Sweet Urge

Zastanówcie się, o co prosicie, bo przy odrobinie pecha możecie to dostać.

Patrick Travers

Mieszkańcy

https://sweet-urge.forumpolish.com/t480-patrick-travers#1420
https://sweet-urge.forumpolish.com/
https://sweet-urge.forumpolish.com/t489-korespondencja-patricka#1485
https://sweet-urge.forumpolish.com/t490-relacje-patricka#1492
https://sweet-urge.forumpolish.com/t486-dziennik-patricka#1444
Przetaczająca się przez świat wojna wywarła ogromny wpływ na każdego z mieszkańców - ci, którzy mieli pecha ją przeżyć, wrócili okaleczeni na ciele i duszy. Nauczony życiowym doświadczeniem wiedział, że niektóre rany się nie goją. Jedni mogli egzystować w pragnieniu śmierci, pozostali chcieli zostawić za sobą to piekło i jak najlepiej wykorzystać czas, jaki im pozostał na tym świecie. Patrick należał do tej drugiej grupy - starał się spoglądać z nadzieją w przyszłość, wyciągając odpowiednie wnioski z przeszłości. Kolejna taka wojna nie powinna mieć miejsca - tacy ludzie jak on nie powinni tracić swoich bliskich. Pozostali nie powinni stracić zdrowia i życia. Gdyby nie ta wojna to dzisiaj byłby żonaty i miałby przynajmniej jedno dziecko. To jednak jest coś, co wciąż może mieć.

Ten konflikt zbrojny odebrał mu także wielu przyjaciół - jednym z tych, którzy pozostali przy życiu był Levi O'donnel. Znali się od dawna, przez co znacznie łatwiej zauważyć zmiany w drugim człowieku. Nie te wizualne, tylko charakteru. Jeśli o kimś byłby w stanie powiedzieć, że przeszedł przez piekło, to właśnie o O'donnelu. Do niego właśnie zmierzał z zaplanowaną wcześniej wizytą. Miał w zwyczaju nie przychodzić niezapowiedziany. Zawsze milej było być oczekiwanym gościem, niż niepożądanym. Wszyscy mieli swoje życia. Większość jego rutyny wypełniała praca w szpitalu, będącym także miejscem pracy jego przyjaciela. Istotną różnicą było to, że zajmowali się odmiennymi typami pacjentów - on wybrał ratowanie życia żywych.

Dotarłszy na miejsce, w pierwszej kolejności postawił zaparkował samochód. Przed jego opuszczeniem pochwycił leżący na siedzeniu pasażera owinięty w papierową torbę podarek w postaci butelki szkockiej whisky. Raz na czas rodziny pacjentów hojnie go obdarowały w ten sposób - nigdy tego nie wymagał, jednak zawsze stanowiło to miły gest. W zwyczaju miał symbolicznie wypić za zdrowie swoich pacjentów. Istniała szansa, że nie będzie operować ich ponownie. Utrata pacjenta zawsze była dla niego dotkliwa. Zapukał do drzwi prowadzących do mieszkania tego byłego żołnierza. W oczekiwaniu na podejście do drzwi przyjaciela wydobył butelkę alkoholu z papierowej torby.

Levi, przyjacielu. Przyniosłem skromny podarek. — Powitał przyjaciela już na progu, uśmiechając się serdecznie. Nieznacznie uniósł trzymaną w dłoni butelkę alkoholu, którą zamierzał wręczyć gospodarzowi.

@Levi O'donnel
Levi O'donnel

Uczeń

https://sweet-urge.forumpolish.com/t387-levi-o-donnel#745
https://www.youtube.com/watch?v=DCbjdJngq2c
https://sweet-urge.forumpolish.com/t413-poczta-levi-o-donnel#775
https://sweet-urge.forumpolish.com/t414-wszyscy-kiedys-umrzemy-nie-ma-po-co-sie-przywiazywac#776
https://sweet-urge.forumpolish.com/t412-a-kto-umarl-ten-nie-zyje-levi-o-donnel#773

Niczego bardziej nie doceniał, jak zapowiedziane wizyty. Zwykle nie miał ich sporo ogółem - wizyt - ale zdecydowanie częściej zdarzały się te niespodziewane. Levi nie chadzał po domu w kominiarce, kiedy był sam ze sobą. Zakładał ją dopiero, gdy słyszał pukanie do drzwi, ale tego dnia nie musiał tego robić. Gdy tylko usłyszał dźwięk stukania w drewniane podwoje, podniósł się z kanapy w salonie i otworzył je. W ciemnych, niemalże emocjonalnie martwych tęczówkach pojawił się błysk radości i czegoś na wzór ulgi.
Patrick widział go jeszcze przed, zanim został odbity z niewoli nazistów. Mężczyzna zdobył zaufanie O'donnela na tyle, że był w stanie zrezygnować z okrycia twarzy podczas jego obecności. Nigdy jednak nie opowiadał, jak dokładnie doszło do oszpecenia twarzy. Doceniał, że Patrick nigdy o to nie pytał. Zaakceptował ten fakt, że w pewnym momencie na buźce Leviego pojawiły się paskudne blizny. O'donnel zdecydowanie przeżył piekło, ale nie stanowił żadnego wyjątku. Poniekąd miał szczęście, że nie stracił żadnej kończyny podczas walki o Ojczyznę.
- Patrick. Wejdź. - Zwrócił się do niego, odsuwając się razem z drzwiami, aby tamten mógł wejść. Spojrzał na ten "skromny podarek" i uśmiechnął się półgębkiem. Mając wgląd na całą twarz Leviego można było stwierdzić, że i bez nakrycia twarzy był dość ubogi w mimikę. Oczywiście zbliznowacenia nie poprawiały jego wizerunku i bardziej przypominał zamkniętego w sobie człowieka po przejściach. Niemniej trzymał się. Jakoś... Choć Patrick mógł nie wiedzieć o pewnych kwestiach, choćby o sposobach, jakie O'donnel praktykował, aby wzbudzić w sobie emocje.
- Szkocka. Do niej mam słabość. - Oznajmił z zadowoleniem w głosie. Doceniał dobry trunek i tylko taki. Nie lubił pić dla samego picia - cały ten proces musiał być przyjemnością. W międzyczasie wskazał Patrickowi, aby usiadł na kanapie w salonie, jak już zdejmie z siebie kurtkę, a on sam udał się do kuchni, żeby szybko wrócić ze szklankami. Na stole leżała luzem rzucona książka, a obok paczka papierosów. To drugie zawsze tam leżało, również w gościach, co by każdy mógł się poczęstować. Patrick nie należał do wyjątków - zawsze mógł sięgnąć po jednego.
Levi postawił szklanki na stołach i odkorkował butelkę szkockiej.
- No? Jak tam dyżury w szpitalu ostatnio? - Zagaił, w międzyczasie nachylając się nalewając whisky. - Bo u mnie bez zmian. Pacjenci zawsze jacyś sztywni się trafiają. - Choć się nie zaśmiał, był to oczywisty żart, podczas którego jedynie mrugnął w stronę Patricka.
Mapy
Rozdziały
Historia i realia
FAQ
Mechanika
Kostki
Waga Serc
Cnoty
Grzechy
Moce aniołów
Moce demonów
Moce widzących
Enochiańskie rytuały
Ludzkie rytuały
Magiczne artefakty
Bestiariusz
Spis NPC
Rzut kością: