Sweet Urge

Zastanówcie się, o co prosicie, bo przy odrobinie pecha możecie to dostać.

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
+2
Levi O'donnel
Admin
6 posters
Admin

Admin

https://sweet-urge.forumpolish.com/t47-wzor-kp-i-poradnik-do-jej-tworzenia#69
https://youtu.be/f52mI1YHp-k
https://sweet-urge.forumpolish.com/t287-wzor-korespondencji#571
https://sweet-urge.forumpolish.com/t296-wzor-relacji#582
https://sweet-urge.forumpolish.com/t49-zamowienia#71
https://sweet-urge.forumpolish.com/t265-wzor-dziennika-i-dodatki#522
First topic message reminder :


Cmentarz Dartmouth







Dość stary cmentarz, choć wciąż zachowany w bardzo dobrym stanie. Znajduje się najbliżej Kościoła Świętego Jerzego, który jest jednym z najchętniej odwiedzanych miejsc boskiego kultu. Nagrobków jest wiele, mnogo przybyło ich po zakończeniu wojny, gdy ludzie zaczęli opłakiwać straconych bliskich. Teren do zagospodarowania cmentarza wciąż pozostaje ogromny, niektóre miejsca nadal mają postać nieoświetlonych dzikich skrawków terenu; to właśnie tam wieczorami można dostrzec jarzące się ślepia Barghestów. Stworzenia przez większość czasu pozostają neutralne, choć nie należy wystawiać tego przejawu cierpliwości na próbę - każde spotkanie z tymi istotami może być śmiertelne w skutku. Warto trzymać się światła latarni, a każdy psi skowyt powinien być znakiem, że czas odwiedzin zmarłych dobiegł końca, jeśli nie chce się do nich dołączyć.


Ostatnio zmieniony przez Admin dnia Sob Paź 26, 2024 3:41 pm, w całości zmieniany 4 razy
Levi O'donnel

Uczeń

https://sweet-urge.forumpolish.com/t387-levi-o-donnel#745
https://www.youtube.com/watch?v=DCbjdJngq2c
https://sweet-urge.forumpolish.com/t413-poczta-levi-o-donnel#775
https://sweet-urge.forumpolish.com/t414-wszyscy-kiedys-umrzemy-nie-ma-po-co-sie-przywiazywac#776
https://sweet-urge.forumpolish.com/t412-a-kto-umarl-ten-nie-zyje-levi-o-donnel#773
- Perspektywa dłuższego odpoczynku jest dość kusząca, ale... - Uciął, kiedy zorientował się, że odgłosy ogara ustały, a wszystkie światła w okolicy zgasły. - ...Jeszcze nie teraz. - Dokończył swoją sentencję i dotknął ramienia anioła, chcąc zmotywować go do ucieczki. Levi sam przystąpił do biegu. Chciał czym prędzej opuścić cmentarz. Pierwotny instynkt wziął górę - ucieczka. Jeśli będzie musiał zmierzyć się z bestią twarzą w twarz, wówczas będzie usiłował walczyć.
- Latać? - Spytał, jakby zaskoczony. Chyba tylko tym, że zapomniał o tym istotnym fakcie. - To na co czekasz? - Wycedził w przerwach na złapanie oddechu. W końcu przecież biegł.
Raziel

Chorąży

https://sweet-urge.forumpolish.com/t390-raziel-cyril-septimus-wyatt#705
https://www.youtube.com/watch?v=0c-tl2SkCWE
https://sweet-urge.forumpolish.com/t404-power-tends-to-corrupt-and-absolute-power-corrupts-absolutely#737
https://sweet-urge.forumpolish.com/t402-give-light-and-people-will-find-the-way#734
https://sweet-urge.forumpolish.com/f125-nora-cyrila
https://sweet-urge.forumpolish.com/t403-human-nature-is-what-heaven-supplies#735
- Cieszę się, że popierasz moje chęci uniknięcia niechybnej śmierci. - pomimo całej sytuacji, był wyjątkowo spokojny i opanowany. Można było nawet rzec, że wciąż pełny radości i pogody ducha sprzed kilkunastu minut. W końcu istniał od dawna. Walczył w wielu starciach, w których ponosił najróżniejsze obrażenia. Przy Wiecznym Konflikcie, spotkanie z piekielnymi ogarami nie wydawało się imponujące. Jasne, wciąż miał dużo szacunku do tych bestii i nie chciał stawiać im czoła, bo wiedział, że były potężne i bezlitosne, ale nie potrafił się bać. Nie leżało to w jego naturze.
Nie ruszył biegiem do przodu. Nie dogonił tym samym Leviego. Łowcy w końcu uwielbiają, gdy ich ofiara ucieka, gdy jej serce bije w przyspieszonym tempie, a strach zaczyna mrozić krew w żyłach. Jego marsz był przyspieszony, ale nie na tyle, by go zmęczyć. Pokonywał dystans do bramy w dobrym czasie. Rozglądał się przy tym, skupiając jednak uwagę na tym, co słyszał, a nie widział. W końcu brak światła nie pozwalał mu niczego dostrzec w objęciach mroku. Nie mógł polegać tylko na tym zmyśle.
Latanie co prawda wchodziło w grę, ale tylko w ostateczności. Nie chciał w końcu prowokować Barghestów. Jego druga forma zaogniłaby tylko sytuację. Tylko jeśli zagrożone będzie życie nowo poznanego albo jego własne, skorzysta ze swoich mocy. Nie wcześniej.

@Levi O'donnel

Kostki: kliku
Mistrz Gry

Mistrz Gry

Ciemność byłą przytłaczająca. Napięcie rosło, a każda sekunda sprawiała, że hormon zwany adrenaliną był produkowany w coraz to większych ilościach. Cisza panująca wokół nie pomagała ani trochę. W końcu Levi zrobił to, co zrobiłby każdy rozsądny człowiek – zaczął biec. Nie było już cicho. Uderzanie butów o kamienną posadzkę rozniosło się po cmentarzu. Serce dudniące w piersi pompowało krew, która pulsowała w skroni. Warkot rozległ się ponownie, a wśród ciemności błysnęły ślepia Barghesta. Polowanie się rozpoczęło.
Kilkanaście kolejnych sekund wydawało się czasem rozciągniętym. Raziel doskonale widział jak zęby ogara połyskują w słabym świetle księżyca. Połyskiwało też wejście do cmentarza, metalicznym, nieco przygaszonym blaskiem. Anioł skojarzył fakty – Barghesty mogą zostać zatrzymane przez żelazo i wyglądało na to, że jeśli tylko udałoby im się dobiec za bramę i ją zamknąć… zyskaliby wystarczająco dużo czasu by uciec.
Ogar zignorował Raziela zupełnie, był zbyt skupiony na gonieniu uciekającego celu. Może gdyby biegli oboje uwaga bestii byłaby podzielona, tymczasem zwierz skupił się na swojej ofierze. Levi był szybki, ale czerń wokół nie pomagała w śledzeniu położenia Barghesta, który uderzył od boku, podcinając nogi Widzącego. Mężczyzna uderzył o ziemię z impetem, a oddech uciekł z płuc. Nie mógł pozostać w tej pozycji, potwór oddalił się nieco, niesiony pędem, ale wkrótce wróci i zacznie atakować.
Obowiązkiem Potęg jest chronić, a życie O’Donnela zdecydowanie było zagrożone. Jeśli Raziel będzie wystarczająco szybki bądź sprytny, może uda im się jeszcze uciec, ale reakcja musiała być precyzyjna i natychmiastowa. W innym wypadku pozostanie walka, a do tego żaden z nich nie powinien doprowadzić.

Levi może rzucać na zwinność, ale daję wam wolną rękę w działaniach i ewentualnych rzutach.

@Levi O'donnel @Raziel
Levi O'donnel

Uczeń

https://sweet-urge.forumpolish.com/t387-levi-o-donnel#745
https://www.youtube.com/watch?v=DCbjdJngq2c
https://sweet-urge.forumpolish.com/t413-poczta-levi-o-donnel#775
https://sweet-urge.forumpolish.com/t414-wszyscy-kiedys-umrzemy-nie-ma-po-co-sie-przywiazywac#776
https://sweet-urge.forumpolish.com/t412-a-kto-umarl-ten-nie-zyje-levi-o-donnel#773
Upadł. I było to na tyle oszałamiające, że nie zdążył na powrót poderwać się na nogi. Spróbował złapać oddech i zachować względny spokój, choć było z tym ciężko. Niemniej, nie pierwszy raz przyszło mu walczyć. Pewne odruchy dalej w nim żyły. Gdyby miał styczność z niebezpiecznym człowiekiem, może i by nie uciekał od razu, ale wiedząc, że miał styczność z Barghestem, cóż... Siły były nierówne.
Uciekać nie było już sensu. Czuł w kościach, że nie zdążyłby się podnieść i dobiec do bramy. Na swojego towarzysza nie liczył - zapomniał o jego istnieniu na moment, w końcu w sytuacji zagrożenia przypadało myśleć tylko o własnym życiu. Dlatego sięgnął do spodni, gdzie przy pasie dopięta była kabura wraz z jego ukochanym Webleyem MK I. Czy miało to sens w starciu z ogarem - nie miało dla niego znaczenia. Tonący się brzytwy się chwyta.
Wystrzelił. Tam, gdzie wydawało mu się, że majaczyły oczy Barghesta.

Kostka na zwinność
Kostka na strzał
Raziel

Chorąży

https://sweet-urge.forumpolish.com/t390-raziel-cyril-septimus-wyatt#705
https://www.youtube.com/watch?v=0c-tl2SkCWE
https://sweet-urge.forumpolish.com/t404-power-tends-to-corrupt-and-absolute-power-corrupts-absolutely#737
https://sweet-urge.forumpolish.com/t402-give-light-and-people-will-find-the-way#734
https://sweet-urge.forumpolish.com/f125-nora-cyrila
https://sweet-urge.forumpolish.com/t403-human-nature-is-what-heaven-supplies#735
Sytuacja zaczęła się wymykać spod kontroli. Jemu co prawda nic nie groziło, ale niestety nie mógł powiedzieć tego samego o Widzącym. Choć sam popełnił błąd biegnąć i zwracając na siebie uwagę piekielnego wysłannika, nie mógł go zostawić jak jakiś demon na pastwę bestii. Nie zamierzał jednak pakować się w otwarty konflikt. Chciał podejść do sytuacji z rozsądkiem i rozwagą.
Plan zakładał, że postara się wznieść wraz z Levim w powietrze. Wówczas dotrą do bramy, którą zamkną wraz z Barghestem w środku. Jeśli w ogrodzeniu nie znajduje się żadna wyrwa, będą w stanie bezpiecznie zostawić zagrożenie za sobą.
Jak postanowił, tak też zrobił. Cała okolica przez chwilę zalała się Światłem tak jasnym, jakby w momencie zrobił się dzień. W miejscu, w którym jeszcze przed chwilą stał młodziutki, nie za pokaźnych rozmiarów chłopak, znajdowała się teraz Potęga w pełnym rynsztunku. Białe, ogromne skrzydła, rozwarły się do lotu. Jego aura rozjaśniała okolicę lepiej niż wcześniej pojedyncza latarnia. Ruszył w kierunku Widzącego, zachowując bezpieczny dystans od ziemi, w razie, gdyby bestia postanowiła do niego doskoczyć, wciąż mając też nadzieję, że zdąży, nim śmiertelnik dozna jakiegokolwiek urazu.

@Levi O'donnel

Kostki: kliku
Mistrz Gry

Mistrz Gry

Barghest pędził na Levi’ego, tym razem będąc już doskonale widocznym. Jego ślepia płonęły nienaturalnym blaskiem, a szczęki rozwierały się gotowe zacisnąć na najbliższym celu. Było ciemno, ale mężczyzna doskonale mógł zobaczyć jak potężny jest ogar, a szybkość z jaką się poruszał zdecydowanie przewyższała możliwości zwykłego zwierzęcia. Mimo to O’Donnel zrobił jedyną rzecz, którą mógł w tamtym momencie – wystrzelił z pistoletu. Doświadczenie zdobyte w wojsku prawdopodobnie uratowało mu życie. Ołów nie mógł istotnie zaszkodzić bestii, ale zdezorientował ją i spowolnił. Ugryzienie, które miało trafić w udo, zatrzymało się na bucie. Siła z jaką zacisnęły się szczęki z pewnością pozostawi krwiaki, być może nawet pękniętą kość w jednym z palców, ale Levi miał naprawdę dużo szczęścia.
Raziel nie próżnował. Zmiana formy i światło jakie ona wywołała skutecznie rozproszyły Barghesta, który niemal skulił się pod wpływem docierających do niego promieni. Uścisk na bucie Łowcy zelżał, ale nie ustał całkowicie. Ogar był wyjątkowo zawzięty i nie puścił nawet w momencie, w którym Anioł poderwał się do lotu wraz z Levim. Ciężar cielska ciągnął mężczyznę w dół, natomiast Raziel zdecydowanie musiał wysilić się, by utrzymać weterana w pewnym uścisku.
Byli już tak blisko ucieczki, potrzebowali jedynie pozbyć się zbędnego balastu w postaci rozwścieczonego Barghesta, który wydawał gardłowy warkot tłumiony przez materiał buta.

Kostki: klik

@Levi O'donnel @Raziel
Levi O'donnel

Uczeń

https://sweet-urge.forumpolish.com/t387-levi-o-donnel#745
https://www.youtube.com/watch?v=DCbjdJngq2c
https://sweet-urge.forumpolish.com/t413-poczta-levi-o-donnel#775
https://sweet-urge.forumpolish.com/t414-wszyscy-kiedys-umrzemy-nie-ma-po-co-sie-przywiazywac#776
https://sweet-urge.forumpolish.com/t412-a-kto-umarl-ten-nie-zyje-levi-o-donnel#773
Przeraził się, kiedy szczęki zacisnęły się na bucie. Nieświadomy był tego, jak zmienił się bieg wydarzeń przez to, że potraktował bestię ołowiem. Światło rozświetliło mrok, jak i również ukazało Barghesta w całej okazałości. Było to coś, co przypominało psa, ale jednocześnie zbyt niepokojące i złowrogie... Na tyle, że oddech Leviego zrobił się szybki, w momentach wypuszczanego oddechu wydawał z siebie paniczny, cichy pisk. Zbyt zdezorientowany, żeby zauważyć fakt, iż w pewnym momencie unosił się nad ziemią.
Ba, skołowało go na tyle jeszcze bardziej, że tylko niepoprawnie związany but mógł tutaj zadziałać cuda. To, że motał się w locie i próbował ruszać nogą, żeby wyswobodzić nogę ze szczęk piekielnego ogara, na pewno nieco pomogło. Lewitując w górze nie miał zbyt dużego pola do popisu, jeśli chodziło o pomysły. Mógł znowu spróbować celować w Barghesta, ale z ryzykiem przestrzelenia własnej stopy, więc to odpadało. Za to postanowił kopać bestię drugą nogą po pysku, w miejscu, gdzie znajdował się nos.

Kostki
Raziel

Chorąży

https://sweet-urge.forumpolish.com/t390-raziel-cyril-septimus-wyatt#705
https://www.youtube.com/watch?v=0c-tl2SkCWE
https://sweet-urge.forumpolish.com/t404-power-tends-to-corrupt-and-absolute-power-corrupts-absolutely#737
https://sweet-urge.forumpolish.com/t402-give-light-and-people-will-find-the-way#734
https://sweet-urge.forumpolish.com/f125-nora-cyrila
https://sweet-urge.forumpolish.com/t403-human-nature-is-what-heaven-supplies#735
Białe, majestatyczne skrzydła anioła biły powietrze z zawziętością, unosząc go w górę, ale walka była trudniejsza, niż mogłoby się wydawać. Widzący, którego objął swoimi ramionami, również unosił się w powietrzu, jednak nie był sam. Do jego buta uparcie przyczepiony był Barghest, stanowiący dodatkowy, niechciany balast. Czuł, jak ciężar istoty ciągnie ich w dół. Każde uderzenie skrzydeł było wyzwaniem, a jego siła woli stawała się jedyną tarczą przeciwko upadkowi. Jego granice były testowane jak nigdy dotąd.
- Zrzuć tę przeklętą bestię, bo wkrótce upadek zaliczysz i ty! - jego głos był zupełnie inny w tym wcieleniu. Niósł się echem po ciemnym niebie. Był szorstki, ale dostojny, pozbawiony emocji, ale w tym samym czasie bardzo rozkazujący.
Starał się obniżyć swój lot, tak, by jeśli zbliżyliby się wystarczająco do bramy, ogier uderzyłby w metalowe barierki i zaskoczony ogłuszającą siłą oraz bólem wywołanym przez żelazo, odpuściłby człowiekowi i z impetem uderzyłby o ziemię. Wówczas mieliby czas zamknąć wejście na cmentarz i pozostawić obolałą bestię uwięzioną w środku. Niestety plany nie zawsze szły po myśli ich twórcy, więc liczył też na kreatywność Widzącego.

@Levi O'donnel

Kostki: kliku
Mistrz Gry

Mistrz Gry

Miotanie się w powietrzu, z Barghestem wgryzionym w materiał buta, nie było najprzyjemniejszym doświadczeniem. Cielsko ogara ważyło kilkadziesiąt kilo, tak więc Levi mógł poczuć jak mięśnie w jego nodze naciągają się boleśnie. Kły przebiły obuwie, muskając skórę na stopie. Weteran wciąż miał ogromne szczęście, mógł w końcu umrzeć kilka chwil wcześniej, z przegryzioną tętnicą udową i rozszarpanym gardłem. Diabli złego nie biorą? Czy to może zasługa Raziela, który trzymał go w pewnym uścisku – pomimo obciążenia wciąż unosił się na skrzydłach, a każdy ich ruch powodował podmuch ciepłego wiatru. A może jednak to wystrzał z pistoletu zadecydował o dalszym losie O’Donnela?
Kopnięcia wymierzone w nos bestii w końcu zaczęły przynosić efekt. Ostatecznie szczęki poluzowały się na tyle, by uwolnić stopę Łowcy, wyrywając jednak większy kawałek materiału z buta. To mogło być mięso, ścięgna i kości, ale tak się nie stało. Barghest zniknął w ciemności, a ostatnie co widzieli Raziel i Levi to jego ślepia – dzikie, pełne furii, przypominające o kruchości ludzkiego jestestwa, jak dwa znicze jarzące się na nagrobku. Przeciągły skowyt przeszył powietrze, a później wszystko zamilkło. Latarnie zaczęły mrugać słabym światłem, na powrót rozjaśniając Cmentarz Darthmouth. Tym razem im się udało.
Opuszczenie terenu nie stanowiło większego problemu. Gdy emocje opadną, a adrenalina powoli rozpłynie się w organizmie, Levi poczuje skutki starcia z potworem. Stopa z pewnością jest obolała, oblana szkarłatnymi krwiakami i czarnymi sińcami. W skórze widać zagłębienia – kły wbiły się na tyle płytko, że rany powinny zagoić się całkowicie, choć pewnie trochę to potrwa. Mięśnie nogi są naciągnięte, ale nie to stanowi główny problem. Siła Barghesta musiała być na tyle duża, że któraś z kości w stopie musiała pęknąć, co Łowca może odczuć przy każdym kroku. To nic, czego nie zagoi czas, ale przez najbliższe kilka dni O’Donnel z pewnością powinien unikać nadmiernego wysiłku i kolejnych starć z bestiami.
Dobrze, że na Cmentarzu Darthmouth nie będzie trzeba szykować kolejnego miejsca.

Dziękuję wam bardzo za ten malutki przygodowy epizodzik. Proszę pamiętać o stanie fizycznym postaci jeśli uległ zmianie. W nagrodę dostajecie po 3 punkty do rozwoju, które już zostały wpisane w kartę postaci w miejsce wolnych punktów.

@Levi O'donnel @Raziel
Levi O'donnel

Uczeń

https://sweet-urge.forumpolish.com/t387-levi-o-donnel#745
https://www.youtube.com/watch?v=DCbjdJngq2c
https://sweet-urge.forumpolish.com/t413-poczta-levi-o-donnel#775
https://sweet-urge.forumpolish.com/t414-wszyscy-kiedys-umrzemy-nie-ma-po-co-sie-przywiazywac#776
https://sweet-urge.forumpolish.com/t412-a-kto-umarl-ten-nie-zyje-levi-o-donnel#773
Strach skutecznie blokował świadomość Leviego przed przyjęciem bólu. Jednak na rozkazy reagował odruchowo i być może to właśnie on zmotywował O'donnela do mocnego kopniaka w pysk Barghesta. Spoglądał bestii w oczy, uporczywie kontynuując atak, przy każdym uderzeniu wydając z siebie na wpół stłumione, spanikowane jęki. Jak w spowolnieniu, przyszło mu zaraz oglądać, jak ogar zaczął opadać na ziemię, podczas gdy on dalej się unosił.
Zamrugał. Wziął głębszy oddech, kiedy rzeczywistość powoli zaczynała w niego uderzać. Nie odzywał się, nie mówił nic - bynajmniej nie do momentu, kiedy Raziel postanowił z powrotem opuścić go na ziemię już poza terenem cmentarza. Wraz z dotknięciem gruntu poczuł ból w stopie. To od razu skłoniło go do spojrzenia w dół i ocenienia uszkodzeń. Jego brwi wyraźnie uniosły się ku górze, gdy stopę ujrzał w całości. Naprawdę, przez moment był przekonany, iż już jej nie posiadał. Rozwalony but był w tym przypadku jak zbawienie.
- Ja pierdole... - Wyszeptał, wziął znowu głęboki oddech i przymknął na chwilę powieki. Kominiarkę dalej miał odsłoniętą na grzbiet nosa. Papieros zgubił się w akcji. Całe szczęście, że paczka i zapalniczka były całe i zdrowe.
O'donnel otworzył w końcu oczy. Bez względu na to, czy dalej stał przed nim Raziel czy Cyril, postanowił się odezwać.
- Dzięki. - Zwrócił się do niego nieco głośniej. - Zdaje się, że mam u ciebie dług wdzięczności. Proponuję pójść się napić... - Urwał i poruszył uszkodzoną stopą. - ...Jak tylko zmienię buty.  
Raziel

Chorąży

https://sweet-urge.forumpolish.com/t390-raziel-cyril-septimus-wyatt#705
https://www.youtube.com/watch?v=0c-tl2SkCWE
https://sweet-urge.forumpolish.com/t404-power-tends-to-corrupt-and-absolute-power-corrupts-absolutely#737
https://sweet-urge.forumpolish.com/t402-give-light-and-people-will-find-the-way#734
https://sweet-urge.forumpolish.com/f125-nora-cyrila
https://sweet-urge.forumpolish.com/t403-human-nature-is-what-heaven-supplies#735
Choć mu samemu nic złego się nie stało, był szczęśliwy, że mają już psi problem za sobą. Nie chciał walczyć i jeszcze bardziej narażać Widzącego. Choć był dobrym wojownikiem, to już od dawna nie miał okazji stoczyć prawdziwego pojedynku. Samemu pewnie by jeszcze wrócił do wprawy i zgładził ogiera, może przy tym obrywając poważniej, ale musząc także chronić śmiertelnika, prawdopodobnie skończyłby martwy. No, na tyle martwy, w jakim stopniu mógł w drugiej formie.
- Mieliśmy więcej szczęścia, niż rozumu. - były to ostatnie słowa w jego anielskiej postaci. Po nich wrócił do ludzkiej. Nawet jeśli Levi nie mógł tego zobaczyć, będąc do niego tyłem, to na pewno wyłapał zmianę głosu. - Szczególnie, z tym że trafiłeś na anioła, ze skrzydłami. W innym przypadku moglibyśmy mieć problem. Choć muszę przyznać, że to bydlę było ciężkie. No i bardzo zdeterminowane.
Obszedł go, dopiero teraz dostrzegając, ile szkód wyrządziły zęby Barghesta. Nie wyglądało to tragicznie, ale kilka dni będzie się goiło. Choć znał się na medycynie, to nie mógł mu pomóc bez oprzyrządowania. - Nie masz za co dziękować. Taka moja rola. Z piciem się jednak musisz wstrzymać. Te rany zabiorą ci trochę czasu, nim zaczniesz normalnie chodzić, w tym do najbliższego baru. - pomógł mu wstać. Nie mógł go tu zostawić. - Bez marudzenia, wskaż mi drogę do miejsca, gdzie mam cię odstawić. - po wskazaniu mu drogi, ruszył z Levim uwieszonym na jego ramieniu.

@Levi O'donnel

z/t x2
Sam O'Hood

Mieszkańcy

https://sweet-urge.forumpolish.com/
Minęło już sporo czasu od kiedy Sam ostatni raz był na grobie ojca. Poza nim, nie miał za bardzo kogo tutaj odwiedzać. W sumie to przed śmiercią Samuela Seniora, młody Sam nigdy wcześniej nie był na cmentarzu, dlatego było to dla niego nowe doświadczenie. W gruncie rzeczy nie wiedział co powinien tutaj robić. Czy się modlić? Czy zapalić jakąś świeczkę? Może położyć jakiś wieniec? Inne kwiaty? Ojciec nie zabierał go w takie miejsca, nigdy też nie poznał dalszej części rodziny. Od zawsze miał tylko ojca, no i Emily, a teraz... oboje zniknęli. Ojciec zmarł, a Emily zapadła się pod ziemię jak za sprawą czarodziejskiej różdżki. Można więc powiedzieć, że cmentarz był jego przystanią. Bezpiecznym miejscem, mniej lub bardziej, ale mógł tam się na chwilę zatrzymać. Zwolnić w biegu swojego życia i przemyśleć kilka spraw. Tak samo jak teraz. Zatrzymał się tam, pogrążony w swoich myślach, nad jednym z grobów. Pomnik był czysty i zadbany. Oczywiście na tyle czysty na ile pozwala padający śnieg. Stojąc tak i rozmyślając nad swoim życiem nawet nie zauważył, że zapadł już zmrok. Czy kiedykolwiek spotka jeszcze Emily? O ile w ogóle tak miała na imię. Znów złapał się w myślach na tym jak ją sobie wspomina. Powinien przestać to robić, bo może skończyć z obsesją. O ile jeszcze jej nie ma. Miał wrażenie, że widuje ją czasem, nie tylko w snach. Że przemyka gdzieś za rogiem, dostrzega ją kątem oka, ale ta znika gdzieś za rogiem, skutecznie przed nim uciekając, zanim ten zdąży chociażby mrugnąć. Za każdym razem, gdy Sam tylko obróci głowę, ona wymyka mu się. Frustrujące. A może ona nigdy nie istniała? Może to wszystko było tylko w jego głowie? Może to wszystko jest tak naprawdę nie jest prawdziwe i dzieje się tylko w jego głowie? Nawet jeśli działoby się to tylko w jego głowie to czy nadal nie byłoby prawdziwe? Czy jeśli Sam widzi coś czego nie widzi ktoś inny to czy jest to mniej prawdziwe? Czy jeśli Sam czuje ból, a nie czuje go inna osoba, to zmienia to postać bólu? Pogrążony tak w swoich myślach dotarł do grobów, a raczej pomników osób, którzy walczyli razem z nim na wojnie. Im również przyszedł złożyć w ofierze modlitwę, choć nigdy nie uważał się za osobę bardziej, lub mniej religijną. Nie odczuwał takiej potrzeby. Teraz jednak czuł, że powinien tak zrobić. Nadal jednak nie wiedział jak i od czego zacząć.
Śmierć

Śmierć

https://sweet-urge.forumpolish.com/t376-smierc
https://www.youtube.com/watch?v=vmxD7ERjYuI
https://sweet-urge.forumpolish.com/t385-enjoy-the-silence
https://sweet-urge.forumpolish.com/t386-fear-the-reaper
https://sweet-urge.forumpolish.com/t384-death-takes-a-holiday
Czy paradoksem był fakt, że Śmierć rzadko odwiedzała cmentarze? Nie sposób było lubić ich aurę, ponurą i przypominającą o stracie. Choć sama koncepcja składania bliskich w grobie i upamiętniania ich modlitwą oraz darami stanowiła niezaprzeczalne świadectwo ludzkiej empatii, Kostucha często miała wrażenie, że to bardziej potrzeba żywych, nie umarłych. Martwi nie potrzebowali pocieszenia, a modlitwy, nawet jeśli pozwalały duszom w prostszym przejściu na drugą stronę, nie mogły zmienić docelowej destynacji. Nie bez powodu Bóg dał wolną wolę.
Jonathan Blythe zbliżył się do Sama cicho i gdyby nie celowe nadepnięcie na suche gałęzie, być może mężczyzna nie byłby świadomy jego obecności. Długi prosty płaszcz okrywał ramiona Blythe’a, a skórzane rękawiczki powlekały smukłe dłonie, które bawiły się zapalniczką. Śmierć nie przywitała się, nie prosiła o pozwolenie, przyniosła jedynie powiew chłodnego wiatru, ale równie dobrze mogły być to uroki styczniowych dni. W końcu po chwili milczenia, być może nieco niekomfortowego, postać nachyliła się nad nagrobkiem i zapaliła znicz. Światełko w mroku. Symbol pamięci. Wygrawerowany napis na kamiennej płycie i data odejścia stanowiły o prostym fakcie – spoczywający tam mężczyzna był żołnierzem.
— Chwała bohaterom, hm? — Nie było to w pełni pytanie, nie było to zaczepne stwierdzenie, raczej smutne zderzenie z rzeczywistością. Po wojnie wiele było haseł upamiętniających poległych obrońców, ale zazwyczaj na tym wdzięczność się kończyła. Weterani, którym udało się przeżyć, niejednokrotnie nie mogli liczyć na pomoc od państwa; być może nic dziwnego, skoro próbowało pozbierać się po horrorze konfliktu. — Myślisz, że tam gdzie wylądowali przyjęto ich z honorami? — Śmierć znała odpowiedź na to pytanie, ale była gorzka. Zabijanie zawsze było zabijaniem, nikt nie przyznawał za to medali, nawet jeśli odbierano życie jedynie w obronie ojczyzny. Liczyła się intencja, być może ci, którzy nie czerpali żadnej satysfakcji z śmierci wroga mogli liczyć na odkupienie win w Czyśćcu. Jednak tego nie musiał wiedzieć ani Sam, ani nikt inny. Czasem nieświadomość i nadzieja były wystarczająco dobre. Ludzie tego potrzebowali.

@Levi O'donnel  @Sam O'Hood
Levi O'donnel

Uczeń

https://sweet-urge.forumpolish.com/t387-levi-o-donnel#745
https://www.youtube.com/watch?v=DCbjdJngq2c
https://sweet-urge.forumpolish.com/t413-poczta-levi-o-donnel#775
https://sweet-urge.forumpolish.com/t414-wszyscy-kiedys-umrzemy-nie-ma-po-co-sie-przywiazywac#776
https://sweet-urge.forumpolish.com/t412-a-kto-umarl-ten-nie-zyje-levi-o-donnel#773
Czy spotkanie Barghesta wymusiło na O'donnelu rzadsze wizyty na cmentarzu? Oczywiście, że nie. Spoczywało tutaj zbyt wiele osób, które znał i do których przychodził, aby pamięć o nich nie zgasła. Jeden piekielny ogar nie mógł zmącić jego rutyny, zwłaszcza tej nocnej, kiedy miał problemy z zaśnięciem. Spacery po cmentarzu były uspokajające, podobnie jak obcowanie ze śmiercią.
Ironią losu byłoby ją spotkać tutaj. Śmierć we własnej osobie, skrywającą się pod postacią zwykłego człowieka. O'donnel dołączył do dwóch jegomości przy jednym z nagrobków. Styczniowe wieczory przychodziły dość wcześnie, więc pod osłoną mroku ciężko było dojrzeć twarze. Zastanawiał się jednak, z kim miał do czynienia, skoro aż dwóch zdecydowało się odwiedzić grób mężczyzny, którego poznał na wojnie. Levi miał w planie udać się na grób ojca Samuela, robił to od czasu do czasu i najwyraźniej przewrotność losu zdecydowała, że żaden z nich jeszcze ani razu się na siebie na cmentarzu nie natchnął. Przyzwyczaił się do braku O'Hooda na tyle, że nie podejrzewałby, iż dzisiaj był właśnie ten dzień, w którym stał obok niego. Zamiast tego, skupił uwagę na drugim mężczyźnie, od którego wyczuwał coś... Dziwnego. Nietypowego.
- Nie. - Odpowiedział, niepytany. Nie żeby Leviemu to przeszkadzało - odpowiadać, nie będąc pytanym. - Za to mam nadzieję, że ci, którzy zmusili porządnych ludzi do zabijania drugich zostaną odpowiednio ukarani. - Wyraził swoją myśl, sięgając po paczkę papierosów. Odsłonił dół swojej kominiarki, żeby wkrótce móc wpakować w usta jedną tytoniową zwijkę. Nie przyglądał się mężczyźnie, który miał się okazać mu kimś bliskim. Nie, dopóki go jeszcze nie usłyszał.
- Znaliście go, panowie? - Spytał niewyraźnie, mieląc nabitą tytoniem bibułę w spierzchniętych ustach. Właśnie nachylał się, żeby odpalić papierosa swoją grawerowaną zapalniczką.
Sam O'Hood

Mieszkańcy

https://sweet-urge.forumpolish.com/
Sam pogrążony w swoich myślach nawet nie zauważył mężczyzny, podchodzącego do niego. Nawet trzask łamanej gałązki jakoś mu umknął, dopiero gdy zauważył ruch, a mówiąc dokładniej, pochylenie się nad nagrobkiem i zapalenie wątłego światełka znicza, wyrwał się z zamyślenia. Z uwagą obserwował ruchy nowego towarzysza na tym jakże ponurym, pełnym skupieniu miejscu. Bo czym jest cmentarz? I właściwie komu służy? Zmarłym pochowanym na poświęconej ziemi? Przecież im nie robi różnicy to gdzie leżą. Żywym? Im również nie zależy na tym żeby odwiedzać takie upiorne miejsce. Więc dla kogo?
Gdy tylko mężczyzna odezwał się Sama przebiegł dziwny lodowaty dreszcz. Zupełnie jakby spotkał kogoś starszego i dużo bardziej... potężnego niż sam czas. Dziwne uczucie, od którego mężczyzna bardzo chciał się jak najszybciej uwolnić. Odchrząknął więc tylko, zastanawiając się nad słowami tamtego. Już nawet otwierał usta, żeby odpowiedzieć, gdy nagle dołączył do nich ktoś inny. Ten głos akurat rozpoznał i nie mógł na początku uwierzyć w to co słyszał. Po tylu tygodniach, miesiącach mijania się w końcu, jakimś dziwnym trafem udało mu się spotkać Leviego. Tyle razy był na tym cmentarzu, prawdopodobnie mijając go dosłownie o krok, aż w końcu, tego wieczoru udało im się na siebie wpaść. Nie chciał jednak zbyt szybko psuć tej niespodzianki, więc zachował to na razie dla siebie, czekając aż tamten skończy mówić. Dopiero wtedy zdecydował się odezwać.
-Chwała... to dobre określenie. Bardzo mi się podoba ta chwała. Chwała im za obronę naszego kraju. Chwała za ich śmierć. Chwała ich rodzinom, gdy stracili ojców, mężów, synów i braci. Chwała nam, za to że patrzyliśmy jak nasi przyjaciele umierają, krztusząc się własną krwią. Chwała...- urwał kończąc swój wywód na chwilę, smakując te gorzkie słowa, które z siebie wypluł. Przez kolejną chwilę zastanawiał się czy nie powiedział za dużo potem jednak kontynuował.
-A czym jest honor? Czy wiking który umierał z bronią w dłoni umierał z honorem? Czy pojedynki rycerskie były honorowe? Nie ma w tym świecie honoru. Nie ma sprawiedliwości. Tamten świat? Jeśli istnieje, oby rządził się lepszymi prawami niż ten. Straciłem prawie wszystko podczas wojny, nie zyskałem zbyt wiele. Czy jeśli odejdzie z tego świata weteran wojenny, po cichu, sam wybierając jak i kiedy, będzie to odejście z honorem? - pozostawił jednak ostatnie pytanie Leviego bez odpowiedzi. Jeśli rozpoznał głos Sama to powinien już domyśleć się odpowiedzi.
Sam poprawił tylko swój płaszcz, zakrywając trochę bardziej twarz materiałem. W bardzo ponury temat się teraz udali mości panowie, ale jakie inne tematy poruszać na cmentarzu? Tutaj od razu do głowy przychodzą tematy związane ze śmiercią, przeprasza, Śmiercią oraz przemijaniem. Sam przestąpił tylko z nogi na nogę, obserwując kątem oka swoich towarzyszy. Jako że stał najbardziej z lewej strony mógł spokojnie patrzeć na obu, choć w tym świetle, a bardziej jego braku, zadanie było bardzo utrudnione.
- Nie wiem jak według was Panowie, ale moim zdaniem śmierć, pomijając śmierć w traficznych okolicznościach, takich jak wojna, często jest dopełnieniem życia. Podsumowaniem. Zazwyczaj, choć nie zawsze, zauważyć można że to jak ktoś umiera pokazuje też jak żył.
Śmierć

Śmierć

https://sweet-urge.forumpolish.com/t376-smierc
https://www.youtube.com/watch?v=vmxD7ERjYuI
https://sweet-urge.forumpolish.com/t385-enjoy-the-silence
https://sweet-urge.forumpolish.com/t386-fear-the-reaper
https://sweet-urge.forumpolish.com/t384-death-takes-a-holiday
Śmierć nie była jedyną, która zdecydowała się na spacer po Cmentarzu Darthmouth. Na szczęście bądź nieszczęście Sama dołączył do nich kolejny nieznajomy. Podążał ścieżką Jonathana, wtrącając się w rozmowę bez przedstawienia swojego imienia czy powodu pojawienia się. Jak widać taki sposób rozpoczynania znajomości stał się pewnego rodzaju stałym trendem w powojennym Londynie. Czy to źle? Być może nie potrzebne były imiona i nazwiska dopasowane do twarzy, by porozmawiać z kimś szczerze. Blythe’owi taki obrót spraw zawsze był na rękę.
— Na pewno nie na Ziemi, ale z pewnością Piekło lubi takich delikwentów.
Oni zasługiwali na karę, nie ci biedni młodzi chłopcy. Sprawdzian dojrzałości? Bohaterstwo? Walka o państwo? Osiemnaście, dwadzieścia, dwadzieścia parę lat. Mieli być przyszłością narodu w całkowicie inny sposób, a nie umierać w wilgotnej ziemi. W końcu zabijają, niektórzy potrafią się od tego odciąć, wyłączyć moralny niepokój, ale inni? Inni rozrywając kulą serce wroga, trafiają również we własne. W końcu pada pytanie – gdzie w tym wszystkim jest Bóg? Później nie ma już modlitw posyłanych w niebo, bo wierzą w wojnę. Walka dla swojej ojczyzny i polityków przechodzi do mrzonek, bo praktycznie chodzi już jedynie o życie, bo miłość do niego i strach przed śmiercią są większe, niż jakiekolwiek państwo i jakikolwiek człowiek siedzący za biurkiem.
Jeśli Mroczny Kosiarz kiedykolwiek żałował umierających, żałował właśnie żołnierzy. Żałował ofiar wojny, które nigdy nie chciały przyłożyć do niej ręki. Nie powinien wykazywać się sympatią do dusz, które zbierał, ale robił to. Przychodził do leżących w błocie mężczyzn, którzy wołali o matki – pojawiał się właśnie w ich postaci, przytulając czule do swojej piersi. Pomagał im odejść z godnością.
— To ciekawe, że pojęcie honoru, zazwyczaj odnosi się do walki. Od wieków jeśli mówimy o honorze, mówimy o ludziach walczących i umierających. To dużo mówi o społeczeństwie — stwierdził Blythe głosem cieplejszym niż sama jego aura. Spojrzał na mężczyzn z ciekawością. Oboje wyglądali na doświadczonych przez życie, ale to Sędzia wiedział. Nie musiał zaglądać w ich oczy żeby widzieć przeszłość, wszystkie uczynki, każdy krwawy pot.
Śmierć nie odpowiedziała na pytanie Levi’ego. Odpowiedź przecząca byłaby kłamstwem, stwierdzenie natomiast wyolbrzymieniem. Znała każdego z leżących tutaj i równocześnie byli to dla niej dusze obce, przemijające gdzieś obok. Pod swoim płaszczem miała je tylko na moment, zbyt krótki by poczuć głębiej ich jestestwo.
— Wydaje mi się, że śmierć to zawsze tragiczne okoliczności. To wypadki, wojny, samobójstwa i starcze cierpienie. To zwieńczenie życia, ale nie jego podsumowanie. Są łotrzy, którzy umierają otoczeni bliskimi i dobrzy ludzie… — Jonathan wskazał ruchem głowy na nagrobek przed nimi. — którzy odchodzą przedwcześnie w bólu i brudzie.
Śmierć wiedziała dużo na temat swojej profesji. Lubiła jednak wiedzieć co ludzie o niej myślą.

