreślając jego nadprzyrodzoną naturę. Posiada imponujące, śnieżnobiałe skrzydła, które rozłożone do lotu, onieśmielają swoimi rozmiarami. Kaptur nieustannie skrywa jego twarz, lecz pozwala dostrzec długie, popielate włosy oraz przenikliwe spojrzenie, które uderza swoją spostrzegawczością. Jego postawa jest zawsze nienaganna, gotowa reprezentować powagę Nieba, ale także nieść nieuniknioną sprawiedliwość tym, którzy odważą się zagrozić jego domowi.
Adon:
O rozmiarach kilkupiętrowego budynku, ze skrzydłami przypominającymi liście drzewa, Raziel w tej formie uosabia światło. Potężna zbroja, której ludzka ręka nigdy nie mogłaby stworzyć, składa się z niebiańskiej szaty oraz złotego hełmu o kształcie orlego dzioba. Wokół jego postaci unoszą się bezkształtne świetliki, dodając mu aurę mistycznej energii. Choć wciąż przypomina humanoidalną istotę, w tej formie przekracza wszelkie granice ludzkiego zrozumienia, stając się bytem zupełnie odmiennym i transcendentnym.
Cyril to młody mężczyzna o krótkich, falujących jasnobrązowych lub ciemnym blond włosach, które nadają mu pogodny wygląd. Jego jasnoniebieskie oczy emanują energią i bystrością, a promienna, delikatnie opalona cera dodatkowo podkreśla zdrowy i zadbany wygląd. Mimo że jego sylwetka jest dobrze zbudowana, Cyril pozostaje szczupły i niewyróżniający się wzrostem. Jego twarz często zdobi wyważony uśmiech, który w połączeniu z wyrazistymi rysami oddaje jego dojrzałość i pewność siebie.
Elyon:
Raziel emanuje tajemniczością, odziany w lśniącą, misternie zdobioną zbroję, która promieniuje boskim światłem, podkreślając jego nadprzyrodzoną naturę. Posiada imponujące, śnieżnobiałe skrzydła, które rozłożone do lotu, onieśmielają swoimi rozmiarami. Kaptur nieustannie skrywa jego twarz, lecz pozwala dostrzec długie, popielate włosy oraz przenikliwe spojrzenie, które uderza swoją spostrzegawczością. Jego postawa jest zawsze nienaganna, gotowa reprezentować powagę Nieba, ale także nieść nieuniknioną sprawiedliwość tym, którzy odważą się zagrozić jego domowi.
Adon:
O rozmiarach kilkupiętrowego budynku, ze skrzydłami przypominającymi liście drzewa, Raziel w tej formie uosabia światło. Potężna zbroja, której ludzka ręka nigdy nie mogłaby stworzyć, składa się z niebiańskiej szaty oraz złotego hełmu o kształcie orlego dzioba. Wokół jego postaci unoszą się bezkształtne świetliki, dodając mu aurę mistycznej energii. Choć wciąż przypomina humanoidalną istotę, w tej formie przekracza wszelkie granice ludzkiego zrozumienia, stając się bytem zupełnie odmiennym i transcendentnym.
146
05/08/2024
Jeśli chodzi o wpływ śmiertelników na nieludzkie istoty, zgadzał się, co było szokujące, z Lokim. Ludzie byli dla nich niczym anomalia we wszechświecie. Intrygująca i tajemnicza. Chcieli ją poznać, okiełznać i doświadczyć. W końcu to nie znikąd brali się Widzący.
- Chyba nie doceniasz swoich pobratymców, Levi. - tu uśmiechnął się do człowieka, jak wcześniej miał w zwyczaju, gdy rozmawiali na cmentarzu. Ciepło i pogodnie. - Niektóre demony mają więcej dzieci, niż potrafią zliczyć. Mitologia wcale nie jest w tej dziedzinie rozbieżna od naszego ładu. Ilu to mamy wspomnianych w niej półbogów? - wpływ ludzi na anioły i demony był namacalny. Choć śmiertelni i pozbawieni nadnaturalnych mocy, byli czasem nie mniej pożądani.
- Jeśli wierzysz w te bajki, które opowiadał ci Lucyfer na dobranockę, to już nic na to nie poradzę. Żyj sobie w kłamstwie. To nie moja sprawa. - tu, choć zwracał się do Lokiego, nie spojrzał na niego ani przez moment. Nie zamierzał dłużej pchać się w te bezcelowe przepychanki. On musiał się dzielić prawdą, gdy w tym samym czasie demon mógł karmić ich czymkolwiek, co pasowało mu do narracji.
Odkąd zniknął Bóg, pewne zasady panujące w Niebiosach, również zelżały. Najwyższy nigdy ich nie kontrolował w tym samym stopniu, co Najjaśniejszy. Choć próbował kierować się podobnymi ideałami, dążyć do pojednania się ze Światłem, nie było to takie proste. Nie, gdy nie posiadało się Jego mocy. Mael był potężnym aniołem, ale nie dorównywał Wszystkowiedzącemu. Ten nie musiał kiwnąć palcem, by widzieć i słyszeć wszystko, co tylko pragnął. Omnipotencja była jego unikalnym talentem.
Nie wierzył w żadne słowo wypowiedziane przez Lokiego, więc uznał, że jego opowieści z dawnych czasów, to tylko próba wpasowania się w temat i nawiązania jakiejś bliższej relacji z Widzącym. Ufał, że Levi nie był tak łatwowierny.
Odmówił kolejnego drinka, gdy tylko kelnerka chciała mu zabrać szklankę. Nie zamierzał dłużej korzystać z hojności demona. Ten na szczęście nie skupiał wyjątkowo uwagi na śmiertelnikach, no, może poza ich wspólnym rozmówcą, więc planował wkrótce się oddalić.
@Levi O'donnel
@Loki
- Chyba nie doceniasz swoich pobratymców, Levi. - tu uśmiechnął się do człowieka, jak wcześniej miał w zwyczaju, gdy rozmawiali na cmentarzu. Ciepło i pogodnie. - Niektóre demony mają więcej dzieci, niż potrafią zliczyć. Mitologia wcale nie jest w tej dziedzinie rozbieżna od naszego ładu. Ilu to mamy wspomnianych w niej półbogów? - wpływ ludzi na anioły i demony był namacalny. Choć śmiertelni i pozbawieni nadnaturalnych mocy, byli czasem nie mniej pożądani.
- Jeśli wierzysz w te bajki, które opowiadał ci Lucyfer na dobranockę, to już nic na to nie poradzę. Żyj sobie w kłamstwie. To nie moja sprawa. - tu, choć zwracał się do Lokiego, nie spojrzał na niego ani przez moment. Nie zamierzał dłużej pchać się w te bezcelowe przepychanki. On musiał się dzielić prawdą, gdy w tym samym czasie demon mógł karmić ich czymkolwiek, co pasowało mu do narracji.
Odkąd zniknął Bóg, pewne zasady panujące w Niebiosach, również zelżały. Najwyższy nigdy ich nie kontrolował w tym samym stopniu, co Najjaśniejszy. Choć próbował kierować się podobnymi ideałami, dążyć do pojednania się ze Światłem, nie było to takie proste. Nie, gdy nie posiadało się Jego mocy. Mael był potężnym aniołem, ale nie dorównywał Wszystkowiedzącemu. Ten nie musiał kiwnąć palcem, by widzieć i słyszeć wszystko, co tylko pragnął. Omnipotencja była jego unikalnym talentem.
Nie wierzył w żadne słowo wypowiedziane przez Lokiego, więc uznał, że jego opowieści z dawnych czasów, to tylko próba wpasowania się w temat i nawiązania jakiejś bliższej relacji z Widzącym. Ufał, że Levi nie był tak łatwowierny.
Odmówił kolejnego drinka, gdy tylko kelnerka chciała mu zabrać szklankę. Nie zamierzał dłużej korzystać z hojności demona. Ten na szczęście nie skupiał wyjątkowo uwagi na śmiertelnikach, no, może poza ich wspólnym rozmówcą, więc planował wkrótce się oddalić.
@Levi O'donnel
@Loki
Levi O'donnel
Uczeń
Levi zaczął się śmiać jeszcze bardziej. Głośniej. Mętne, martwe spojrzenie nie wskazywało dłużej na obojętność. Cieszyła go ta różnica poglądów.
- Sugerujecie, że ludzie sprowadzają istoty wyższe na złą drogę. Po co w takim razie demony, skoro już z tym radzimy sobie wystarczająco dobrze? - Spytał, przyciszając mimo wszystko ton. Nie chciał, aby ich rozmowa była zasłyszana przez osoby trzecie. - Miłość to nie tylko upadki i nie upada się dla niej. Miłość, podobno, wyciska z człowieka wszystko, co najlepsze. - Zauważył, tonem jakby miał w tym doświadczenie. W odczuwaniu i darowaniu miłością, w sensie. Cóż, po części miał - matczyna miłość była dla niego przez większość czasu najcenniejszą miłością, jaką posiadał. Teraz został bez rodziny, oszpecony i bez perspektyw związania się z kimś na dłużej.
W kwestii dalszych sprzeczek międzyrasowych nie wypowiadał się już więcej. Niesnaski między demonem a aniołem były najwyraźniej nie do uniknięcia. W pewnym momencie nawet odwrócił głowę od dwójki, beztrosko popalając sobie papierosa. Jedynie wrócił, kiedy demon parsknął śmiechem. Levi jednak nie zareagował na tą reakcję. W istocie nie wiedział, co działo się w Piekle.
- A lubiłeś to? - Ciągnął dalej O'donnel. - Sam poezji nigdy nie darzyłem szczególnym uznaniem, ale szanuję każde słowo pisane. Bardziej od wierszy, preferuję beletrystykę. - Złapał wolną dłonią Wojnę Światów, która dotychczas spoczywała na jego udzie, i uniósł, pokazując książkę tytułem do demona. Było to zaledwie bezceremonialne machnięcie, ukazanie, że ze sztuką literacką miał jakieś obycie, skoro temat już się nawinął. Nie widział żadnych oporów, by nie rozmawiać z piekielnym o zainteresowaniach. Jeśli jednak przyjdzie im zetknąć się kiedykolwiek z próbami manipulacji, będą obaj walczyli o miejsce na podium.
- Polecam się na przyszłość. - Oznajmił z nikłym uśmiechem na twarzy. Nie to, że miał wątpliwości co do swojej, skąd inąd, słabej otwartości wobec Johna, tylko sam Levi zdawał się nie czerpać radości z taką częstotliwością, jak przeciętny człowiek. Zawartość alkoholu zniknęła ponownie w jego gardle. Oczywiście nie umknęło jego uwadze to, że anioł ucichł i nie dołączył do wspólnego opijania znalezienia wspólnego języka.
- Sugerujecie, że ludzie sprowadzają istoty wyższe na złą drogę. Po co w takim razie demony, skoro już z tym radzimy sobie wystarczająco dobrze? - Spytał, przyciszając mimo wszystko ton. Nie chciał, aby ich rozmowa była zasłyszana przez osoby trzecie. - Miłość to nie tylko upadki i nie upada się dla niej. Miłość, podobno, wyciska z człowieka wszystko, co najlepsze. - Zauważył, tonem jakby miał w tym doświadczenie. W odczuwaniu i darowaniu miłością, w sensie. Cóż, po części miał - matczyna miłość była dla niego przez większość czasu najcenniejszą miłością, jaką posiadał. Teraz został bez rodziny, oszpecony i bez perspektyw związania się z kimś na dłużej.
W kwestii dalszych sprzeczek międzyrasowych nie wypowiadał się już więcej. Niesnaski między demonem a aniołem były najwyraźniej nie do uniknięcia. W pewnym momencie nawet odwrócił głowę od dwójki, beztrosko popalając sobie papierosa. Jedynie wrócił, kiedy demon parsknął śmiechem. Levi jednak nie zareagował na tą reakcję. W istocie nie wiedział, co działo się w Piekle.
- A lubiłeś to? - Ciągnął dalej O'donnel. - Sam poezji nigdy nie darzyłem szczególnym uznaniem, ale szanuję każde słowo pisane. Bardziej od wierszy, preferuję beletrystykę. - Złapał wolną dłonią Wojnę Światów, która dotychczas spoczywała na jego udzie, i uniósł, pokazując książkę tytułem do demona. Było to zaledwie bezceremonialne machnięcie, ukazanie, że ze sztuką literacką miał jakieś obycie, skoro temat już się nawinął. Nie widział żadnych oporów, by nie rozmawiać z piekielnym o zainteresowaniach. Jeśli jednak przyjdzie im zetknąć się kiedykolwiek z próbami manipulacji, będą obaj walczyli o miejsce na podium.
- Polecam się na przyszłość. - Oznajmił z nikłym uśmiechem na twarzy. Nie to, że miał wątpliwości co do swojej, skąd inąd, słabej otwartości wobec Johna, tylko sam Levi zdawał się nie czerpać radości z taką częstotliwością, jak przeciętny człowiek. Zawartość alkoholu zniknęła ponownie w jego gardle. Oczywiście nie umknęło jego uwadze to, że anioł ucichł i nie dołączył do wspólnego opijania znalezienia wspólnego języka.
Loki
Herold
Roześmiał się, a potem lekko pokręcił głową.
- Miłość może doprowadzić do upadku, bo jaka to radość w patrzeniu jak ukochana osoba przemierza życie bez ciebie, a z tego co mi wiadomo w Niebie nie ma urlopu w ramach, którego anioł może zrezygnować ze swoich obowiązków i poświęcić się ukochanej osobie - stwierdził ze wzruszeniem ramion. Bóg był zazdrosnym Ojcem, który nie lubił się dzielić miłością. Inna sprawa, że z miłości nawet anioły były skłonne robić głupie rzeczy. -Niemniej... demony mogłyby sobie rękę podać z ludźmi, choć w rankingu faktycznie możemy stać wyżej. Nie powiem, że na pewno, bo niestety nikt takich statystyk nie prowadzi.
To byłyby ciekawe statystyki, ale na swój sposób również bardzo przerażające. Prawda mogła boleć obie, a właściwie wszystkie trzy strony.
Też miał powoli dość sprzeczania się, bo w rzeczywistości nie prowadziło to donikąd. Każde z nich miało swoje racje i było święcie przekonane, że jego prawda jest bardziej prawdziwa. Z drugiej strony, sprzeczanie się z notorycznym kłamcą, też nieco psuło zabawę. Można by powiedzieć, że nawet bardzo. Inna sprawa, że widział że anioł mu nie wierzy i to go strasznie bawiło. Przeświadczenie o tym, że jest kłamcą, sprawiało, że mógł naprawdę się przed kimś otworzyć i nie musiał się martwić, że ten ktoś to przeciwko niemu wykorzysta.
- Bardzo. - Stwierdził krótko. Pisanie było ciekawą zabawą, ale również możliwością by w jakimś stopniu wyrazić swoje uczucia. Może powinien znów spróbować? Wiedział, że odkąd stał się demonem, miał z tym duży problem - a przynajmniej tak mu się wydawało. Z zaciekawieniem spojrzał na książkę, którą Ksiądz w Kominiarce miał. Uśmiechnął się ciepło.
- Może przy okazji się zapoznam - stwierdził. Miał trochę wolnego czasu... czasami, więc mógł równie dobrze poczytać, zamiast tylko knuć plany jak obalić świat.
Spojrzał na anioła, który ucichł, wtedy to sięgnął do niego przez stół i chwycił go za brodę. Uniósł jego twarz tak, żeby Raziel na niego spojrzał.
- Wiem, że nie jesteśmy towarzystwem, z którym chciałbyś spędzać wieczór. Zwłaszcza ja, ale miej chociaż na tyle szacunku do swoich rozmówców, by patrzeć między nimi - powiedział. - Powiem ci coś, jak kumpel kumplowi, takie opuszczanie czy uciekanie spojrzeniem pasuje do dziecka lub osoby, która ma coś na sumieniu. Masz coś na sumieniu, aniele? A może chcesz, żeby ludzie w twoim otoczeniu myśleli, że jesteś fałszywym kłamczuchem?
Może nie powinien mu dawać tego typu rad, ale coś go tknęło i po prostu poczuł się w obowiązku uświadomienia Anioła, jak jego zachowanie może być odbierane przez większość normalnych ludzi. Owszem byli nieśmiali ludzie, ale nawet ci mieli tendencje chociaż spoglądać w stronę swojego rozmówcy lub koncentrować wzrok na jakimś elemencie jego ciała, tak by chociaż sprawiać wrażenie, że uważnie słuchają co ma ktoś do powiedzenia. O ile w ogóle mieli odwagę, z kimś rozmawiać.
Puścił Raziela, żeby nagle wstać.
- Muszę panów na sekundkę przeprosić, mam sprawę do poety przy stoliku obok - powiedział i ruszył do wspomnianego stolika, gdzie niedoszły poeta opijał i śmiał się ze znajomymi. Pochylił się nad młodym mężczyzną i z kieszeni spodni wyciągnął wizytówkę, którą mu podał z czarującym uśmiechem. Poeta wydawał się tak samo zaskoczony, jak i zachwycony. Uścisnął Lokiemu rękę i nawet wstał, żegnając się z nim.
Demon wrócił do stolika i usiadł na swoim miejscu.
- Już jestem. A ty Raz, co ostatnio ciekawego czytałeś? - Zapytał jak gdyby nigdy nic.
- Miłość może doprowadzić do upadku, bo jaka to radość w patrzeniu jak ukochana osoba przemierza życie bez ciebie, a z tego co mi wiadomo w Niebie nie ma urlopu w ramach, którego anioł może zrezygnować ze swoich obowiązków i poświęcić się ukochanej osobie - stwierdził ze wzruszeniem ramion. Bóg był zazdrosnym Ojcem, który nie lubił się dzielić miłością. Inna sprawa, że z miłości nawet anioły były skłonne robić głupie rzeczy. -Niemniej... demony mogłyby sobie rękę podać z ludźmi, choć w rankingu faktycznie możemy stać wyżej. Nie powiem, że na pewno, bo niestety nikt takich statystyk nie prowadzi.
To byłyby ciekawe statystyki, ale na swój sposób również bardzo przerażające. Prawda mogła boleć obie, a właściwie wszystkie trzy strony.
Też miał powoli dość sprzeczania się, bo w rzeczywistości nie prowadziło to donikąd. Każde z nich miało swoje racje i było święcie przekonane, że jego prawda jest bardziej prawdziwa. Z drugiej strony, sprzeczanie się z notorycznym kłamcą, też nieco psuło zabawę. Można by powiedzieć, że nawet bardzo. Inna sprawa, że widział że anioł mu nie wierzy i to go strasznie bawiło. Przeświadczenie o tym, że jest kłamcą, sprawiało, że mógł naprawdę się przed kimś otworzyć i nie musiał się martwić, że ten ktoś to przeciwko niemu wykorzysta.
- Bardzo. - Stwierdził krótko. Pisanie było ciekawą zabawą, ale również możliwością by w jakimś stopniu wyrazić swoje uczucia. Może powinien znów spróbować? Wiedział, że odkąd stał się demonem, miał z tym duży problem - a przynajmniej tak mu się wydawało. Z zaciekawieniem spojrzał na książkę, którą Ksiądz w Kominiarce miał. Uśmiechnął się ciepło.
- Może przy okazji się zapoznam - stwierdził. Miał trochę wolnego czasu... czasami, więc mógł równie dobrze poczytać, zamiast tylko knuć plany jak obalić świat.
Spojrzał na anioła, który ucichł, wtedy to sięgnął do niego przez stół i chwycił go za brodę. Uniósł jego twarz tak, żeby Raziel na niego spojrzał.
- Wiem, że nie jesteśmy towarzystwem, z którym chciałbyś spędzać wieczór. Zwłaszcza ja, ale miej chociaż na tyle szacunku do swoich rozmówców, by patrzeć między nimi - powiedział. - Powiem ci coś, jak kumpel kumplowi, takie opuszczanie czy uciekanie spojrzeniem pasuje do dziecka lub osoby, która ma coś na sumieniu. Masz coś na sumieniu, aniele? A może chcesz, żeby ludzie w twoim otoczeniu myśleli, że jesteś fałszywym kłamczuchem?
Może nie powinien mu dawać tego typu rad, ale coś go tknęło i po prostu poczuł się w obowiązku uświadomienia Anioła, jak jego zachowanie może być odbierane przez większość normalnych ludzi. Owszem byli nieśmiali ludzie, ale nawet ci mieli tendencje chociaż spoglądać w stronę swojego rozmówcy lub koncentrować wzrok na jakimś elemencie jego ciała, tak by chociaż sprawiać wrażenie, że uważnie słuchają co ma ktoś do powiedzenia. O ile w ogóle mieli odwagę, z kimś rozmawiać.
Puścił Raziela, żeby nagle wstać.
- Muszę panów na sekundkę przeprosić, mam sprawę do poety przy stoliku obok - powiedział i ruszył do wspomnianego stolika, gdzie niedoszły poeta opijał i śmiał się ze znajomymi. Pochylił się nad młodym mężczyzną i z kieszeni spodni wyciągnął wizytówkę, którą mu podał z czarującym uśmiechem. Poeta wydawał się tak samo zaskoczony, jak i zachwycony. Uścisnął Lokiemu rękę i nawet wstał, żegnając się z nim.
Demon wrócił do stolika i usiadł na swoim miejscu.
- Już jestem. A ty Raz, co ostatnio ciekawego czytałeś? - Zapytał jak gdyby nigdy nic.
Raziel
Chorąży
Cyril Septimus Wyatt
Above all else, you have earned a rest from this endless battle.
20
68
175
7
Powłoka ludzka:
Cyril to młody mężczyzna o krótkich, falujących jasnobrązowych lub ciemnym blond włosach, które nadają mu pogodny wygląd. Jego jasnoniebieskie oczy emanują energią i bystrością, a promienna, delikatnie opalona cera dodatkowo podkreśla zdrowy i zadbany wygląd. Mimo że jego sylwetka jest dobrze zbudowana, Cyril pozostaje szczupły i niewyróżniający się wzrostem. Jego twarz często zdobi wyważony uśmiech, który w połączeniu z wyrazistymi rysami oddaje jego dojrzałość i pewność siebie.
Elyon:
Raziel emanuje tajemniczością, odziany w lśniącą, misternie zdobioną zbroję, która promieniuje boskim światłem, podkreślając jego nadprzyrodzoną naturę. Posiada imponujące, śnieżnobiałe skrzydła, które rozłożone do lotu, onieśmielają swoimi rozmiarami. Kaptur nieustannie skrywa jego twarz, lecz pozwala dostrzec długie, popielate włosy oraz przenikliwe spojrzenie, które uderza swoją spostrzegawczością. Jego postawa jest zawsze nienaganna, gotowa reprezentować powagę Nieba, ale także nieść nieuniknioną sprawiedliwość tym, którzy odważą się zagrozić jego domowi.
Adon:
O rozmiarach kilkupiętrowego budynku, ze skrzydłami przypominającymi liście drzewa, Raziel w tej formie uosabia światło. Potężna zbroja, której ludzka ręka nigdy nie mogłaby stworzyć, składa się z niebiańskiej szaty oraz złotego hełmu o kształcie orlego dzioba. Wokół jego postaci unoszą się bezkształtne świetliki, dodając mu aurę mistycznej energii. Choć wciąż przypomina humanoidalną istotę, w tej formie przekracza wszelkie granice ludzkiego zrozumienia, stając się bytem zupełnie odmiennym i transcendentnym.
Cyril to młody mężczyzna o krótkich, falujących jasnobrązowych lub ciemnym blond włosach, które nadają mu pogodny wygląd. Jego jasnoniebieskie oczy emanują energią i bystrością, a promienna, delikatnie opalona cera dodatkowo podkreśla zdrowy i zadbany wygląd. Mimo że jego sylwetka jest dobrze zbudowana, Cyril pozostaje szczupły i niewyróżniający się wzrostem. Jego twarz często zdobi wyważony uśmiech, który w połączeniu z wyrazistymi rysami oddaje jego dojrzałość i pewność siebie.
Elyon:
Raziel emanuje tajemniczością, odziany w lśniącą, misternie zdobioną zbroję, która promieniuje boskim światłem, podkreślając jego nadprzyrodzoną naturę. Posiada imponujące, śnieżnobiałe skrzydła, które rozłożone do lotu, onieśmielają swoimi rozmiarami. Kaptur nieustannie skrywa jego twarz, lecz pozwala dostrzec długie, popielate włosy oraz przenikliwe spojrzenie, które uderza swoją spostrzegawczością. Jego postawa jest zawsze nienaganna, gotowa reprezentować powagę Nieba, ale także nieść nieuniknioną sprawiedliwość tym, którzy odważą się zagrozić jego domowi.
Adon:
O rozmiarach kilkupiętrowego budynku, ze skrzydłami przypominającymi liście drzewa, Raziel w tej formie uosabia światło. Potężna zbroja, której ludzka ręka nigdy nie mogłaby stworzyć, składa się z niebiańskiej szaty oraz złotego hełmu o kształcie orlego dzioba. Wokół jego postaci unoszą się bezkształtne świetliki, dodając mu aurę mistycznej energii. Choć wciąż przypomina humanoidalną istotę, w tej formie przekracza wszelkie granice ludzkiego zrozumienia, stając się bytem zupełnie odmiennym i transcendentnym.
146
05/08/2024
Obdarował Leviego ponownie szerokim uśmiechem. Ludzie mieli tendencję do krótkowzroczności. Brakowało im czasem wyobraźni. Na świecie nie istniało tylko dobro i zło. Nie tylko te siły potrafiły zmusić nadnaturalnego do zmian.
- Och, to nie tak. Miałem na myśli uczucia i tęsknotę. Czasem anioł lub demon, nie chcą spędzić całej wieczności, rozpaczając za kimś, kogo pokochały. Śmiertelnicy przemijają. Długość waszego życia jest dla nas niczym. Zaledwie chwilą. Wówczas poświęcamy nieśmiertelność, by stać się ludźmi i móc spędzić resztę życia z kimś najważniejszym. To wciąż upadek, nawet jeśli nie był spowodowany grzechem. - nie winił jednak Widzącego za taki pogląd na te sprawy. Każdy z nich miał inną perspektywę. Mogli się nią ze sobą podzielić, ale niekoniecznie zrozumieć.
On sam jednak nigdy nie wyobrażał sobie siebie w takiej sytuacji. Choć rozumiał założenia takiej gwałtownej zmiany, wierzył, że żadna siła nie jest w stanie odwieść go od jego misji. Był Niebianinem, fanatycznie oddaną Potęgą. Nie chciał poświęcać życia wiecznego dla kilkudziesięciu lat z wybranym przez siebie człowiekiem. Co, jeśli po śmierci nie trafiliby w to samo miejsce? To byłoby tragiczne zakończenie.
Siedział z rozszerzonymi źrenicami, gdy został złapany przez Lokiego, który zaczął go pouczać. Demon mający czelność nazywać anioła kłamcą. To już było dla niego za wiele. Zaczekał tylko, aż Piekielnik wróci do ich stołu po krótkiej pogawędce z pobliskimi ludźmi. Nie próżnował. Nie odpowiedział na zadanie pytanie. Wstał z miejsca, niemal przewracając swoje siedzisko i podszedł do demona. W jednym ruchu pchnął go do tyłu i przyparł do pobliskiego filaru z krzesłem, na którym siedział. Większość obserwujących ich ludzi zamarła. Nastąpiła grobowa cisza. Choć jego ludzka forma nie dorównywała tej anielskiej, wciąż był na tyle silny, by z łatwością tego dokonać, nawet przy cięższym i dużo wyższym przeciwniku. Jego oczy zatraciły swój niebieski blask. Zastąpiło go płynne złoto. Ścisnął szyję Lokiego tak mocno, że usłyszał, jak ten ma problem ze złapaniem tchu.
- Jesteś plugawą istotą. Masz czelność mnie pouczać, gdy sam rozglądasz się nieustannie. Odchodzisz od stolika, zaraz po swoim kazaniu o braku szacunku do swojego towarzystwa. Czy ty czasem przeglądasz się w lustrze? Nie brzydzi cię to, co w nim widzisz? - głos, którym wypowiedział te słowa, zdecydowanie nie należał do jego ludzkiej formy. Bardziej przypominał Elyona, ale bez rozbrzmiewającego echa. - Nazywasz anioła kłamcą, gdy wszystko, co mówimy, zawsze jest najszczerszą prawdą. Nazywasz mnie dzieckiem, nie pojmując tak prostych zasad, jak kultura. Naruszasz moją przestrzeń, bo wydaje ci się, że masz władzę. - te słowa nie opuściły jego ust. Porozumiewał się teraz z Lokim telepatycznie. - Za trzy dni od teraz, stawisz się w zniszczonej fabryce na obrzeżach miasta. Tak rozwiążemy nas konflikt w sposób, w który powinniśmy od samego początku. Jeśli stchórzysz, będę mordował twoją ludzką powłokę raz za razem, do końca świata i jeden dzień dłużej. - jego uścisk zelżał. Odwrócił się, już w pełni opanowany do Widzącego. Wstyd mu było, że ten musiał tego doświadczyć na własne oczy. Nie zamierzał jednak za to przepraszać. Demon doskonale wiedział, kogo prowokuje.
Złapał Leviego za ramię i uścisnął je delikatnie, tak jakby pocieszał Widzącego, a nie siebie samego. - Zobaczymy się jeszcze. Nie daj się zabić. - mrugnął do niego sugestywnie, mając na myśli sytuację z cmentarza. Zabrał ze swojego krzesła płaszcz i bez nawet zerknięcia w stronę Lokiego, opuścił lokal.
@Loki
@Levi O'donnel
- Och, to nie tak. Miałem na myśli uczucia i tęsknotę. Czasem anioł lub demon, nie chcą spędzić całej wieczności, rozpaczając za kimś, kogo pokochały. Śmiertelnicy przemijają. Długość waszego życia jest dla nas niczym. Zaledwie chwilą. Wówczas poświęcamy nieśmiertelność, by stać się ludźmi i móc spędzić resztę życia z kimś najważniejszym. To wciąż upadek, nawet jeśli nie był spowodowany grzechem. - nie winił jednak Widzącego za taki pogląd na te sprawy. Każdy z nich miał inną perspektywę. Mogli się nią ze sobą podzielić, ale niekoniecznie zrozumieć.
On sam jednak nigdy nie wyobrażał sobie siebie w takiej sytuacji. Choć rozumiał założenia takiej gwałtownej zmiany, wierzył, że żadna siła nie jest w stanie odwieść go od jego misji. Był Niebianinem, fanatycznie oddaną Potęgą. Nie chciał poświęcać życia wiecznego dla kilkudziesięciu lat z wybranym przez siebie człowiekiem. Co, jeśli po śmierci nie trafiliby w to samo miejsce? To byłoby tragiczne zakończenie.
Siedział z rozszerzonymi źrenicami, gdy został złapany przez Lokiego, który zaczął go pouczać. Demon mający czelność nazywać anioła kłamcą. To już było dla niego za wiele. Zaczekał tylko, aż Piekielnik wróci do ich stołu po krótkiej pogawędce z pobliskimi ludźmi. Nie próżnował. Nie odpowiedział na zadanie pytanie. Wstał z miejsca, niemal przewracając swoje siedzisko i podszedł do demona. W jednym ruchu pchnął go do tyłu i przyparł do pobliskiego filaru z krzesłem, na którym siedział. Większość obserwujących ich ludzi zamarła. Nastąpiła grobowa cisza. Choć jego ludzka forma nie dorównywała tej anielskiej, wciąż był na tyle silny, by z łatwością tego dokonać, nawet przy cięższym i dużo wyższym przeciwniku. Jego oczy zatraciły swój niebieski blask. Zastąpiło go płynne złoto. Ścisnął szyję Lokiego tak mocno, że usłyszał, jak ten ma problem ze złapaniem tchu.
- Jesteś plugawą istotą. Masz czelność mnie pouczać, gdy sam rozglądasz się nieustannie. Odchodzisz od stolika, zaraz po swoim kazaniu o braku szacunku do swojego towarzystwa. Czy ty czasem przeglądasz się w lustrze? Nie brzydzi cię to, co w nim widzisz? - głos, którym wypowiedział te słowa, zdecydowanie nie należał do jego ludzkiej formy. Bardziej przypominał Elyona, ale bez rozbrzmiewającego echa. - Nazywasz anioła kłamcą, gdy wszystko, co mówimy, zawsze jest najszczerszą prawdą. Nazywasz mnie dzieckiem, nie pojmując tak prostych zasad, jak kultura. Naruszasz moją przestrzeń, bo wydaje ci się, że masz władzę. - te słowa nie opuściły jego ust. Porozumiewał się teraz z Lokim telepatycznie. - Za trzy dni od teraz, stawisz się w zniszczonej fabryce na obrzeżach miasta. Tak rozwiążemy nas konflikt w sposób, w który powinniśmy od samego początku. Jeśli stchórzysz, będę mordował twoją ludzką powłokę raz za razem, do końca świata i jeden dzień dłużej. - jego uścisk zelżał. Odwrócił się, już w pełni opanowany do Widzącego. Wstyd mu było, że ten musiał tego doświadczyć na własne oczy. Nie zamierzał jednak za to przepraszać. Demon doskonale wiedział, kogo prowokuje.
Złapał Leviego za ramię i uścisnął je delikatnie, tak jakby pocieszał Widzącego, a nie siebie samego. - Zobaczymy się jeszcze. Nie daj się zabić. - mrugnął do niego sugestywnie, mając na myśli sytuację z cmentarza. Zabrał ze swojego krzesła płaszcz i bez nawet zerknięcia w stronę Lokiego, opuścił lokal.
@Loki
@Levi O'donnel
z/t
Levi O'donnel
Uczeń
- Dusza jest wieczna, Razielu. - Westchnął cicho. Do dzisiaj pamiętał, jak Huxley uświadomił go, iż istniało życie po śmierci. Do dzisiaj pamiętał to rozczarowanie. Do tamtego czasu łudził się o wieczny spoczynek po śmierci, a nie nieustanną wędrówkę w obiegu dusz. - Nie podejrzewałbym was o darzenie uczuciami samej fizycznej powłoki. - Dodał, mimo wszystko uśmiechając się nikle. Nie rozumiał aniołów - być może miały one tendencje do utraty jakiejkolwiek cierpliwości wobec całej wieczności, jaka im przypadała do przeżycia. Może rzeczywiście miłość je osłabiała, bo działała inaczej na istoty śmiertelne, a inaczej na istoty nadnaturalne. Tym samym rozwiązał temat krótkowzroczności.
O'donnel zanotował w głowie ciekawostkę na temat demona i jego ciągotach do pisywania wierszy, przynajmniej w przeszłości. Chciał nawet kontynuować temat, gdyby nie to, że John znienacka złapał anioła za podbródek i zaczął prawić mu kazanie. Levi wyprostował się na krześle. Nie chciał być zaangażowany w ich konflikt, jednakże przesiadywanie przy tym samym stole trochę to ograniczało.
- John. - Upomnienie opuściło usta Leviego, wraz z dymem, który za chwilę zmieszał się z powietrzem. Na szczęście kazanie ze strony demona nie potrwało jakoś długo, choć zdążyło przyciągnąć spojrzenia niektórych z otoczenia. Zerknął kątem oko na Raziela, kiedy John postanowił bezpardonowo opuścić ich stolik i już widział po postawie anioła, że nie będzie chciał odpuścić. Nawet podniósł rękę, chcąc go zatrzymać i zapobiec eskalacji konfliktu, ale nadnaturalny wyślizgnął się z siedzenia szybciej niż możliwe było go złapać.
W trakcie, kiedy dwójka przyszpilała się do ściany i robiła raban, O'donnel przewrócił oczami, mrucząc krótkie "ja pierdole" pod nosem. Podniósł szklankę whisky i utopił ją w swoim gardle, nie poczuwając się ani przez chwilę do roli dyplomaty. Klientela, a jakże, przyglądała się dwójce, możliwe że nawet ktoś spojrzał w kierunku Leviego, jakby to po jego stronie miała leżeć chęć rozdzielenia dwójki mężczyzn, ale Widzący posłał mu mętne, świdrujące spojrzenie. Tyle wystarczyło, żeby odpuścić sobie wymogi. Zamiast tego, czekał cierpliwie.
- Na Ziemi jesteście gorsi niż raczkujące dzieci. - Nie mógł powstrzymać się od reprymendy, kiedy Raziel podszedł go pożegnać. Nie odezwał się jakoś szczególnie na jego słowa pożegnania. Łowca nie zamierzał umierać, nie teraz ani nie czuł się nawet zagrożony. Niemniej skinął głową na pożegnanie. Potem zgasił papierosa o popielniczkę. Zawiesił wyczekujące spojrzenie na demonie.
- Co to było? - Spytał, opuszczając wzrok na kolejną porcję alkoholu przyniesioną na tacy. Chwycił szklankę. Która to już z rzędu? Chyba czwarta albo piąta.
O'donnel zanotował w głowie ciekawostkę na temat demona i jego ciągotach do pisywania wierszy, przynajmniej w przeszłości. Chciał nawet kontynuować temat, gdyby nie to, że John znienacka złapał anioła za podbródek i zaczął prawić mu kazanie. Levi wyprostował się na krześle. Nie chciał być zaangażowany w ich konflikt, jednakże przesiadywanie przy tym samym stole trochę to ograniczało.
- John. - Upomnienie opuściło usta Leviego, wraz z dymem, który za chwilę zmieszał się z powietrzem. Na szczęście kazanie ze strony demona nie potrwało jakoś długo, choć zdążyło przyciągnąć spojrzenia niektórych z otoczenia. Zerknął kątem oko na Raziela, kiedy John postanowił bezpardonowo opuścić ich stolik i już widział po postawie anioła, że nie będzie chciał odpuścić. Nawet podniósł rękę, chcąc go zatrzymać i zapobiec eskalacji konfliktu, ale nadnaturalny wyślizgnął się z siedzenia szybciej niż możliwe było go złapać.
W trakcie, kiedy dwójka przyszpilała się do ściany i robiła raban, O'donnel przewrócił oczami, mrucząc krótkie "ja pierdole" pod nosem. Podniósł szklankę whisky i utopił ją w swoim gardle, nie poczuwając się ani przez chwilę do roli dyplomaty. Klientela, a jakże, przyglądała się dwójce, możliwe że nawet ktoś spojrzał w kierunku Leviego, jakby to po jego stronie miała leżeć chęć rozdzielenia dwójki mężczyzn, ale Widzący posłał mu mętne, świdrujące spojrzenie. Tyle wystarczyło, żeby odpuścić sobie wymogi. Zamiast tego, czekał cierpliwie.
- Na Ziemi jesteście gorsi niż raczkujące dzieci. - Nie mógł powstrzymać się od reprymendy, kiedy Raziel podszedł go pożegnać. Nie odezwał się jakoś szczególnie na jego słowa pożegnania. Łowca nie zamierzał umierać, nie teraz ani nie czuł się nawet zagrożony. Niemniej skinął głową na pożegnanie. Potem zgasił papierosa o popielniczkę. Zawiesił wyczekujące spojrzenie na demonie.
- Co to było? - Spytał, opuszczając wzrok na kolejną porcję alkoholu przyniesioną na tacy. Chwycił szklankę. Która to już z rzędu? Chyba czwarta albo piąta.
Loki
Herold
W trymiga zrobiło się ciekawe i to cholernie ciekawie. Nie sądził, że jego małe pouczenie czy raczej drobna rada przyniesie AŻ TAKIE skutki. Gdyby wiedział, już wcześniej by to zrobił. Tak, był prowokatorem, był mącicielem. Nie został demonem przez przypadek, można by nawet zażartować, że to było działanie z pełną premedytacją i rozwagą.
Bolało, ale ból był częścią istnienia, podobnie jak to wszystko co miało miejsce. Dobrze, że dla większości ludzi wyglądało to jak niegroźna sprzeczka, która mogła znacząco eskalować i dobrze, że anioł się tutaj nie odpalił na pełnej kurwie, bo już w ogóle byłoby zabawnie. Żałował, a jednocześnie był zachwycony. Ciche westchnięcie umknęło pierwszy raz, gdy został przyszpilony do ściany, a potem drugi, gdy został puszczony. Czy przejmował się słowami Anioła? Ani trochę. Dużo ciekawsze było to, co Niebianin mu powiedział prywatnie.
Gdy Raziel wyszedł, oczy wszystkich skupiły się na Lokim, który jak na człowieka przystało pomasował swoje obolałe gardło. Potem poprawił kołnierzyk koszuli, który nieco się pomiął, wstał przeciągnął swoje krzesło z powrotem do stolika i jak gdyby nigdy nic, zapalił. Dopiero ten krótki, nie magiczny, a jednocześnie tak znaczący rytuał, sprawił, że ludzie wrócili do własnych kufli, a muzyka znów rozbrzmiała.
- Ale że co? - Odpowiedział, podnosząc spojrzenie na Leviego. Uśmiechnął się do niego szeroko. Był rozbawiony, ale nie mógł tego wcześniej pokazać. Ludzie wzięliby go za socjopatę albo nawet psychopatę, niemniej jego ulubiony Ksiądz w Kominiarce mógł zobaczyć prawdę. Nawet jeśli w nią nie uwierzy. - Rozmowy demonów i aniołów zwykle się tak kończą, jeśli nie gorzej. Zwłaszcza jeśli w grę wchodzą któreś... bardziej temperamentne chóry.
Bolało, ale ból był częścią istnienia, podobnie jak to wszystko co miało miejsce. Dobrze, że dla większości ludzi wyglądało to jak niegroźna sprzeczka, która mogła znacząco eskalować i dobrze, że anioł się tutaj nie odpalił na pełnej kurwie, bo już w ogóle byłoby zabawnie. Żałował, a jednocześnie był zachwycony. Ciche westchnięcie umknęło pierwszy raz, gdy został przyszpilony do ściany, a potem drugi, gdy został puszczony. Czy przejmował się słowami Anioła? Ani trochę. Dużo ciekawsze było to, co Niebianin mu powiedział prywatnie.
Gdy Raziel wyszedł, oczy wszystkich skupiły się na Lokim, który jak na człowieka przystało pomasował swoje obolałe gardło. Potem poprawił kołnierzyk koszuli, który nieco się pomiął, wstał przeciągnął swoje krzesło z powrotem do stolika i jak gdyby nigdy nic, zapalił. Dopiero ten krótki, nie magiczny, a jednocześnie tak znaczący rytuał, sprawił, że ludzie wrócili do własnych kufli, a muzyka znów rozbrzmiała.
- Ale że co? - Odpowiedział, podnosząc spojrzenie na Leviego. Uśmiechnął się do niego szeroko. Był rozbawiony, ale nie mógł tego wcześniej pokazać. Ludzie wzięliby go za socjopatę albo nawet psychopatę, niemniej jego ulubiony Ksiądz w Kominiarce mógł zobaczyć prawdę. Nawet jeśli w nią nie uwierzy. - Rozmowy demonów i aniołów zwykle się tak kończą, jeśli nie gorzej. Zwłaszcza jeśli w grę wchodzą któreś... bardziej temperamentne chóry.
Levi O'donnel
Uczeń
Obserwował uważnie zachowanie Lokiego, aż po poprawienie pogniecionego ubrania, po nonszalancki powrót do stolika. Uśmiech na jego twarzy zdradzał go z satysfakcji, jaką uzyskał z wyprowadzenia anioła z równowagi. Jakie to ludzkie - pomyślał Levi. Słowa Johna niemal przyrównujące ludzi do demonów były jak najbardziej na miejscu. O'donnel i Loki nie różnili się od siebie tak bardzo. Ksiądz w Kominiarce również uwielbiał prowokacje, jednakże zdecydowanie bardziej subtelne; takie, które można było doszukać się między wierszami. Diabeł tkwił w szczegółach, tak? W każdym razie, O'donnel nie miał powodów, by nie wierzyć w ludzkie odruchy i emocje na twarzy Johna. Nieważne, jak potężna mogła być dusza, póki została zamknięta w ludzkim ciele, nie widział w nim nic więcej, jak tylko człowieka. Człowieka z aurą, co prawda, ale dalej z ograniczeniami.
Na pytanie zamilkł wymowną ciszą. Obdarzył jedynie krótkim spojrzeniem Johna, który się uśmiechał. Zamiast tego, wyciągnął znowu paczkę swoich papierosów. Wyciągnął jeden, zanim rzucił ją bezceremonialnie na stole, co znaczyło tylko tyle, że rozmówca mógł się częstować do woli. Odpalił swoją zwijkę. W ciemnych oczach na moment pojawiło się odbicie iskry, która wydobyła się z zapalniczki. Spojrzał z powrotem na Lokiego.
- Nie miałem zbyt wiele okazji widzieć, jak kończą się takie spotkania, ale... Jeśli mam być szczery, nie różniło się to niczym od walki bezpańskich psów na ulicy. Takie atrakcje mam niemal na co dzień. - Powiedział beznamiętnie O'donnel nie zdając sobie sprawy z tego, jak jego określenie było trafne. Bezpańscy - demon, który najwyraźniej nie był kontrolowany silną ręką, oraz anioł, który był niezwykle zasmucony zniknięciem Stwórcy.
- To ciała ludzkie was tak zmieniają? Czy po prostu szczycicie się taką żywiołowością na co dzień? - Spytał, jak gdyby nigdy nic, spoglądając wyczekująco na Johna.
Na pytanie zamilkł wymowną ciszą. Obdarzył jedynie krótkim spojrzeniem Johna, który się uśmiechał. Zamiast tego, wyciągnął znowu paczkę swoich papierosów. Wyciągnął jeden, zanim rzucił ją bezceremonialnie na stole, co znaczyło tylko tyle, że rozmówca mógł się częstować do woli. Odpalił swoją zwijkę. W ciemnych oczach na moment pojawiło się odbicie iskry, która wydobyła się z zapalniczki. Spojrzał z powrotem na Lokiego.
- Nie miałem zbyt wiele okazji widzieć, jak kończą się takie spotkania, ale... Jeśli mam być szczery, nie różniło się to niczym od walki bezpańskich psów na ulicy. Takie atrakcje mam niemal na co dzień. - Powiedział beznamiętnie O'donnel nie zdając sobie sprawy z tego, jak jego określenie było trafne. Bezpańscy - demon, który najwyraźniej nie był kontrolowany silną ręką, oraz anioł, który był niezwykle zasmucony zniknięciem Stwórcy.
- To ciała ludzkie was tak zmieniają? Czy po prostu szczycicie się taką żywiołowością na co dzień? - Spytał, jak gdyby nigdy nic, spoglądając wyczekująco na Johna.
Loki
Herold
Może powinien od razu odpowiedzieć, ale gdzie tu zabawa? Długie życie strasznie się nudziło, a co za tym szło, trzeba było szukać wszelkich sposobów na urozmaicenie go. Obserwował poczynania Księdza w Kominiarce, ale nie komentował ich w żaden sposób. Pozwalał sobie jedynie na malutką analizę, ale powiedzmy sobie szczerze, Levi był dobry. Bardzo dobry w ukrywaniu wielu rzeczy, co budziło maleńki podziw u Lokiego. Ludzie zwykle są prości, łopatologiczni wręcz, jak się ich bliżej pozna, a nawet nudni jeśli już przejrzy się ich całą grę. Czy taki sam byłby Levi? Tego na razie Loki nie wiedział, a to sprawiało, że na krótki moment był... mniej znudzony niż zwykle, a nawet nieco zaciekawiony.
- Tym trochę w tej chwili jesteśmy. Pozbawionymi pana psami. Pierzaści radzą sobie z tym trochę gorzej, my łuskowaci troszkę lepiej, ale i tak można powiedzieć, że nie jest z nami w porządku - mruknął wzruszając ramionami. Uniósł wysoką szklankę do ust i upił duży łyk ciemnego piwa. Wyciągnął swoją zapalniczkę i po prostu zaczął się nią bawić. Lekkim machnięciem ją otwierać, a potem z cichym stuknięciem i kolejnym gestem zamykać. Była czarna, elegancka, ale pod światło dało się dojrzeć na niej jakiś napis. Niestety czcionka mogła być trudna do odczytania bez wzięcia tego drobnego przedmiotu do ręki.
- Sądzę, że to zależy od pojedynczego przypadku. Znajdziesz bardziej i mniej żywiołowych - odpowiedział ze wzruszeniem ramion. - A jak z tobą? Zawsześ taki spokojny, czy po prostu jesteś przyzwyczajony do tego bajzlu?
- Tym trochę w tej chwili jesteśmy. Pozbawionymi pana psami. Pierzaści radzą sobie z tym trochę gorzej, my łuskowaci troszkę lepiej, ale i tak można powiedzieć, że nie jest z nami w porządku - mruknął wzruszając ramionami. Uniósł wysoką szklankę do ust i upił duży łyk ciemnego piwa. Wyciągnął swoją zapalniczkę i po prostu zaczął się nią bawić. Lekkim machnięciem ją otwierać, a potem z cichym stuknięciem i kolejnym gestem zamykać. Była czarna, elegancka, ale pod światło dało się dojrzeć na niej jakiś napis. Niestety czcionka mogła być trudna do odczytania bez wzięcia tego drobnego przedmiotu do ręki.
- Sądzę, że to zależy od pojedynczego przypadku. Znajdziesz bardziej i mniej żywiołowych - odpowiedział ze wzruszeniem ramion. - A jak z tobą? Zawsześ taki spokojny, czy po prostu jesteś przyzwyczajony do tego bajzlu?
Levi O'donnel
Uczeń
W oczach, oprócz odbitej iskry, można było dostrzec nutę zaciekawienia w związku z tym, co usłyszał. O'donnel łapał za słowa. Przesłuchiwania również były częścią jego służby we wojsku, kiedy przyszło rozpracowywać działania Trzeciej Rzeszy.
- Pozbawionymi pana psami? - Powtórzył, nie odwracając przez dłuższą chwilę wzroku. Wiedział jednak, że nie uzyska odpowiedzi na pytanie, czując podskórnie, że na pewno kryło się tutaj coś więcej - a skoro tak, nie była to informacja, którą mógłby z łatwością wyciągnąć. Więc John mógł potraktować to zapytanie jako upomnienie, by nie paplać ozorem bez opamiętania. - ...Czyli nie tylko ludzkość przechodzi ciężki okres. Na was też się odbija chaos, jaki zapanował na Ziemi. - Podzielił się krótką refleksją. Ciekawiło go, czy źródło problemów nadnaturalnych leżało bezpośrednio z tym, co działo się na Ziemi, czy znajdywało się ono jednak poza ludzkim okiem, a jego skutki przeszły na Ziemię. Nie brnął w to myślami dalej, stwierdzając, że nie chciał wiedzieć wszystkiego. Widział już i tak wiele, a to sprawiło, że ciężej mu się żyło.
- Na razie widzę, że jesteście bardziej podatni na własne emocje. - Rzekł, wypuszczając dym. Wzrok przykuł na moment na zapalniczce, którą John zaczął się bawić.
- Przeżyłem wojnę, John. Do rangi porucznika i do sił specjalnych doszedłem tylko dzięki zachowaniu zimnej krwi i kompetencji. - Odpowiedział równie beznamiętnie, co dotychczas, wracając spojrzeniem na demona. Ot, odrobina informacji na jego temat opuściła właśnie spierzchnięte, nacięte blizną usta O'donnela. Mimo alkoholu we krwi, dalej odpowiednio potrafił dawkować ilość słów. - Nazywali mnie Muffler, nie bez powodu. Wojna była jednym wielkim bajzlem, więc w sumie mogę powiedzieć, że i jedno i drugie. Polecam, wojsko by was utemperowało. - Uśmiechnął się, nieco ironicznie. Chwilowy przebłysk tego, co tkwiło w Levim naprawdę, poza stoicyzmem. Nachylił się do przodu, żeby sięgnąć popielniczki i strzepnąć proch.
- A ty? Od zawsze szukasz okazji do prowokacji? - Ciemne oczy znów zwróciły uwagę na rozmówcę. Na powrót nie mówiły one nic, a zakryta twarz nie pomagała w odszyfrowaniu emocji O'donnela. Cokolwiek miało znaczyć to pytanie...
- Pozbawionymi pana psami? - Powtórzył, nie odwracając przez dłuższą chwilę wzroku. Wiedział jednak, że nie uzyska odpowiedzi na pytanie, czując podskórnie, że na pewno kryło się tutaj coś więcej - a skoro tak, nie była to informacja, którą mógłby z łatwością wyciągnąć. Więc John mógł potraktować to zapytanie jako upomnienie, by nie paplać ozorem bez opamiętania. - ...Czyli nie tylko ludzkość przechodzi ciężki okres. Na was też się odbija chaos, jaki zapanował na Ziemi. - Podzielił się krótką refleksją. Ciekawiło go, czy źródło problemów nadnaturalnych leżało bezpośrednio z tym, co działo się na Ziemi, czy znajdywało się ono jednak poza ludzkim okiem, a jego skutki przeszły na Ziemię. Nie brnął w to myślami dalej, stwierdzając, że nie chciał wiedzieć wszystkiego. Widział już i tak wiele, a to sprawiło, że ciężej mu się żyło.
- Na razie widzę, że jesteście bardziej podatni na własne emocje. - Rzekł, wypuszczając dym. Wzrok przykuł na moment na zapalniczce, którą John zaczął się bawić.
- Przeżyłem wojnę, John. Do rangi porucznika i do sił specjalnych doszedłem tylko dzięki zachowaniu zimnej krwi i kompetencji. - Odpowiedział równie beznamiętnie, co dotychczas, wracając spojrzeniem na demona. Ot, odrobina informacji na jego temat opuściła właśnie spierzchnięte, nacięte blizną usta O'donnela. Mimo alkoholu we krwi, dalej odpowiednio potrafił dawkować ilość słów. - Nazywali mnie Muffler, nie bez powodu. Wojna była jednym wielkim bajzlem, więc w sumie mogę powiedzieć, że i jedno i drugie. Polecam, wojsko by was utemperowało. - Uśmiechnął się, nieco ironicznie. Chwilowy przebłysk tego, co tkwiło w Levim naprawdę, poza stoicyzmem. Nachylił się do przodu, żeby sięgnąć popielniczki i strzepnąć proch.
- A ty? Od zawsze szukasz okazji do prowokacji? - Ciemne oczy znów zwróciły uwagę na rozmówcę. Na powrót nie mówiły one nic, a zakryta twarz nie pomagała w odszyfrowaniu emocji O'donnela. Cokolwiek miało znaczyć to pytanie...
Loki
Herold
Uśmiechnął się tylko i lekko odchylił do tyłu. Nic więcej nie zamierzał powiedzieć, chociaż bawiło go to dociekanie, podobnie jak ten głupi zakaz. Miał wrażenie, że wszyscy się zgubili i to wszystko co robili w rzeczywistości prowadziło do niczego. Czy czuł potrzebę zmieniania tego? Ani trochę. Chaos rodził w rzeczywistości bardzo dużo możliwości. Żal byłoby z nich nie skorzystać.
- Ta, aniołom, którym zależy na ludziach jest smutno... a nam ten chaos przeszkadza w interesach - taka była prawda. Co ironiczne, bo demoniczni powinni najlepiej na tym wszystkim wychodzić. A z jakiegoś dziwnego powodu wcale tak nie było.
Uśmiechnął się szeroko.
- Emocje są zabawne. Jeśli wiesz, jak nimi manipulować, możesz chociaż przez chwilę przestać się nudzić długą egzystencją - odpowiedział z rozbawieniem. Osobiście uwielbiał wywoływać u ludzi i aniołów określone emocje. Patrzeć jak reagowali, czy tańczyli tak jak chciał, czy może sprzeciwiali się jego działaniom. Może dlatego Levi był interesujący. Na tą chwilę nie wiedział czy w ogóle byłby w stanie wywołać u tego mężczyzny jakieś większe emocje. Dlatego tak bacznie go obserwował. Szukał zaczepienia, czegoś co mogłoby posłużyć jego woli.
Słuchał, bardzo uważnie Leviego, spoglądał na niego zaciekawiony. W sumie spodziewał się wojskowego. Był zbyt... spokojny, a jednocześnie stanowczy w działaniach, nawet jeśli nic one nie dały. Widział w tym człowieku, coś co znał z Nieba i co w tak denerwujący sposób kojarzyło mu się z niektórymi aniołami. Niestety tych było coraz mniej, tych doskonałych.
- Wiesz, wojsko wojsku nie równe - zaśmiał się. Taka była prawda. Demony nie miały czegoś, co można by nazwać odpowiednikiem wojska, ale anioły owszem. Czy wpływało to na temperament? Powinno, ale nie zawsze. Czasem szaleńcy są dobrem paliwem dla odpowiednich jednostek.
Postawił zapalniczkę na stole, tylko po to żeby ją przewrócić. Dopił piwo, które zaraz zostało zastąpione nowym przez miłą kelnerkę, która doskonale wypełniała swoją robotę.
- No wiesz, taka robota. Wywoływanie silnych emocji pozytywnie wpływa na kontrahentów - odpowiedział z szerokim uśmiechem. - Poza tym... nie uważasz za zabawne faktu, że udało mi się wyprowadzić z równowagi cholera wie, jak starego anioła?
- Ta, aniołom, którym zależy na ludziach jest smutno... a nam ten chaos przeszkadza w interesach - taka była prawda. Co ironiczne, bo demoniczni powinni najlepiej na tym wszystkim wychodzić. A z jakiegoś dziwnego powodu wcale tak nie było.
Uśmiechnął się szeroko.
- Emocje są zabawne. Jeśli wiesz, jak nimi manipulować, możesz chociaż przez chwilę przestać się nudzić długą egzystencją - odpowiedział z rozbawieniem. Osobiście uwielbiał wywoływać u ludzi i aniołów określone emocje. Patrzeć jak reagowali, czy tańczyli tak jak chciał, czy może sprzeciwiali się jego działaniom. Może dlatego Levi był interesujący. Na tą chwilę nie wiedział czy w ogóle byłby w stanie wywołać u tego mężczyzny jakieś większe emocje. Dlatego tak bacznie go obserwował. Szukał zaczepienia, czegoś co mogłoby posłużyć jego woli.
Słuchał, bardzo uważnie Leviego, spoglądał na niego zaciekawiony. W sumie spodziewał się wojskowego. Był zbyt... spokojny, a jednocześnie stanowczy w działaniach, nawet jeśli nic one nie dały. Widział w tym człowieku, coś co znał z Nieba i co w tak denerwujący sposób kojarzyło mu się z niektórymi aniołami. Niestety tych było coraz mniej, tych doskonałych.
- Wiesz, wojsko wojsku nie równe - zaśmiał się. Taka była prawda. Demony nie miały czegoś, co można by nazwać odpowiednikiem wojska, ale anioły owszem. Czy wpływało to na temperament? Powinno, ale nie zawsze. Czasem szaleńcy są dobrem paliwem dla odpowiednich jednostek.
Postawił zapalniczkę na stole, tylko po to żeby ją przewrócić. Dopił piwo, które zaraz zostało zastąpione nowym przez miłą kelnerkę, która doskonale wypełniała swoją robotę.
- No wiesz, taka robota. Wywoływanie silnych emocji pozytywnie wpływa na kontrahentów - odpowiedział z szerokim uśmiechem. - Poza tym... nie uważasz za zabawne faktu, że udało mi się wyprowadzić z równowagi cholera wie, jak starego anioła?
Levi O'donnel
Uczeń
Leviemu wystarczyło wymowne milczenie ze strony Johna. Na szczęście, nie byli na przesłuchaniu, więc odpuścił. Dociekanie dalej nie miałoby sensu.
- Czy na pewno? Wyglądasz na kogoś, kto idealnie odnalazłby się w chaosie. - Stwierdził beznamiętnie Levi i zaraz zacisnął w ustach papierosa, by zaciągnąć się dymem. Nie brzmiało to jak komplement. Nie brzmiało to jak obraza. Było to zwykłe podzielenie się swoją obserwacją.
O'donnel westchnął, słysząc wzmiankę o emocjach. On, w przeciwieństwie do Johna, zamknął je w sobie. Umarł. Posiadał duszę, która sterowała martwym emocjonalnie ciałem. Tak niewiele było rzeczy, które potrafiło go zaciekawić.
- Bez emocji nie ma manipulacji. - Stwierdził na głos. Levi jednak posiadał typowo ludzkie odruchy. Kiedy musiał stawać twarzą w twarz z zagrożeniem - bał się. Jeśli stawiał czoła wobec czegoś, czego nie zdążył poznać - wpadał w panikę. - Bez manipulacji nie ma zabawy. Tak mam to rozumieć? - Dokończył, nie odwracając mętnego, niewzruszonego spojrzenia od rozmówcy.
O'donnel z kolei podchodził do Johna, jak do człowieka. Pozornie, gdyż jako były wojskowy był wyczulony na zagrożenia. Miał oczy dookoła głowy. Levi zamilkł, pozwalając sobie sięgnąć po szklankę whisky. Piątą albo szóstą. Powieki zrobiły się nieco cięższe. Nieznacznie. Przełknął, wracając wzrokiem na swojego rozmówcę. Przemilczał również jego pytanie o wyprowadzeniu z równowagi anioła. Na moment spojrzał w bok, rozmyślając nad czymś.
- Emocje na poziomie zabawy w peekaboo z niemowlęciem. - Rzekł w końcu, przytykając papierosa z powrotem do ust. - Stać cię na coś więcej, John. Lubisz zakłady? - Spytał nagle Levi, spoglądając na niego z błyskiem w oku. Nie mętność, nie obojętność - a zaciekawienie i wyzwanie.
- Czy na pewno? Wyglądasz na kogoś, kto idealnie odnalazłby się w chaosie. - Stwierdził beznamiętnie Levi i zaraz zacisnął w ustach papierosa, by zaciągnąć się dymem. Nie brzmiało to jak komplement. Nie brzmiało to jak obraza. Było to zwykłe podzielenie się swoją obserwacją.
O'donnel westchnął, słysząc wzmiankę o emocjach. On, w przeciwieństwie do Johna, zamknął je w sobie. Umarł. Posiadał duszę, która sterowała martwym emocjonalnie ciałem. Tak niewiele było rzeczy, które potrafiło go zaciekawić.
- Bez emocji nie ma manipulacji. - Stwierdził na głos. Levi jednak posiadał typowo ludzkie odruchy. Kiedy musiał stawać twarzą w twarz z zagrożeniem - bał się. Jeśli stawiał czoła wobec czegoś, czego nie zdążył poznać - wpadał w panikę. - Bez manipulacji nie ma zabawy. Tak mam to rozumieć? - Dokończył, nie odwracając mętnego, niewzruszonego spojrzenia od rozmówcy.
O'donnel z kolei podchodził do Johna, jak do człowieka. Pozornie, gdyż jako były wojskowy był wyczulony na zagrożenia. Miał oczy dookoła głowy. Levi zamilkł, pozwalając sobie sięgnąć po szklankę whisky. Piątą albo szóstą. Powieki zrobiły się nieco cięższe. Nieznacznie. Przełknął, wracając wzrokiem na swojego rozmówcę. Przemilczał również jego pytanie o wyprowadzeniu z równowagi anioła. Na moment spojrzał w bok, rozmyślając nad czymś.
- Emocje na poziomie zabawy w peekaboo z niemowlęciem. - Rzekł w końcu, przytykając papierosa z powrotem do ust. - Stać cię na coś więcej, John. Lubisz zakłady? - Spytał nagle Levi, spoglądając na niego z błyskiem w oku. Nie mętność, nie obojętność - a zaciekawienie i wyzwanie.
Loki
Herold
Pokiwał głową z rozbawieniem wymalowanym na twarzy. Ciężko było zaprzeczyć, temu jakże trafnemu stwierdzeniu. Dobrze się czuł w obecnej, niezbyt ciekawej dla Nadnaturalnych sytuacji. Zresztą chętnie z niej korzystał, zdobywając należne mu piedestały.
Silne emocje najłatwiej było uzyskać, a jednocześnie najtrudniej. Przerażenie, takie szczerze, prowadzące do ogłupiającej paniki. Radość, tak mocną, by uskrzydlała. Ulgę tak silną, by z piersi i serca wydało się westchnięcie ulgi. Osoba, która potrafiła to uzyskać, mogła w rzeczywistości manipulować rzeczywistością, a co za tym idzie, łamać wolną wolę i zmuszać do bezwzględnego posłuszeństwa.
- Jest, ale nie tak skuteczna - manipulację najłatwiej było oprzeć na emocjach, ale również na potrzebach ludzkich. A jeśli istniała rasa z większą dziurą zamiast serca, to tylko demony, które wykorzystywały gorszą od siebie rasę, do zaspokajania swoich żądz. Pokiwał głową. - Możesz, to w ten sposób rozumieć.
Pozwalał mu na to. Zresztą sam doprowadził do powstania takiego związku logicznego. Zaskakujące, jak miło mu się rozmawiało z kimś takim jak Levi. Z kimś tak trudnym do rozgryzienia, chociaż nie. Ksiądz w Kominiarce nie był trudny do rozgryzienia, był po prostu zbyt odcięty od emocji, by można to było wykorzystać w prostej manipulacji. Tutaj zdecydowanie będzie trzeba się więcej nakombinować, ale... to zdecydowanie będzie tego warte.
Zaśmiał się cicho. Może to porównanie było nawet trafne.
Przesunął się na krześle tak, by siedzieć na przeciwko swojego rozmówcy, by móc spoglądać mu prosto w oczy. Jego własne pociemniały, a mina stała się z jednej strony trudna do odganiania, a jednocześnie mogła wprawiać w lekki niepokój. Taki lekki, bardzo pierwotny strach.
- Cóż to za pytanie? Oczywiście, że lubię. A ty O'donnel? - Zapytał.
Silne emocje najłatwiej było uzyskać, a jednocześnie najtrudniej. Przerażenie, takie szczerze, prowadzące do ogłupiającej paniki. Radość, tak mocną, by uskrzydlała. Ulgę tak silną, by z piersi i serca wydało się westchnięcie ulgi. Osoba, która potrafiła to uzyskać, mogła w rzeczywistości manipulować rzeczywistością, a co za tym idzie, łamać wolną wolę i zmuszać do bezwzględnego posłuszeństwa.
- Jest, ale nie tak skuteczna - manipulację najłatwiej było oprzeć na emocjach, ale również na potrzebach ludzkich. A jeśli istniała rasa z większą dziurą zamiast serca, to tylko demony, które wykorzystywały gorszą od siebie rasę, do zaspokajania swoich żądz. Pokiwał głową. - Możesz, to w ten sposób rozumieć.
Pozwalał mu na to. Zresztą sam doprowadził do powstania takiego związku logicznego. Zaskakujące, jak miło mu się rozmawiało z kimś takim jak Levi. Z kimś tak trudnym do rozgryzienia, chociaż nie. Ksiądz w Kominiarce nie był trudny do rozgryzienia, był po prostu zbyt odcięty od emocji, by można to było wykorzystać w prostej manipulacji. Tutaj zdecydowanie będzie trzeba się więcej nakombinować, ale... to zdecydowanie będzie tego warte.
Zaśmiał się cicho. Może to porównanie było nawet trafne.
Przesunął się na krześle tak, by siedzieć na przeciwko swojego rozmówcy, by móc spoglądać mu prosto w oczy. Jego własne pociemniały, a mina stała się z jednej strony trudna do odganiania, a jednocześnie mogła wprawiać w lekki niepokój. Taki lekki, bardzo pierwotny strach.
- Cóż to za pytanie? Oczywiście, że lubię. A ty O'donnel? - Zapytał.
Levi O'donnel
Uczeń
Nie tak skuteczna... O'donnel nie dociekał dalej. Nie ciągnął tematu, najwyraźniej uzyskawszy to, czego chciał z tej rozmowy - cokolwiek to było. Spoglądanie demonowi w oczy nie było nawet bliskie temu, co czuł, kiedy spoglądał w oczy śmierci. Niemniej stanowiło jakąś namiastkę zagrożenia. Adrenalina. Uczucia. Emocje. Alkohol pomagał je uwolnić w emocjonalnie martwym ciele Leviego.
Nachylił się do przodu, opierając jeden łokieć o stół. Zgasił papierosa o popielniczkę.
- Inaczej bym nie pytał. - Odpowiedział na pytanie, zwracając uwagę ciemnych tęczówek na pociemniałe oczy demona. - Zróbmy więc zakład. Wywołaj we mnie emocje, John. - Zaproponował, a kąciki jego ust ułożyły się w delikatny uśmiech. Niewinny, choć patrząc na jego ogólną aparycję wysokiego i nabitego byłego żołnierza, daleko było mu do tej niewinności.
- Ostrzegam, że sztuczki wychodzące poza pojęcie zwykłego śmiertelnika nie wchodzą w grę. Jesteśmy na Ziemi, więc grajmy na ludzkich zasadach. Jeśli ci się nie uda, biorę twój zegarek. Jeśli ci się uda... To pole zostawiam dla ciebie, ale zastrzegam, że dusza to za wysoka cena na start. - Powiedział, nie przerywając wzroku, ani nie poważniejąc. Miał pewien pomysł, od którego mogliby zacząć, ale na razie czekał na inwencję twórczą Lokiego. W końcu to on kiedyś nosił inspirację.
Czy oczekiwał, że Herold będzie grać uczciwie? Bynajmniej i to w tym wszystkim było najlepsze. Niewiedza.
Nachylił się do przodu, opierając jeden łokieć o stół. Zgasił papierosa o popielniczkę.
- Inaczej bym nie pytał. - Odpowiedział na pytanie, zwracając uwagę ciemnych tęczówek na pociemniałe oczy demona. - Zróbmy więc zakład. Wywołaj we mnie emocje, John. - Zaproponował, a kąciki jego ust ułożyły się w delikatny uśmiech. Niewinny, choć patrząc na jego ogólną aparycję wysokiego i nabitego byłego żołnierza, daleko było mu do tej niewinności.
- Ostrzegam, że sztuczki wychodzące poza pojęcie zwykłego śmiertelnika nie wchodzą w grę. Jesteśmy na Ziemi, więc grajmy na ludzkich zasadach. Jeśli ci się nie uda, biorę twój zegarek. Jeśli ci się uda... To pole zostawiam dla ciebie, ale zastrzegam, że dusza to za wysoka cena na start. - Powiedział, nie przerywając wzroku, ani nie poważniejąc. Miał pewien pomysł, od którego mogliby zacząć, ale na razie czekał na inwencję twórczą Lokiego. W końcu to on kiedyś nosił inspirację.
Czy oczekiwał, że Herold będzie grać uczciwie? Bynajmniej i to w tym wszystkim było najlepsze. Niewiedza.
Loki
Herold
Ciężko cokolwiek porównać ze spojrzeniem Śmierci, jej chłodnym oddechem na swoim karku. Inna sprawa, że tak, w końcu zaczęło się robić ciekawie. Bardzo ciekawie. Loki przygryzł lekko dolną wargę w wyrazie ekscytacji.
- Emocje? Jakieś konkretne, czy po prostu? - Zapytał. Cóż był specjalista w zawieraniu paktów, a co za tym idzie, wolał omówić wszystkie szczegóły. Żeby nagle się nie okazało, że Ksiądz w Kominiarce mu ucieka lub wykręca się z ich małego zakładu.
Uważnie słuchał co ten ma do powiedzenia ten mężczyzna. Pokiwał głową ze zrozumieniem, w kwestii tych piekielnych sztuczek. Podnosiło to poprzeczkę i sprawiało, że gra była jeszcze ciekawsza. O boże, czy mogło być jeszcze zabawniej? Loki miał na to nadzieję, chciał się dobrze bawić i być może uda mu się jeszcze dodatkowo coś ugrać.
- Dobrze, możemy się założyć - wymruczał, cicho się zaśmiał, żeby potem podnieś się ze swojego miejsca. Pokonał ta niewielką przestrzeń ich dzielącą, tylko po to, by oprzeć jedną rękę na udzie mężczyzny a drugą na jego ramieniu. Pochylił się, tak by znaleźć się na wysokości domniemanego ucha swojego rozmówcy. - Spokojnie, na razie nie chcę twojej duszy. Niemniej... chciałbym żebyś po prostu któregoś dnia, pomógł mi gdy cię o to proszę - znów wymruczał do ucha Księdza w Kominiarce. Otarł się policzkiem o skroń Leviego i cicho zamruczał, jednocześnie ściągając rękę z uda byłego żołnierza. Sięgnął po coś, co na szczęście znajdowało się w zasięgu jego ręki.
- Skoro mamy warunki zakładu, to... - szepcząc to do ucha O'donnela, ten nagle mógł poczuć - mimo kominiarki - chłód metalu, który przycisnął do spodu jego szczęki. Loki miał ze sobą broń, nie byle jaką, colta walkera z sześcioma kulami w magazynku. Typowa broń kowboi. - ... może w jego ramach zagramy w ruletkę?
Stał tak, że na razie dość dobrze zasłaniał własnym ciałem broń przed oczyma widowni, bo tak, mieli widownie. Bardzo speszoną, a jednocześnie nie mogącą oderwać od ich dwójki spojrzenia. Dopiero po odpowiedzi Leviego Loki cofnął się na swoje miejsce, a wtedy cóż broń wywołała w ludziach jeszcze większe poruszenie. A na pewno spore zdenerwowanie.
- Emocje? Jakieś konkretne, czy po prostu? - Zapytał. Cóż był specjalista w zawieraniu paktów, a co za tym idzie, wolał omówić wszystkie szczegóły. Żeby nagle się nie okazało, że Ksiądz w Kominiarce mu ucieka lub wykręca się z ich małego zakładu.
Uważnie słuchał co ten ma do powiedzenia ten mężczyzna. Pokiwał głową ze zrozumieniem, w kwestii tych piekielnych sztuczek. Podnosiło to poprzeczkę i sprawiało, że gra była jeszcze ciekawsza. O boże, czy mogło być jeszcze zabawniej? Loki miał na to nadzieję, chciał się dobrze bawić i być może uda mu się jeszcze dodatkowo coś ugrać.
- Dobrze, możemy się założyć - wymruczał, cicho się zaśmiał, żeby potem podnieś się ze swojego miejsca. Pokonał ta niewielką przestrzeń ich dzielącą, tylko po to, by oprzeć jedną rękę na udzie mężczyzny a drugą na jego ramieniu. Pochylił się, tak by znaleźć się na wysokości domniemanego ucha swojego rozmówcy. - Spokojnie, na razie nie chcę twojej duszy. Niemniej... chciałbym żebyś po prostu któregoś dnia, pomógł mi gdy cię o to proszę - znów wymruczał do ucha Księdza w Kominiarce. Otarł się policzkiem o skroń Leviego i cicho zamruczał, jednocześnie ściągając rękę z uda byłego żołnierza. Sięgnął po coś, co na szczęście znajdowało się w zasięgu jego ręki.
- Skoro mamy warunki zakładu, to... - szepcząc to do ucha O'donnela, ten nagle mógł poczuć - mimo kominiarki - chłód metalu, który przycisnął do spodu jego szczęki. Loki miał ze sobą broń, nie byle jaką, colta walkera z sześcioma kulami w magazynku. Typowa broń kowboi. - ... może w jego ramach zagramy w ruletkę?
Stał tak, że na razie dość dobrze zasłaniał własnym ciałem broń przed oczyma widowni, bo tak, mieli widownie. Bardzo speszoną, a jednocześnie nie mogącą oderwać od ich dwójki spojrzenia. Dopiero po odpowiedzi Leviego Loki cofnął się na swoje miejsce, a wtedy cóż broń wywołała w ludziach jeszcze większe poruszenie. A na pewno spore zdenerwowanie.
Levi O'donnel
Uczeń
- Jakiekolwiek. - Odpowiedział, dostrzegając w demonie ekscytację. Zazdrościł, jak bardzo łatwo wywołał w tej istocie tak silne emocje. Chyba właśnie dlatego lubił rozmawiać z piekielnymi pomiotami. O'donnel, jak można było dostrzec, nie był wybredny. Wiedział, że wzbudzenie w nim czegokolwiek już wystarczająco graniczyło z cudem.
Obserwował go, jak wstawał. Ciemne oczy nie odstąpiły spojrzenia ani na moment, ale tak naiwne podejście do człowieka obciążonego doświadczeniami wojny było nierozsądne. Wolna ręka Leviego wystrzeliła do góry, gdy tylko poczuł dłoń na swoim udzie. Zacisnął dłoń na szyi Lokiego, tuż pod szczęką, skutecznie go odsuwając i uniemożliwiając mu nachylenie się, a już na pewno uniemożliwiając mu tknięcia nogi.
Punkt dla Johna. Wywołał w Levim zniesmaczenie, które objawiło się w charakterystycznym skrzywieniu na ustach. Jeśli ten chciał sobie pomruczeć, mógł zrobić to z odpowiedniej odległości, nie przekraczającej jego przestrzeni osobistej i cielesnej. Puścił go w końcu, jeśli ten nie zamierzał odstawiać więcej przedstawienia godnego pederasty. Jednak skinął głową na jego część zakładu - pomoc. Kiedyś, w przyszłości, dalekiej lub nie. Przy drugim podejściu nie był już tak stanowczy. Nie w momencie, gdy poczuł chłód broni przyłożonej do jego skroni. Obserwował Johna kątem oka, nie wiedząc, co ten będzie chciał właśnie odwalić publicznie. Wyciąganie pistoletu przy wszystkich nie było najlepszym pomysłem i miał nadzieję, że tego nie zrobi.
Ale zrobił. O'donnel, zanim zdążył odpowiedzieć, Loki pokazał wszystkim broń. Publika nie tylko spoglądała na niego zdenerwowana, co dwóch mężczyzn, siedzących niedaleko od razu poderwało się z siedzenia, krzycząc krótkie "ej!" i wyciągając w odpowiedzi swój arsenał. Nawet barman wyciągnął spod lady pistolet i położył na blacie, lufą skierowaną w ich stronę, jako ostrzeżenie.
- Nie jesteś najbystrzejszym narzędziem w szopie, co? John? - Spytał O'donnel, odruchowo unosząc dłonie.
- Wypierdalać stąd albo skończycie podziurawieni jak ser szwajcarski. - Zawołał barman, nie biorąc jeszcze broni w dogodną pozycję do strzału. Był pewny swoich słów i z łatwością dało się wywnioskować, że mężczyzna nie żartował ani nie zawahałby się pociągnąć za spust.
- Spokojnie. Już wychodzimy. Kolega właśnie chowa broń, prawda? - Odezwał się głośno, spoglądając wymownie na Johna i czekając na jego reakcję. Może i był demonem lubującym się w chaosie, ale znajdował się wśród ludzi. Na ludzkich zasadach.
Obserwował go, jak wstawał. Ciemne oczy nie odstąpiły spojrzenia ani na moment, ale tak naiwne podejście do człowieka obciążonego doświadczeniami wojny było nierozsądne. Wolna ręka Leviego wystrzeliła do góry, gdy tylko poczuł dłoń na swoim udzie. Zacisnął dłoń na szyi Lokiego, tuż pod szczęką, skutecznie go odsuwając i uniemożliwiając mu nachylenie się, a już na pewno uniemożliwiając mu tknięcia nogi.
Punkt dla Johna. Wywołał w Levim zniesmaczenie, które objawiło się w charakterystycznym skrzywieniu na ustach. Jeśli ten chciał sobie pomruczeć, mógł zrobić to z odpowiedniej odległości, nie przekraczającej jego przestrzeni osobistej i cielesnej. Puścił go w końcu, jeśli ten nie zamierzał odstawiać więcej przedstawienia godnego pederasty. Jednak skinął głową na jego część zakładu - pomoc. Kiedyś, w przyszłości, dalekiej lub nie. Przy drugim podejściu nie był już tak stanowczy. Nie w momencie, gdy poczuł chłód broni przyłożonej do jego skroni. Obserwował Johna kątem oka, nie wiedząc, co ten będzie chciał właśnie odwalić publicznie. Wyciąganie pistoletu przy wszystkich nie było najlepszym pomysłem i miał nadzieję, że tego nie zrobi.
Ale zrobił. O'donnel, zanim zdążył odpowiedzieć, Loki pokazał wszystkim broń. Publika nie tylko spoglądała na niego zdenerwowana, co dwóch mężczyzn, siedzących niedaleko od razu poderwało się z siedzenia, krzycząc krótkie "ej!" i wyciągając w odpowiedzi swój arsenał. Nawet barman wyciągnął spod lady pistolet i położył na blacie, lufą skierowaną w ich stronę, jako ostrzeżenie.
- Nie jesteś najbystrzejszym narzędziem w szopie, co? John? - Spytał O'donnel, odruchowo unosząc dłonie.
- Wypierdalać stąd albo skończycie podziurawieni jak ser szwajcarski. - Zawołał barman, nie biorąc jeszcze broni w dogodną pozycję do strzału. Był pewny swoich słów i z łatwością dało się wywnioskować, że mężczyzna nie żartował ani nie zawahałby się pociągnąć za spust.
- Spokojnie. Już wychodzimy. Kolega właśnie chowa broń, prawda? - Odezwał się głośno, spoglądając wymownie na Johna i czekając na jego reakcję. Może i był demonem lubującym się w chaosie, ale znajdował się wśród ludzi. Na ludzkich zasadach.
Loki
Herold
To cudowne, kiedy jedno działanie wywołuje tak wiele rzeczy. Zniesmaczenie na twarzy żołnierza, fakt chwycenia go za gardło, które skomentował cichym westchnięciem i to bynajmniej nie strachu czy zaskoczenia. Był demonem, agresja cielesna była dla niego równie pociągająca co piękna kobieta. A potem... cóż potem było zdecydowanie ciekawe. Lubował się w chaosie i w fundowaniu wszystkim dookoła emocji. Był wśród ludzi, ale nada grał na demonicznych zasadach. Mogli go zastrzelić, zniszczyć jego ludzką powłokę, nie bał się tego nawet w najmniejszym stopniu. Może dlatego...
- Nie, nigdy nie byłem - stwierdził z widocznym rozbawieniem. Rozejrzał się po sali i tych wszystkich ludziach, zarówno tych gotowych do strzelaniny, jak i tych przerażonych faktem, że lada moment może do niej dojść. Również uniósł dłonie, słysząc słowa barmana, starał się też nie szczerzyć jak głupi do sera, a odgrywać jawne niezrozumienie i zdezorientowanie.
- Tak! Tak! Przepraszam, chciałem po prostu koledze z wojska pokazać jaki sprzęt mamy w Ameryce - Niepewny, nieco wręcz roztrzęsiony głos przesycony do cna Amerykańskim, ba Teksańskim akcentem miał nieco załagodzić napięcie. A przy okazji podsunąć tym prostym ludziom najbardziej logiczne wytłumaczenie zachowania tego kowboja. Po swoich słowach, wstał powoli, tak by mierzący do niego z broni widzieli co robi i faktycznie podniósł rewolwer, żeby potem schować go specjalnie przygotowanej przegródki wewnątrz płaszcza, który chwilę później - równie powoli - na siebie nałożył.
- Jeszcze raz przepraszam za moje zachowanie! - Powiedział głośno, po czym dodał: - I żeby nie był pan stratny, a także w ramach przeprosin, kolejka dla wszystkich w barze na mój koszt!
Wiedział, że to trochę załagodzi sprawę. Zapłacił za to, co już wcześniej wypili we trójkę, a potem za obiecaną kolejkę i jeśli Ksiądz w Kominiarce był gotowy, to razem wyszli znów na zaułek. Dopiero tam otwarcie zaczął się śmiać z całej sytuacji. Była... cholernie zabawna i niosła ze sobą przyjemny, łaskoczący ładunek ekscytacji. Ludzie byli... cudownymi marionetkami, kiedy poddało się ich odpowiedniemu ładunkowi emocji.
- Bawimy się dalej? - Zapytał Leviego odchylając połę płaszcza, tak by mógł zobaczyć colta.
- Nie, nigdy nie byłem - stwierdził z widocznym rozbawieniem. Rozejrzał się po sali i tych wszystkich ludziach, zarówno tych gotowych do strzelaniny, jak i tych przerażonych faktem, że lada moment może do niej dojść. Również uniósł dłonie, słysząc słowa barmana, starał się też nie szczerzyć jak głupi do sera, a odgrywać jawne niezrozumienie i zdezorientowanie.
- Tak! Tak! Przepraszam, chciałem po prostu koledze z wojska pokazać jaki sprzęt mamy w Ameryce - Niepewny, nieco wręcz roztrzęsiony głos przesycony do cna Amerykańskim, ba Teksańskim akcentem miał nieco załagodzić napięcie. A przy okazji podsunąć tym prostym ludziom najbardziej logiczne wytłumaczenie zachowania tego kowboja. Po swoich słowach, wstał powoli, tak by mierzący do niego z broni widzieli co robi i faktycznie podniósł rewolwer, żeby potem schować go specjalnie przygotowanej przegródki wewnątrz płaszcza, który chwilę później - równie powoli - na siebie nałożył.
- Jeszcze raz przepraszam za moje zachowanie! - Powiedział głośno, po czym dodał: - I żeby nie był pan stratny, a także w ramach przeprosin, kolejka dla wszystkich w barze na mój koszt!
Wiedział, że to trochę załagodzi sprawę. Zapłacił za to, co już wcześniej wypili we trójkę, a potem za obiecaną kolejkę i jeśli Ksiądz w Kominiarce był gotowy, to razem wyszli znów na zaułek. Dopiero tam otwarcie zaczął się śmiać z całej sytuacji. Była... cholernie zabawna i niosła ze sobą przyjemny, łaskoczący ładunek ekscytacji. Ludzie byli... cudownymi marionetkami, kiedy poddało się ich odpowiedniemu ładunkowi emocji.
- Bawimy się dalej? - Zapytał Leviego odchylając połę płaszcza, tak by mógł zobaczyć colta.
Levi O'donnel
Uczeń
Zazdrościł Johnowi, z jaką łatwością ten czerpał satysfakcję z przeróżnych emocji i sytuacji, które sam prowokował. Niezależnie od tego, jak długowiecznym był już demonem, w ludzkim ciele przypominał nikogo więcej, jak dziecko uczące się zasad ludzkiego świata. Peekaboo. O'donnel uśmiechnął się naprawdę nieznacznie na myśl, jaka go naszła, kiedy go bacznie obserwował.
Zmiana, jaka zaszła na twarzy piekielnego, jedynie pomogła mu rozpoznać, kiedy ten potrafił przybierać maskę niezbyt rozgarniętego człowieka. Levi siedział dalej z zawieszonymi rękami do góry, a John prowadził swój mały teatrzyk, w którym musiał przekonać pozostałych do tego, że był jedynie amerykańskim głupolem.
- Pierdolony Amerykanin. Wracaj do siebie! - Rzucił jeden z wyraźnym niezadowoleniem. O'donnel znał prawdę o Johnnym - był po prostu głupolem. Barman zacisnął usta w cienką linię, kiedy usłyszał propozycję kolejki na koszt niesfornego klienta. Pozostali zdawali się to kupić, dwójka celujących w niego mężczyzn spojrzała najpierw po sobie, ale nie opuściła broni, dopóki Loki nie wcisnął swojej do kabury. Levi w końcu wstał, widząc, że nie mierzyli już w niego lufą. Obejrzał się za demonem, który poszedł poszastać pieniędzmi przy barze. Wyszedł wcześniej, zabierając ze sobą książkę. Poczekał na zewnątrz przy wejściu, aż demon dołączy. Wyciągnął papierosa i wetknął w usta, które wciąż były odsłonięte. Odpalił, spoglądając kątem oka na śmiejącego się Johna. O'donnel przewrócił w końcu oczami w dezaprobacie i westchnął. Wypuścił powietrze, a wraz z nim dym.
- Jeśli tylko przestaniesz angażować osoby trzecie w swoje przedstawienie. - Machnął ręką. Nie wyglądał na wzruszonego faktem, że jeszcze przed chwilą celowano do niego bronią. Niemniej, było to coś innego niż perspektywa zabawy w ruletkę. To brzmiało już ekscytująco. Jakkolwiek.
- Znam miejsce. Tam pójdziemy. - Zaproponował, po czym zaczął iść. Nie mówiąc, gdzie. Po prostu oczekiwał, że demon za nim pójdzie.
zt.
Zmiana, jaka zaszła na twarzy piekielnego, jedynie pomogła mu rozpoznać, kiedy ten potrafił przybierać maskę niezbyt rozgarniętego człowieka. Levi siedział dalej z zawieszonymi rękami do góry, a John prowadził swój mały teatrzyk, w którym musiał przekonać pozostałych do tego, że był jedynie amerykańskim głupolem.
- Pierdolony Amerykanin. Wracaj do siebie! - Rzucił jeden z wyraźnym niezadowoleniem. O'donnel znał prawdę o Johnnym - był po prostu głupolem. Barman zacisnął usta w cienką linię, kiedy usłyszał propozycję kolejki na koszt niesfornego klienta. Pozostali zdawali się to kupić, dwójka celujących w niego mężczyzn spojrzała najpierw po sobie, ale nie opuściła broni, dopóki Loki nie wcisnął swojej do kabury. Levi w końcu wstał, widząc, że nie mierzyli już w niego lufą. Obejrzał się za demonem, który poszedł poszastać pieniędzmi przy barze. Wyszedł wcześniej, zabierając ze sobą książkę. Poczekał na zewnątrz przy wejściu, aż demon dołączy. Wyciągnął papierosa i wetknął w usta, które wciąż były odsłonięte. Odpalił, spoglądając kątem oka na śmiejącego się Johna. O'donnel przewrócił w końcu oczami w dezaprobacie i westchnął. Wypuścił powietrze, a wraz z nim dym.
- Jeśli tylko przestaniesz angażować osoby trzecie w swoje przedstawienie. - Machnął ręką. Nie wyglądał na wzruszonego faktem, że jeszcze przed chwilą celowano do niego bronią. Niemniej, było to coś innego niż perspektywa zabawy w ruletkę. To brzmiało już ekscytująco. Jakkolwiek.
- Znam miejsce. Tam pójdziemy. - Zaproponował, po czym zaczął iść. Nie mówiąc, gdzie. Po prostu oczekiwał, że demon za nim pójdzie.
zt.