1 miesiąc na forum = dwa miesiące realne.
Satqiel
Legionista
Kontynuacja wątku z Zoo:
https://sweet-urge.forumpolish.com/t326-londynski-ogrod-zoologiczny?nid=79#1956
Cała ta konwersacja, całe to spotkanie, cała ta interakcja była tak niespotykanie niezwykła, że pomylić by można ją było z intensywną Fantasmagorią.
Teraz gdy został "ukradziony" z ZOO w zupełnie inne miejsce, poczuł się kompletnie oderwany od rzeczywistości jaką odczuwał na co dzień. Praca w Tower of London, rozmowy z modelami, rzeźbienie, spotkania przy herbacie, szarość londynu, głód, dyskomfort, zmęczenie... na boga dopiero teraz zdawał sobie w pełni sprawę z tego jak bardzo był zmęczony życiem śmiertelnika.
Gdy już trafił pod wodę, a bańka powietrza została łaskawie obleczona wokół niego, marmurowa twarz Anioła przybrała obraz ulgi. Jego skrzydła rozszerzyły się kompletnie, a jego płuca zamknęły się w sobie, jakby nigdy więcej nie miały przyjąć w siebie choć grama powietrza. Beżowe wstęgi materiału poczęły niepospiesznie wirować wokół jego ciała, starając się trzymać je blisko.
Jego uwaga wróciła do Uzurpatora. Ten krążył, przemawiał, czarował wokół niego, a jego aparycja wprawiała Satqiela w zachwyt. Nie tak go sobie wyobrażał. Nie taki obraz zapamiętał w jego głowie. Winien to być smok rozpaczy i zniszczenia. A tu ma do czynienia z kimś, kto olśniewa go wyglądem mitycznego Syrena. Choć żaden mieszkaniec mórz, nie mógł się równać z gracją Syna Lucyfera. Nie odpychał go ze swojego umysłu. Nie szykował się do ucieczki teleportacją. Nie zamierzał wyjmować swojej zamroczonej w beżowych wstęgach broni. Chciał przyjąć całą tą chwilę do siebie. Każdy jej moment traktować jak swój drobny, z lekka szalony skarb.
- Och Piekielny Władco, możesz mi uwierzyć, że poznanie bliżej twojej natury, bez poczucia ostrza przebijającego moje ciało, jest też czymś mało mi znanym. To jest... wyjątkowa chwila dla mnie. - Odpowiedział telepatycznie, a gdy Kabraxis podpłynął bliżej zadając TO pytanie, a dłoń jego kierowała się w stronę jego skrzydła, Satqiel spojrzał mu się znów głęboko w oczy. Niespodziewanie... podpłynął? Podszedł? Podleciał? Ciężko powiedzieć jaki był to rodzaj akcji, jednak przemieścił się bliżej do Władcy Piekieł, przesuwając własne skrzydła pod łuskowate dłonie by mógł je dotknąć, a samemu kładąc swoje prawie kamienne dłonie na twarzy Uzurpatora. Czule. Szczerze. Bez cna przemocy w intencji.
- Nie boję się. Jednak skoro pragniesz dostrzec nasz twór... mój twór, prawdziwy zamysł rzeźby mego jestestwa... to pozwól, że spełnię twoje życzenie. - Wyszeptał wręcz, jeśli w telepatycznie można szeptać, w umyśle Kabraxisa.
Następnie zabrał dłonie z jego twarzy, a ciało anioła zadrżało.
Coś nadchodziło.
https://sweet-urge.forumpolish.com/t326-londynski-ogrod-zoologiczny?nid=79#1956
Cała ta konwersacja, całe to spotkanie, cała ta interakcja była tak niespotykanie niezwykła, że pomylić by można ją było z intensywną Fantasmagorią.
Teraz gdy został "ukradziony" z ZOO w zupełnie inne miejsce, poczuł się kompletnie oderwany od rzeczywistości jaką odczuwał na co dzień. Praca w Tower of London, rozmowy z modelami, rzeźbienie, spotkania przy herbacie, szarość londynu, głód, dyskomfort, zmęczenie... na boga dopiero teraz zdawał sobie w pełni sprawę z tego jak bardzo był zmęczony życiem śmiertelnika.
Gdy już trafił pod wodę, a bańka powietrza została łaskawie obleczona wokół niego, marmurowa twarz Anioła przybrała obraz ulgi. Jego skrzydła rozszerzyły się kompletnie, a jego płuca zamknęły się w sobie, jakby nigdy więcej nie miały przyjąć w siebie choć grama powietrza. Beżowe wstęgi materiału poczęły niepospiesznie wirować wokół jego ciała, starając się trzymać je blisko.
Jego uwaga wróciła do Uzurpatora. Ten krążył, przemawiał, czarował wokół niego, a jego aparycja wprawiała Satqiela w zachwyt. Nie tak go sobie wyobrażał. Nie taki obraz zapamiętał w jego głowie. Winien to być smok rozpaczy i zniszczenia. A tu ma do czynienia z kimś, kto olśniewa go wyglądem mitycznego Syrena. Choć żaden mieszkaniec mórz, nie mógł się równać z gracją Syna Lucyfera. Nie odpychał go ze swojego umysłu. Nie szykował się do ucieczki teleportacją. Nie zamierzał wyjmować swojej zamroczonej w beżowych wstęgach broni. Chciał przyjąć całą tą chwilę do siebie. Każdy jej moment traktować jak swój drobny, z lekka szalony skarb.
- Och Piekielny Władco, możesz mi uwierzyć, że poznanie bliżej twojej natury, bez poczucia ostrza przebijającego moje ciało, jest też czymś mało mi znanym. To jest... wyjątkowa chwila dla mnie. - Odpowiedział telepatycznie, a gdy Kabraxis podpłynął bliżej zadając TO pytanie, a dłoń jego kierowała się w stronę jego skrzydła, Satqiel spojrzał mu się znów głęboko w oczy. Niespodziewanie... podpłynął? Podszedł? Podleciał? Ciężko powiedzieć jaki był to rodzaj akcji, jednak przemieścił się bliżej do Władcy Piekieł, przesuwając własne skrzydła pod łuskowate dłonie by mógł je dotknąć, a samemu kładąc swoje prawie kamienne dłonie na twarzy Uzurpatora. Czule. Szczerze. Bez cna przemocy w intencji.
- Nie boję się. Jednak skoro pragniesz dostrzec nasz twór... mój twór, prawdziwy zamysł rzeźby mego jestestwa... to pozwól, że spełnię twoje życzenie. - Wyszeptał wręcz, jeśli w telepatycznie można szeptać, w umyśle Kabraxisa.
Następnie zabrał dłonie z jego twarzy, a ciało anioła zadrżało.
Coś nadchodziło.
Kabraxis
Król Piekieł
Szelest ginął w ciszy, tak jak dźwięki i ruchy syreniego ogona, dzięki któremu potwór pływał obok drugiego niby potwora. Fluorescencyjny błysk jako jedyny rozświetlał mrok, ukazując piękno i bezkres nieokiełznanego oceanu. Wokół tylko czasami przemykały ryby; mniejsze, większe, ale bez potężnych wielorybów budzących strach w ludzkich sercach – bardziej dotkliwy niż obecność rekinów.
- A co, jeśli Ci powiem, że to niejedyna droga? Uwierzyłbyś? Że eony temu poczuliśmy smak wolności, nim Limbo na zawsze utraciło swoje kolory? - Łuski ocierały się o skórę, poznając kształt i fakturę ciała; każdą krzywiznę, prostą i niebezpieczny zakątek, mogący rozedrzeć nieprzyjaciela na drobne strzępy.
Głupota mieszała się z odwagą, po czym obie wskakiwały na talerz nieustępliwości, z którą i przez którą syren nie odpływał na krok, skoro już otrzymał przyzwolenie. Obecny zaraz obok cały czas badał oraz dbał o obecność drugiego jestestwa, aby przypadkiem nie utonęło w najgłębszych odmętach ziemskiej pustki.
Ruchem ogona Demon odpłynął dalej, oddając Niebianinowi jego przestrzeń. Blaskiem wstęg oświetlał Satqiela w podziwie postawy i transformacji, której być może niedługo tanie się świadkiem. W obliczu potęgi zamierzał ustąpić jeszcze bardziej i schować skrzydła, tak piękne, że aż mylnie uznawane za podatne na obrażenia.
Wszystko po to, aby ruchem wody, skórą, łuskami i węchem poczuć pełnię niebiańskiego jestestwa.
@Satqiel
- A co, jeśli Ci powiem, że to niejedyna droga? Uwierzyłbyś? Że eony temu poczuliśmy smak wolności, nim Limbo na zawsze utraciło swoje kolory? - Łuski ocierały się o skórę, poznając kształt i fakturę ciała; każdą krzywiznę, prostą i niebezpieczny zakątek, mogący rozedrzeć nieprzyjaciela na drobne strzępy.
Głupota mieszała się z odwagą, po czym obie wskakiwały na talerz nieustępliwości, z którą i przez którą syren nie odpływał na krok, skoro już otrzymał przyzwolenie. Obecny zaraz obok cały czas badał oraz dbał o obecność drugiego jestestwa, aby przypadkiem nie utonęło w najgłębszych odmętach ziemskiej pustki.
Ruchem ogona Demon odpłynął dalej, oddając Niebianinowi jego przestrzeń. Blaskiem wstęg oświetlał Satqiela w podziwie postawy i transformacji, której być może niedługo tanie się świadkiem. W obliczu potęgi zamierzał ustąpić jeszcze bardziej i schować skrzydła, tak piękne, że aż mylnie uznawane za podatne na obrażenia.
Wszystko po to, aby ruchem wody, skórą, łuskami i węchem poczuć pełnię niebiańskiego jestestwa.
@Satqiel
|
|