@Levi O'donnel @Sam O'Hood
Levi O'donnel

Uczeń

https://sweet-urge.forumpolish.com/t387-levi-o-donnel#745
https://www.youtube.com/watch?v=DCbjdJngq2c
https://sweet-urge.forumpolish.com/t413-poczta-levi-o-donnel#775
https://sweet-urge.forumpolish.com/t414-wszyscy-kiedys-umrzemy-nie-ma-po-co-sie-przywiazywac#776
https://sweet-urge.forumpolish.com/t412-a-kto-umarl-ten-nie-zyje-levi-o-donnel#773
O'donnel w każdej innej sytuacji wysłuchałby monologu "nieznajomego" z czystej grzeczności. Jego odpowiedź nie różniła się niczym od tego, co zwykło się mówić w takich sytuacjach. Levi jak najbardziej rozumiał ten niesmak. Umieranie za Ojczyznę, w jego mniemaniu, nie było żadną chwałą. Problem w tym, że Leviego zatkało i nie skupiał się na samej treści słów, a na znajomym głosie, jak się okazało, wcale nie nieznajomego. Ciemne oczy błyskały w ciemności, w jego spojrzeniu można było dostrzec zdziwienie i wzruszenie.
Spoglądał właśnie na Samuela. Tego człowieka, z którym przez całą służbę we wojsku wymieniał listy, sprawdzając, czy jeszcze żył. Tego, który przyszedł po niego, gdy znajdował się w niewoli w jednej z kwater wojsk Trzeciej Rzeszy. Ten, którego szukał po powrocie do Londynu, ale bezskutecznie. Dlatego, jak tylko dotarło do niego, kto stał metr od niego, zamilkł, intensywnie się wpatrując w człowieka, który wymieniał słowa z nieznajomym. Przez to wszystko zapomniał, że miał papierosa w ustach i jeszcze ani razu nie zaciągnął się tytoniowym dymem. Mogliby mieć właśnie rozmowę o śmierci, a Levi zapewne uczestniczyłby w niej, dodając swoje trzy grosze tym swoim beznamiętnym tonem, oglądając rozmówców równie beznamiętnym spojrzeniem.
- Kurwa... Sam... - Odezwał się w końcu, kiedy już przestał czuć ścisku w gardle, a słowa były w stanie się przecisnąć. Cieszył się i zarazem ulżyło mu, że jego kumplowi nic nie było. Przez moment przeleciała mu przez głowę myśl, że Sam mógł nie wiedzieć, z kim miał do czynienia, ale O'donnel i tak podszedł do niego bliżej. Gdyby nie obecność osoby trzeciej, może nawet pokusiłby się o zdjęcie nakrycia z twarzy.
- Ty skurwysynie, szukałem cię tyle czasu. - Rzekł nieco głośniej. Brzmiał tak, jakby co najmniej miał się zaraz roześmiać ze szczęścia. - To ja. O'donnel. - Dodał za chwilę, ostatkami rozsądku powstrzymując się przed przytuleniem przyjaciela, na wypadek gdyby tamten go jeszcze nie rozpoznał. Levi dalej miał na względzie, że miał na sobie kominiarkę, a ta mogła być różnie odebrana przez ludzi. Nawet jeśli Sam mógł idealnie zdawać sobie sprawę z powodu, dla którego Łowca ją nosił. Na ten moment, Levi nie wracał do tematu o śmierci, zbytnio zaaferowany faktem ponownego spotkania kompana z czasów wojny.
Sam O'Hood

Mieszkańcy

https://sweet-urge.forumpolish.com/
Przychodząc dziś na cmentarz Sam nie spodziewał się tak głębokich i filozoficznych rozważań. Rzeczywiście podczas rozmowy z nieznajomym czuć było, że tamten wie więcej niż chce ujawnić. Albo nie może. Może tamten jest jakimś szpiegiem, podwójnym agentem?
Sam zaśmiał się w duchu ze swoich myśli i skupił swoją uwagę na nieznajomym słuchając cierpliwie jego wywodu. Dziwne czasy nastały, że potrzeba dramatycznych wydarzenń, aby przypomnieć sobie o tym, że ludzie to nie tylko numerki w statystykach. To nie jakiś tam człowiek umierający za ojczyznę. To głównie tragedia rodziny. Opłakiwany mąż, ojciec.
-Dziwne to czasy. Zrzucamy odpowiedzialność za swoich oprawców na Piekło, a tych którzy umarli bohatersko zostawiamy Niebiosom.
Potem jednak odezwał się Levi, praktycznie jakby miał się zaraz rozpłakać co bardzo ucieszyło Sama, ale w równym stopniu rozbawiło. Ciężko było u niego doszukiwać się na wojnie takich zachowań, gdzie wszyscy musieli być męscy, twardzi, bohaterscy. Teraz jednak słysząc łamiący się głos O'Donnela nie mógł się powstrzymać przed szerokim uśmiechem. Mimo że tamci nie mogli tego raczej zobaczyć, no chyba że któryś z nich potrafił widzieć w ciemnościach.
-Wiemy że to wy O'Donnel. Ciężko zapomnieć wasz paskudny głos. - zażartował Sam ze ściśniętym gardłem od wzruszenia. Może i Sam był twardym żołnierzem, zaprawianym w boju, z sercem z kamienia, ale sam musiał powstrzymywać się, aby nie rzucić się na Leviego, ściskając go. Potrzebował jednak tylko krótkiej chwili, aby opanować się i wrócić do poprzedniej rozmowy.
-Zdążyliśmy już przebrnąć przez najważniejsze powody umierania. To co dzieje się z duszą po śmierci, o tym też zdążyliśmy już napomknąć. Co jednak z celem życia? Czemu żyjemy, Panie...?- Sam świdrował swoim spojrzeniem mężczyznę stojącego obok niego. Był bardzo ciekawy odpowiedzi tamtego. Co według niego było sensem życia? Tak samo był ciekawy poglądu O'Donnela w tym temacie. Sam nigdy nie myślał o tym zbyt głęboko. Albo raczej nie dzielił się swoimi przemyśleniami. Nie miał za bardzo z kom dyskutować na tak filozoficzne tematy. W końcu barmani nie są zbyt skorzy do rozmów o takich sprawach. Twierdzą wtedy zwykle, że Sam "straszy im klientów". Co za bzdura. On dopiero może ich postraszyć.
Śmierć

Śmierć

https://sweet-urge.forumpolish.com/t376-smierc
https://www.youtube.com/watch?v=vmxD7ERjYuI
https://sweet-urge.forumpolish.com/t385-enjoy-the-silence
https://sweet-urge.forumpolish.com/t386-fear-the-reaper
https://sweet-urge.forumpolish.com/t384-death-takes-a-holiday
Sam miał rację, dziwne były to czasy. Dla Śmierci również, bo wiedziała jak niewiele czystej czerni i bieli było na świecie. Wszystko skradła szarość, w której gubili się dobrzy ludzie i kamuflowali złoczyńcy. Piekło i Niebo, my i oni, nasze racje i ich racje – hasła znane od wieków, niekiedy potępiane, ale znacznie częściej nagminnie wykorzystywane przez wyżej postawionych. Według ofiar oprawca zawsze będzie zasługiwał na potępienie, wzrok rzadko sięga dalej, na dłonie oprawcy ich oprawcy, które umywają się od krwi wydmuchanymi frazesami. Taka jest wojna, ale takie jest również życie.
Śmierć nie odpowiedziała na słowa mężczyzny, zamiast tego przyglądając się spotkaniu dwójki dawnych towarzyszy. Jeśli konflikty zbrojne miały jakąś zaletę - choć może powinno się to określić jako efekt uboczny – były zawierane na niej relacje. Silne, bazujące na zaufaniu, wspólnej walce i chęci przeżycia. Kostucha widziała w oczach Sama i Levi’ego błysk wzruszenie, do którego być może wstyd byłoby się przyznać w innych okolicznościach. Dobrze widzieć znajome rysy i słyszeć charakterystyczny ton głosu, gdy świat wokół wydawał się tak szybko zmieniać, upadać i powstawać od nowa.
W końcu jednak zwrócono się bezpośrednio do Sędziego. Skinął głową z grzecznością, w końcu przedstawiając się.
— Jonathan Blythe, bardzo miło mi poznać. — Nie pokusił się jednak o wyciągnięcie dłoni, nie chcąc burzyć tej ciepłej atmosfery chłodem własnej bliskości. Temat jaki wybrało sobie towarzystwo nie pomagał w ogrzaniu się, ale bardzo szybko został zmieniony, choć kolejny również uderzał w egzystencjalne i trudne pytania. Śmierć się ich nie bała, absolutnie. Śmierć nie bała się niczego, bo ostatecznie wszystko sprowadzało się do niej, zanim ruszyło dalej.
— Na to nie potrafię odpowiedzieć. Dla każdego jest inny powód. Jedyni mają życie za misję, inni za etap przejściowy, za ofiarę, kolejni za cud… Zapewne wiele zależy od tego czy ma się z kim dzielić to życie. — Słowa wypadały z ust Jonathana płynnie, jakby nie była to dla niego pierwsza taka rozmowa, a odpowiedzi same się narzucały. — Zależy czy masz dla kogo, bądź dlaczego żyć. Ludzie rzadko znajdują cel w życiu dla samych siebie, co niestety jest odrobinę przygnębiające.
Jednak, czy można było im się dziwić?

@Levi O'donnel @Sam O'Hood
Levi O'donnel

Uczeń

https://sweet-urge.forumpolish.com/t387-levi-o-donnel#745
https://www.youtube.com/watch?v=DCbjdJngq2c
https://sweet-urge.forumpolish.com/t413-poczta-levi-o-donnel#775
https://sweet-urge.forumpolish.com/t414-wszyscy-kiedys-umrzemy-nie-ma-po-co-sie-przywiazywac#776
https://sweet-urge.forumpolish.com/t412-a-kto-umarl-ten-nie-zyje-levi-o-donnel#773
W głowie O'donnela działo się jednak zbyt dużo, żeby wpasować się w rozmowę o śmierci i o życiu. Przynajmniej na ten moment. Gdyby nie obecność osoby trzeciej, być może i by się złamał i przytulił kumpla. Przecież nawet żołnierze ulegali słabościom. Zresztą, jak tu się nie cieszyć na widok kogoś, kto tak desperacko walczył o jego odbicie z rąk Niemców?
Parsknął śmiechem, rozładowując tym samym napięcie, które się w nim zebrało.
- Jak zwykle pełen taktu, co, Sam? - Rzucił, a potem odchrząknął, chcąc pozbyć się całkowicie wrażenia załamującego się głosu. Miał tyle pytań, ale nie chciał atakować swojego kumpla wszystkim, co mu się rodziło w głowie. Przyłożył dłoń do ust, przypominając sobie o nieszczęsnym papierosie i zaciągnął się, zerkając ukradkiem na trzeciego mężczyznę. Levi na powrót zaczął wyczuwać w nim coś dziwnego i nietypowego. Niemniej, nie czuł się przy nim niepokojąco, wręcz przeciwnie - miał wrażenie, jakby się znali. Przeskoczył z jednego na drugiego, kiedy obaj prowadzili rozmowy egzystencjalne.
- To pewnie ma coś wspólnego z tym, że ludzie to istoty stadne. Ciężko robić coś dla samego siebie. - Wtrącił swoje trzy grosze z najbardziej oczywistą oczywistością, jakby życie nie miało niczego bardziej skomplikowanego. A może tak właśnie było - ludzie nie byli zdolni być jacyś, gdyż takim gatunkiem po prostu byli. O'donnel zaraz uśmiechnął się półgębkiem. - Swoją drogą, Samie, nie podejrzewałem, że w twojej głowie pojawiają się tak skomplikowane myśli. Co powiesz na to, żebyśmy wszyscy od nich odpoczęli, wspólnie, przy jakimś dobrym alkoholu? - Zaproponował, przy okazji drocząc się z O'Hoodem. Cmentarz jednak nie sprzyjał okolicznością na spotkania po latach. Z kolei sam Levi miał sporo tematów, które chciałby poruszyć z Samuelem - choć zapewne, gdy przyjdzie co do czego, to go zatka i nie będzie wiedział, od czego zacząć. Tu najpewniej przydałaby się szklanka whisky, to od niej najlepiej się zaczynało.
Sponsored content

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
Mapy
Rozdziały
Historia i realia
FAQ
Mechanika
Kostki
Waga Serc
Cnoty
Grzechy
Moce aniołów
Moce demonów
Moce widzących
Enochiańskie rytuały
Ludzkie rytuały
Magiczne artefakty
Bestiariusz
Spis NPC
Rzut kością: