1 miesiąc na forum = dwa miesiące realne.
4 posters
Admin
Admin
Cmentarzysko
Cmentarz wioski przetrwał względnie nienaruszony w porównaniu do pozostałych terenów. Jest zaniedbany i zarośnięty, a część nagrobków została zburzona bądź splądrowana, ale większość z nich wciąż się trzyma. Na niektórych płytach można zobaczyć palące się znicze - rodziny osób, które zmarły w wiosce i zdążyły zostać pochowane, wciąż pamiętają o swoich bliskich.
Obecność Barghestów na terenie cmentarza mogłaby wydawać się odstraszająca, ale ludziom wydaje się ona nie przeszkadzać. Przeszywające wycie jest co prawda śmiertelną przestrogą, ale wielkie psy wydają się nie atakować przybyłych, szczególnie jeśli przybyli by zapalić pamiątkowy lampion. Zupełnie inaczej sprawa ma się, gdy śmiałkowie zaczynają zapuszczać się głębiej, gdzieś daleko w mrok.
Obecność Barghestów na terenie cmentarza mogłaby wydawać się odstraszająca, ale ludziom wydaje się ona nie przeszkadzać. Przeszywające wycie jest co prawda śmiertelną przestrogą, ale wielkie psy wydają się nie atakować przybyłych, szczególnie jeśli przybyli by zapalić pamiątkowy lampion. Zupełnie inaczej sprawa ma się, gdy śmiałkowie zaczynają zapuszczać się głębiej, gdzieś daleko w mrok.
Levi O'donnel
Uczeń
Gdzie nie miało być lepiej, jak nie na opuszczonych terenach bez naocznych świadków - a przynajmniej tych żywych? Zaprowadził Johna właśnie tutaj. Pieszo. Trochę im zeszło, ale co by zapobiec odparowaniu alkoholu we krwi, Levi zakupił whisky w najbliższym sklepie i ruszyli dalej. Jeśli demon znudził się samym spacerem w chłodny, styczniowy wieczór, mógł pocieszyć się tym, iż czekała go na końcu nagroda w postaci kolejnych wrażeń, jakie mógł mu zapewnić Ksiądz w Kominiarce.
Wkroczywszy na teren cmentarza, mogli oboje poczuć wszechobecne udręczenie i żal. Niewykluczone, że panoszyło się tutaj sporo dusz, choć w przeciwieństwie do opustoszałej wioski, wydawało się być względnie bezpieczne. O'donnel jednak nie nauczył się na błędach. Najwyraźniej był niewzruszony możliwością napotkania kolejnego Barghesta. Niemniej, przyszli na miejsce, które pachniało śmiercią, żeby z nią igrać. Czy miał się położyć do grobu przez piekielnego ogara, czy przez pociągnięcie spustu od przystawionej do skroni głowy - nie miało to większego znaczenia.
O'donnel prowadził dalej, na środek cmentarza, aż nie napotkali pomnik kosiarza, stojącego na podeście, który miał przed sobą trochę pustego miejsca. Idealnie, by móc postawić na nim butelkę zakupionej whisky. Ciemnooki jednak jeszcze tego nie zrobił, zamiast tego odkręcił korek i upił kilka łyków, żeby dodać sobie odwagi. Podał ją Lokiemu, a potem wyciągnął do niego otwartą dłoń w wymownym geście.
- Daj swoją broń. - Polecił. Nie mówił na głos, co właśnie chciał zrobić, ale jeśli John zgodził się na podanie broni, zobaczyłby, że Levi wyciąga z magazynka własnej broni poświęcony pocisk. - Podkręcimy trochę wrażenia. Z tego, co mi wiadomo, i tak masz mniej do stracenia niż ja. - Demon był demonem. Ostatecznie nie umarłby permanentnie w przeciwieństwie do kruchego człowieczka, jakim był Levi.
- Gdyby to miał być twój ostatni dzień, jaki ci został dany, jest coś, co chciałbyś zrobić przed śmiercią? - Zadał pytanie, nim zakręcił bębenkiem.
Loki
Herold
Spacer się dłużył, ale w sumie nie miał nic przeciwko. Chętnie się rozglądał, głównie po to żeby zapamiętać drogę, ale tez dla walorów wizualnych. Noc miała w sobie pewien urok, a cmentarze też potrafiły być piękne. Dlatego tym chętniej się rozglądał, kiedy w końcu weszli na teren cmentarza. Z drugiej strony w takim miejscu dobrze jest być czujnym, nigdy nie było wiadomo co się w takim miejscu akurat zalęgło.
Dreptali dalej, aż do rzeźby. Loki zatrzymał się parę metrów przed nią, tak by widzieć ją w pełnej klasie. Chłonął jej surowość, a także toporne piękno. W myślach będąc jednocześnie nieco rozbawionym. Ludzie mieli dziwna tendencje do uwieczniania "wizerunku" śmierci w różnych formach. Z drugiej strony, to samo robili z aniołami i demonami, ile było obrazów o takiej tematyce, ile rzeźb? Inna sprawa, że potrafiły to być naprawdę piękne i zachwycające twory.
Z zamyślenia i zagapiania się na pomnik wyrwał go dopiero głos Księdza w Kominiarce. Dopiero spojrzał na swojego rozmówce, żeby po krótkiej chwili podejść bliżej jednocześnie podając mu swój rewolwer. Obserwował co robi Levi, żeby po chwili lekko się skrzywić, a jednocześnie... płomień ciekawości znów się rozpalił i to niemal do czerwoności.
- Czemu masz poświęcone pociski? - Zapytał z uśmiechem, bo mimo wszystko słowa Leviego go rozbawiły. Niemniej trudno się było sprzeczać, miał zdecydowanie mniej do stracenia.
A potem przyszło pytanie... niezmiernie ciekawe, a jednocześnie skomplikowane. Było coś, co chciał zrobić przed zakończeniem swojego istnienia, wiedział że to cholernie trudne do zrealizowania i zapewne mało komu by się spodobało. Tym bardziej nie zamierzał o tym mówić, dlatego odpowiedział z uśmiechem:
- Chciałbym... wzbudzić taki chaos, żeby pochłonął cały kraj albo i świat. A ty? Zwłaszcza... że to faktycznie może być twój ostatni dzień?
Dreptali dalej, aż do rzeźby. Loki zatrzymał się parę metrów przed nią, tak by widzieć ją w pełnej klasie. Chłonął jej surowość, a także toporne piękno. W myślach będąc jednocześnie nieco rozbawionym. Ludzie mieli dziwna tendencje do uwieczniania "wizerunku" śmierci w różnych formach. Z drugiej strony, to samo robili z aniołami i demonami, ile było obrazów o takiej tematyce, ile rzeźb? Inna sprawa, że potrafiły to być naprawdę piękne i zachwycające twory.
Z zamyślenia i zagapiania się na pomnik wyrwał go dopiero głos Księdza w Kominiarce. Dopiero spojrzał na swojego rozmówce, żeby po krótkiej chwili podejść bliżej jednocześnie podając mu swój rewolwer. Obserwował co robi Levi, żeby po chwili lekko się skrzywić, a jednocześnie... płomień ciekawości znów się rozpalił i to niemal do czerwoności.
- Czemu masz poświęcone pociski? - Zapytał z uśmiechem, bo mimo wszystko słowa Leviego go rozbawiły. Niemniej trudno się było sprzeczać, miał zdecydowanie mniej do stracenia.
A potem przyszło pytanie... niezmiernie ciekawe, a jednocześnie skomplikowane. Było coś, co chciał zrobić przed zakończeniem swojego istnienia, wiedział że to cholernie trudne do zrealizowania i zapewne mało komu by się spodobało. Tym bardziej nie zamierzał o tym mówić, dlatego odpowiedział z uśmiechem:
- Chciałbym... wzbudzić taki chaos, żeby pochłonął cały kraj albo i świat. A ty? Zwłaszcza... że to faktycznie może być twój ostatni dzień?
Levi O'donnel
Uczeń
Materiał kominiarki nie zakrywał całości jego ust. Na potrzeby napitku musiał na powrót ją odsłonić, zaciągając na nos. W czasie, gdy wkładał pocisk do bębenka, usłyszał pytanie. Levi uśmiechnął się.
- Bo jestem kurewsko wierzący. - Odpowiedział zdawkowo. Posiadanie takiego pocisku było wystarczającą odpowiedzią na pytanie Lokiego. O'donnel nie był zwykłym Widzącym. Nie zakręcił bębnem. Odłożył pistolet tam, gdzie postawił butelkę whisky. Spojrzał ciemnymi oczami na demona, przysłuchując się jego odpowiedzi. Nie oceniał ostatniego życzenia Johna. Bynajmniej nie na głos. Jego oczy, jak zwykle, nie mówiły nic. Usłyszawszy pytanie, odwrócił spojrzenie, potrzebując chwili zastanowienia się.
- Jeśli byłoby to możliwe... Znalazłbym swojego ojca i zapytał, dlaczego opuścił mnie i moją matkę. - Odpowiedział szczerze. Trywialne, ludzkie pragnienie małego chłopca. Do dzisiaj chciałby znaleźć odpowiedź na skurwysyństwo, jakiego się dopuścił. Skoro już mieli za sobą intymne pytania, skinął w stronę rewolweru, który spoczywał na podeście rzeźby.
- Który z nas zaczyna? Czy o to też gramy? - Spytał Levi.
- Bo jestem kurewsko wierzący. - Odpowiedział zdawkowo. Posiadanie takiego pocisku było wystarczającą odpowiedzią na pytanie Lokiego. O'donnel nie był zwykłym Widzącym. Nie zakręcił bębnem. Odłożył pistolet tam, gdzie postawił butelkę whisky. Spojrzał ciemnymi oczami na demona, przysłuchując się jego odpowiedzi. Nie oceniał ostatniego życzenia Johna. Bynajmniej nie na głos. Jego oczy, jak zwykle, nie mówiły nic. Usłyszawszy pytanie, odwrócił spojrzenie, potrzebując chwili zastanowienia się.
- Jeśli byłoby to możliwe... Znalazłbym swojego ojca i zapytał, dlaczego opuścił mnie i moją matkę. - Odpowiedział szczerze. Trywialne, ludzkie pragnienie małego chłopca. Do dzisiaj chciałby znaleźć odpowiedź na skurwysyństwo, jakiego się dopuścił. Skoro już mieli za sobą intymne pytania, skinął w stronę rewolweru, który spoczywał na podeście rzeźby.
- Który z nas zaczyna? Czy o to też gramy? - Spytał Levi.
Loki
Herold
Roześmiał się dźwięcznie słysząc taką odpowiedź. I tak, Loki nie był bystry, był sprytny. Na szczęście po dłuższej chwili wszystko zaskoczyło jak powinno. Wiedział, co potrzebował. A to sprawiło, że tym bardziej zależało mu na tej zabawie i na tym, żeby mimo wszystko wygrać zakład.
Obserwował swojego rozmówcę, a potem lekko przechylił głowę. Pociągnął łyk z butelki, by ostatecznie oddać ją O'donnelowi. Zdecydowanie przyda mu się coś na poprawę humoru. Inna sprawa, że Loki lekko przygryzł dolną wargę, przez chwilę walcząc sam ze sobą, by ostatecznie zapytać:
- Twój ojciec... on był taki sam jak ja? - Miał nadzieję, że zrozumie o co mu chodziło. Wiedział, że Widzący mieli nadnaturalnych rodziców, a od Księdza w Kominiarce czuł dość konkretną aurę. I chociaż odpowiedź wydawała się oczywista, to wolał ją mimo wszystko potwierdzić. Jednocześnie zaczął zastanawiać się nad czymś jeszcze.
Z zamyślenia znów wyrwało go pytanie Leviego.
- Możesz zaczynać, no chyba że się boisz - odpowiedział, lekko prowokując, ale tylko leciutko. Wiedział, że nie wszyscy ludzie się na to nabierali. Podejrzewał też, że były żołnierz nie bałby się czegoś tak błahego. A może jednak? Zaraz się okaże.
Obserwował swojego rozmówcę, a potem lekko przechylił głowę. Pociągnął łyk z butelki, by ostatecznie oddać ją O'donnelowi. Zdecydowanie przyda mu się coś na poprawę humoru. Inna sprawa, że Loki lekko przygryzł dolną wargę, przez chwilę walcząc sam ze sobą, by ostatecznie zapytać:
- Twój ojciec... on był taki sam jak ja? - Miał nadzieję, że zrozumie o co mu chodziło. Wiedział, że Widzący mieli nadnaturalnych rodziców, a od Księdza w Kominiarce czuł dość konkretną aurę. I chociaż odpowiedź wydawała się oczywista, to wolał ją mimo wszystko potwierdzić. Jednocześnie zaczął zastanawiać się nad czymś jeszcze.
Z zamyślenia znów wyrwało go pytanie Leviego.
- Możesz zaczynać, no chyba że się boisz - odpowiedział, lekko prowokując, ale tylko leciutko. Wiedział, że nie wszyscy ludzie się na to nabierali. Podejrzewał też, że były żołnierz nie bałby się czegoś tak błahego. A może jednak? Zaraz się okaże.
Levi O'donnel
Uczeń
Przejął butelkę od Johna. Upił z niej ze trzy łyki i odłożył na kamiennym podeście. Czuł zaskoczenie, kiedy padło bardziej dociekliwe pytanie z ust demona.
- Wszystko na to wskazuje. - Odparł beznamiętnie. W otoczeniu nadnaturalnych zdążył wybadać reakcje na własną schedę. Wychodziło na to, że miał demona w rodzinie.
Prowokacje, zwłaszcza dziecinne, nijak działały na Leviego.
- Boję się. O to w tym chodzi. - Przyznał otwarcie. Alkohol jednak częściowo tłumił myśl, żeby zrezygnować z tego zakładu. Czekał jednak na moment, w którym będzie mógł przyłożyć broń do skroni. Czekał i bał się jednocześnie. Adrenalina powoli pompowała się do krwi. Próba wzięcia pod włos O'donnela dała do zrozumienia, że demon najwyraźniej też się wahał.
- Jeśli jedno padnie przed drugim, nie dowiemy się, czy dostaniemy to, o co się założyliśmy. - Stwierdził na głos, znajdując naturę ich problemu. - Zmieńmy nieco zasady gry. - Zaproponował i chwycił rewolwer. Mocno zakręcił bębnem, a potem wcisnął. Na tyle szybko, żeby nie mogli dostrzec, gdzie znajdował się nabój. Podał ją Johnowi.
- Wyceluj we mnie. - Polecił, podchodząc bliżej. Czekał, aż demon przyłoży lufę do jego czoła.
- Wszystko na to wskazuje. - Odparł beznamiętnie. W otoczeniu nadnaturalnych zdążył wybadać reakcje na własną schedę. Wychodziło na to, że miał demona w rodzinie.
Prowokacje, zwłaszcza dziecinne, nijak działały na Leviego.
- Boję się. O to w tym chodzi. - Przyznał otwarcie. Alkohol jednak częściowo tłumił myśl, żeby zrezygnować z tego zakładu. Czekał jednak na moment, w którym będzie mógł przyłożyć broń do skroni. Czekał i bał się jednocześnie. Adrenalina powoli pompowała się do krwi. Próba wzięcia pod włos O'donnela dała do zrozumienia, że demon najwyraźniej też się wahał.
- Jeśli jedno padnie przed drugim, nie dowiemy się, czy dostaniemy to, o co się założyliśmy. - Stwierdził na głos, znajdując naturę ich problemu. - Zmieńmy nieco zasady gry. - Zaproponował i chwycił rewolwer. Mocno zakręcił bębnem, a potem wcisnął. Na tyle szybko, żeby nie mogli dostrzec, gdzie znajdował się nabój. Podał ją Johnowi.
- Wyceluj we mnie. - Polecił, podchodząc bliżej. Czekał, aż demon przyłoży lufę do jego czoła.
Loki
Herold
Pokiwał ze zrozumieniem głową, patrząc jednocześnie na swojego rozmówcę. Nie powinien dopytywać, ale mimo wszystko ciekawość była w nim niespokojna jak płomień świecy na wietrze. Jednocześnie wielka jak stos pogrzebowy. Był ciekaw, bo może by się udało.
- Wiesz o nim cokolwiek? Poza tym że was opuścił? - Nie powinien dociekać, to nie była jego sprawa. A jednocześnie... co tu dużo mówić, polubił tego spokojnego gościa. Loki był... dziwnym demonem. Mogło się wydawać, że nie ma w nim nic ludzkiego, że całe jego człowieczeństwo faktyczne wyparowało na przestrzeni lat i tych wszystkich okropności, których w życiu doświadczył, a to kim się stał sprawiało mu przyjemność. Jednak pozór lubi mamić oczy.
Spojrzał na człowieka, a jego uśmiech stał się dziwny. Z jednej strony twarz Lokiego wyrażała szczere zrozumienie, a jednocześnie coś na kształt rozczulenia. Uniósł rękę, ale zatrzymał ją w połowie drogi i cofnął.
- Nie bój się. Śmierć to tylko jeden z kroków na drodze istnienia duszy - powiedział łagodnym i uspokajającym tonem. Obserwował swojego towarzysza, jego wahanie. To wszystko było... ciekawe, ale i na swój sposób piękne. Ludzkie przywiązanie do życia, strach przed śmiercią.
Uśmiechnął się wesoło.
- To prawda, nie dowiemy się - przyznał z rozbawieniem. A potem znów przechylił lekko głowę, zaciekawiony pomysłem Księdza w Kominiarce. Z lekkim zaskoczeniem przyjął broń, ale tym razem dość szybko połączył kropki, ewentualnie domyślał się o co chodzi mężczyźnie.
- Dobrze - przyłożył lufę do czoła Księdza w Kominiarce bez chwili wahania czy zbędnej zwłoki. Spoglądając dalej z łagodnością i niezmąconym spokojem na swojego towarzysza.
- Wiesz o nim cokolwiek? Poza tym że was opuścił? - Nie powinien dociekać, to nie była jego sprawa. A jednocześnie... co tu dużo mówić, polubił tego spokojnego gościa. Loki był... dziwnym demonem. Mogło się wydawać, że nie ma w nim nic ludzkiego, że całe jego człowieczeństwo faktyczne wyparowało na przestrzeni lat i tych wszystkich okropności, których w życiu doświadczył, a to kim się stał sprawiało mu przyjemność. Jednak pozór lubi mamić oczy.
Spojrzał na człowieka, a jego uśmiech stał się dziwny. Z jednej strony twarz Lokiego wyrażała szczere zrozumienie, a jednocześnie coś na kształt rozczulenia. Uniósł rękę, ale zatrzymał ją w połowie drogi i cofnął.
- Nie bój się. Śmierć to tylko jeden z kroków na drodze istnienia duszy - powiedział łagodnym i uspokajającym tonem. Obserwował swojego towarzysza, jego wahanie. To wszystko było... ciekawe, ale i na swój sposób piękne. Ludzkie przywiązanie do życia, strach przed śmiercią.
Uśmiechnął się wesoło.
- To prawda, nie dowiemy się - przyznał z rozbawieniem. A potem znów przechylił lekko głowę, zaciekawiony pomysłem Księdza w Kominiarce. Z lekkim zaskoczeniem przyjął broń, ale tym razem dość szybko połączył kropki, ewentualnie domyślał się o co chodzi mężczyźnie.
- Dobrze - przyłożył lufę do czoła Księdza w Kominiarce bez chwili wahania czy zbędnej zwłoki. Spoglądając dalej z łagodnością i niezmąconym spokojem na swojego towarzysza.
Levi O'donnel
Uczeń
- Nic poza tym, że jest skurwysynem. - Levi nie owijał w bawełnę. Z reguły używał bardziej wyszukanych słów, niemniej kiedy przychodziło mu do opisania rzeczy krótko, by jak najlepiej oddawały fakty, sięgał przekleństw. Łańcuszkiem myśli cofnął się do wspomnień, kiedy był małym chłopcem i często pytał o ojca. Słyszał wiele wymówek matki. Pierwsza i zarazem najdłuższa była bajka o tym, że ojciec musiał pójść do wojska podczas wybuchu pierwszej wojny. Później, kiedy się skończyła, a on nie wrócił, próbowała wmówić Leviemu, że zmarł. O'donnel długo tego nie kwestionował, przynajmniej do momentu, aż nie zaczął coraz bardziej rozumieć świat, który dział się dookoła i dopóki nie zaczął mieć styczności z personami z aurą. Któregoś dnia został uświadomiony, że był mieszańcem. Nie bezpośrednio, ale długo nie wiedział, jak podjąć ten temat z matką. Niemniej, kiedy zbliżał się osiągnięcia dorosłości, przycisnął ją i dowiedział się, że po prostu ich zostawił. Nie chciała nic o nim mówić. Wolała o nim zapomnieć i zapewne nie chciała dać najmniejszej wskazówki na to, kim był ojciec i gdzie się znajdował. Wszystko po to, by Levi go nigdy nie spotkał. Zadbała o to. I zabrała tę tajemnicę do grobu.
- Dlaczego pytasz? - Spytał, nie mogąc tym razem przymknąć oka na ciekawość demona. Jego głos nie był bynajmniej podejrzliwy, był równie ciekawski, co on sam.
Pocieszne słowa Johna skomentował milczeniem i mętnym spojrzeniem. On, jako członek Zakonu, dokładnie zdawał sobie sprawę, co się działo z duszą po śmierci i wyraźnie odbiegało to od rzeczywistości, którą znał demon. Dla Leviego, wizja dryfowania gdzieś w zaświatach, jako nieśmiertelna dusza, była... Rozczarowująca.
Czując przyłożoną lufę do głowy, Levi przełknął głośno ślinę. Otworzył szerzej oczy, a oddech przyspieszył. Wrócił do czasu, kiedy leciał z Huxleyem na jedną z misji na wyspy Francji. Kiedy spadli i jako niedobitki zostali pochwyceni przez Nazistów. Kiedy stali w lesie, z workami zaciągniętymi na łbach, stojąc tyłem do przeciwnika. Kiedy dochodziły strzały w stronę pierwszych towarzyszy z pułku. Dosłownie ten sam strach. Nie oczekiwał od demona, że będzie się wahać w naciśnięciu spustu. Mógł ufać jego braku człowieczeństwa.
- No dalej, John. Masz jeszcze jakieś pytania? Jako trup nie będę taki rozgadany. - Rzucił w stronę demona.
- Dlaczego pytasz? - Spytał, nie mogąc tym razem przymknąć oka na ciekawość demona. Jego głos nie był bynajmniej podejrzliwy, był równie ciekawski, co on sam.
Pocieszne słowa Johna skomentował milczeniem i mętnym spojrzeniem. On, jako członek Zakonu, dokładnie zdawał sobie sprawę, co się działo z duszą po śmierci i wyraźnie odbiegało to od rzeczywistości, którą znał demon. Dla Leviego, wizja dryfowania gdzieś w zaświatach, jako nieśmiertelna dusza, była... Rozczarowująca.
Czując przyłożoną lufę do głowy, Levi przełknął głośno ślinę. Otworzył szerzej oczy, a oddech przyspieszył. Wrócił do czasu, kiedy leciał z Huxleyem na jedną z misji na wyspy Francji. Kiedy spadli i jako niedobitki zostali pochwyceni przez Nazistów. Kiedy stali w lesie, z workami zaciągniętymi na łbach, stojąc tyłem do przeciwnika. Kiedy dochodziły strzały w stronę pierwszych towarzyszy z pułku. Dosłownie ten sam strach. Nie oczekiwał od demona, że będzie się wahać w naciśnięciu spustu. Mógł ufać jego braku człowieczeństwa.
- No dalej, John. Masz jeszcze jakieś pytania? Jako trup nie będę taki rozgadany. - Rzucił w stronę demona.
Loki
Herold
Nie zdziwiło go to określenie. Chłopiec muszący dorastać bez męskiego wzorca, kobieta pozostawiona z dzieckiem i musząca sobie radzić w tych trudnych czasach. To wydawało się okrutne, zbyt okrutne. Demon, który to uczynił faktycznie zasługiwał na Piekło, jeśli nie na coś gorszego. Loki nienawidził skurwysynów, którzy nie brali odpowiedzialności za swoje działania.
- Bo może go znam - odpowiedział. - A wtedy w ramach pijackiej solidarności mógłby mu skopać dupę.
Tak, był wkurzony. Nie był wzorem cnót, był dupkiem, potrafił być strasznym czarusiem i wykorzystywać co chciał i kogo chciał do swoich celów. Niemniej zawsze brał odpowiedzialność za swoje czyny, bo to było zwyczajnie coś co powinien mężczyzna był zrobić. Wszystkie dzieci, których się kiedykolwiek dorobił - nie było ich wbrew pozorom wiele, skrzętnie o to dbał - miały się dobrze, zapewniał im dostatek ale również od czasu do czasu się z nimi widywał. Teraz wprawdzie nie żył już żaden jego potomek, ale nadal. Dziecko zasługiwało na to, żeby mieć ojca. No chyba, że matka wprost mu powiedziała, że ma wypierdalać i nie chce go widzieć, wtedy chociaż starał się wspomóc ją finansowo, bez ingerowanie w jej wychowanie.
- Oj tam, zaraz jako trup. Może akurat będzie tylko... - pociągnął bez wahania za spust. -Klik.
- Bo może go znam - odpowiedział. - A wtedy w ramach pijackiej solidarności mógłby mu skopać dupę.
Tak, był wkurzony. Nie był wzorem cnót, był dupkiem, potrafił być strasznym czarusiem i wykorzystywać co chciał i kogo chciał do swoich celów. Niemniej zawsze brał odpowiedzialność za swoje czyny, bo to było zwyczajnie coś co powinien mężczyzna był zrobić. Wszystkie dzieci, których się kiedykolwiek dorobił - nie było ich wbrew pozorom wiele, skrzętnie o to dbał - miały się dobrze, zapewniał im dostatek ale również od czasu do czasu się z nimi widywał. Teraz wprawdzie nie żył już żaden jego potomek, ale nadal. Dziecko zasługiwało na to, żeby mieć ojca. No chyba, że matka wprost mu powiedziała, że ma wypierdalać i nie chce go widzieć, wtedy chociaż starał się wspomóc ją finansowo, bez ingerowanie w jej wychowanie.
- Oj tam, zaraz jako trup. Może akurat będzie tylko... - pociągnął bez wahania za spust. -Klik.
Levi O'donnel
Uczeń
Nie potrafił zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Ciemne oczy Leviego próbowały wyczytać, jakie emocje znajdywały się na twarzy demona i nie mógł wyjść z podziwu, jak bardzo teraz przypominał człowieka. Nie szukał człowieka w demonie, choć go znalazł. O'donnel był dobrym obserwatorem i wyczuwał cudze intencje i emocje.
- Prawie się rozczuliłem, John. - Zadrwił z krzywym uśmiechem na twarzy. Jeśli rzeczywiście towarzysz pijackiej niedoli był zdolny do jakichś emocji, to Levi nie wiedział, jak miałby to przyjąć.
Czekał. Patrzył na demona. Nie wiedział, kiedy ten zdecyduje się na wystrzał. Miał nadzieję, że Loki nie będzie posiadać ludzkich odruchów i nie będzie się wahać, ale jednocześnie oczekiwał, że O'donnel będzie mieć trochę więcej czasu na oswojenie się z myślą, że mogła go czekać śmierć. Miał nadzieję, że go zagada - nie bez powodu powiedział to, co powiedział. Kiedy usta Johna układały się w ostatnie słowa... Levi jak na poczekanie zamknął oczy.
Klik.
Otworzył oczy i wziął głęboki oddech. Czuł drżenie w rękach. Obejrzał się po sobie i parsknął pod nosem. Zaśmiał się. Cicho i krótko.
- Ja pierdole... - Powiedział na głębokim wydechu, kiedy powoli do niego docierało, że jednak żył. Ulga mieszała się z adrenaliną. Zwrócił swoje spojrzenie na Johna. Wyciągnął dłoń po rewolwer. Kiedy go dostał, wyciągnął bębenek, zakręcił mocno i wsadził z powrotem. Potem przyłożył lufę do czoła Johna.
- ...Zastanawiam się, czy naprawdę cieszyłby cię pogrążony w chaosie świat. Kiedy rzeczy wymykają się spod kontroli, wszystko może pójść nie po twojej myśli. Łatwo potknąć się o własne nogi. Co by ci to dało? - Spytał, nie pociągając jeszcze za spust. Najwyraźniej czas oddania strzału miał być niespodzianką.
- Prawie się rozczuliłem, John. - Zadrwił z krzywym uśmiechem na twarzy. Jeśli rzeczywiście towarzysz pijackiej niedoli był zdolny do jakichś emocji, to Levi nie wiedział, jak miałby to przyjąć.
Czekał. Patrzył na demona. Nie wiedział, kiedy ten zdecyduje się na wystrzał. Miał nadzieję, że Loki nie będzie posiadać ludzkich odruchów i nie będzie się wahać, ale jednocześnie oczekiwał, że O'donnel będzie mieć trochę więcej czasu na oswojenie się z myślą, że mogła go czekać śmierć. Miał nadzieję, że go zagada - nie bez powodu powiedział to, co powiedział. Kiedy usta Johna układały się w ostatnie słowa... Levi jak na poczekanie zamknął oczy.
Klik.
Otworzył oczy i wziął głęboki oddech. Czuł drżenie w rękach. Obejrzał się po sobie i parsknął pod nosem. Zaśmiał się. Cicho i krótko.
- Ja pierdole... - Powiedział na głębokim wydechu, kiedy powoli do niego docierało, że jednak żył. Ulga mieszała się z adrenaliną. Zwrócił swoje spojrzenie na Johna. Wyciągnął dłoń po rewolwer. Kiedy go dostał, wyciągnął bębenek, zakręcił mocno i wsadził z powrotem. Potem przyłożył lufę do czoła Johna.
- ...Zastanawiam się, czy naprawdę cieszyłby cię pogrążony w chaosie świat. Kiedy rzeczy wymykają się spod kontroli, wszystko może pójść nie po twojej myśli. Łatwo potknąć się o własne nogi. Co by ci to dało? - Spytał, nie pociągając jeszcze za spust. Najwyraźniej czas oddania strzału miał być niespodzianką.
Loki
Herold
Roześmiał się, gdy rozległo się głuche kliknięcie opadającego mechanizmu. To dopiero były emocje. Możliwość zabicia kogoś zawsze wywoływała miłe dreszcze, a świadomość że to jeszcze nie ten moment sprawiał, że czekanie było jeszcze zabawniejsze. Oczekiwanie tego momentu, kiedy jednak mechanizm zaskoczy, jak powinien i pośle kulę przez ciało. To dopiero była ciekawa zabawa.
- Oj tak, są emocje - przytaknął rozbawiony, a potem oddał swoją zabaweczkę Leviemu. Czy się bał? Ani trochę. Czuł jednak, jak krew buzuje w ciele, jak serce dudni w piersi. Czuł się jak na rauszu, co było jeszcze w tym momencie zabawniejsze. Czy to normalne, by ktoś igrał aż tak z własnym istnieniem? Raczej nie. Jednak jak już było wspomniane, Lokiemu daleko było do normalności.
Przymknął oczy i wziął głęboki oddech w czasie jak Levi mówił. Przez chwilę rozkoszował się lodowatym powietrzem, które zmroziło cały układ oddechowy, dziwnym zapachem towarzyszącym takim miejscom, jak cmentarz. Nasłuchiwał głosu swojego towarzysza, który w tym momencie wydawał się naprawdę melodyjny, a może zawsze taki był?
- Co by mi to dało? To proste. Zmianę. Coś by się zmieniło, a tego świat potrzebuje żeby istnieć. Ciągłych zmian. Bo w życiu można być pewnym tylko dwóch rzeczy: zmian i śmierci. - Odpowiedział ze wzruszeniem ramion. - Poza tym... już tyle razy rzeczy nie poszło po mojej myśli, tyle razy się już potknąłem, że od tego wszystkiego, aż wyrosły mi skrzydła.
Roześmiał się szczerze.
- Oj tak, są emocje - przytaknął rozbawiony, a potem oddał swoją zabaweczkę Leviemu. Czy się bał? Ani trochę. Czuł jednak, jak krew buzuje w ciele, jak serce dudni w piersi. Czuł się jak na rauszu, co było jeszcze w tym momencie zabawniejsze. Czy to normalne, by ktoś igrał aż tak z własnym istnieniem? Raczej nie. Jednak jak już było wspomniane, Lokiemu daleko było do normalności.
Przymknął oczy i wziął głęboki oddech w czasie jak Levi mówił. Przez chwilę rozkoszował się lodowatym powietrzem, które zmroziło cały układ oddechowy, dziwnym zapachem towarzyszącym takim miejscom, jak cmentarz. Nasłuchiwał głosu swojego towarzysza, który w tym momencie wydawał się naprawdę melodyjny, a może zawsze taki był?
- Co by mi to dało? To proste. Zmianę. Coś by się zmieniło, a tego świat potrzebuje żeby istnieć. Ciągłych zmian. Bo w życiu można być pewnym tylko dwóch rzeczy: zmian i śmierci. - Odpowiedział ze wzruszeniem ramion. - Poza tym... już tyle razy rzeczy nie poszło po mojej myśli, tyle razy się już potknąłem, że od tego wszystkiego, aż wyrosły mi skrzydła.
Roześmiał się szczerze.
Levi O'donnel
Uczeń
Śmiech Leviego był wystarczającym dowodem, że się bawił. Sam fakt, że doprowadził do sytuacji, w której oboje teraz stali na cmentarzu i bawili się bronią, świadczył o braku normalności. Nie mógł być normalny. Nie po przeżyciu wojny.
Docisnął lufę do czoła Johna, kiedy ten zaczął odpowiadać. Levi słuchał z beznamiętną na powrót twarzą, choć ciemne oczy dalej błyskały żywotnością. Nic tak bardzo nie przywracało go do życia, jak poczucie zagrożenia śmierci. Demon dzielił teraz jego tajemnicę, którą bynajmniej nie podzielił się werbalnie. Loki mógł jednak snuć wnioski.
- Ja wolę porządek. Zmiany kształtują nowy ład i są potrzebne, nieuniknione. Wygląda na to, że jedno bez drugiego nie może istnieć. - Wtrącił swoje przemyślenia lekkim tonem. Potem uśmiechnął się, gdy Loki wspomniał o ilości jego potknięć. - No popatrz. Zapewne było ich tak wiele, że można byłoby napisać o tym... Książkę? - Spytał, uśmiechając się lekko. Pytanie nie wymagało odpowiedzi. Stanowiło jedynie subtelne nawiązanie do literackich skłonności Johna, o których wspomniał jeszcze w barze.
Nim ten zdołał cokolwiek odpowiedzieć, Levi w końcu pociągnął za spust.
Docisnął lufę do czoła Johna, kiedy ten zaczął odpowiadać. Levi słuchał z beznamiętną na powrót twarzą, choć ciemne oczy dalej błyskały żywotnością. Nic tak bardzo nie przywracało go do życia, jak poczucie zagrożenia śmierci. Demon dzielił teraz jego tajemnicę, którą bynajmniej nie podzielił się werbalnie. Loki mógł jednak snuć wnioski.
- Ja wolę porządek. Zmiany kształtują nowy ład i są potrzebne, nieuniknione. Wygląda na to, że jedno bez drugiego nie może istnieć. - Wtrącił swoje przemyślenia lekkim tonem. Potem uśmiechnął się, gdy Loki wspomniał o ilości jego potknięć. - No popatrz. Zapewne było ich tak wiele, że można byłoby napisać o tym... Książkę? - Spytał, uśmiechając się lekko. Pytanie nie wymagało odpowiedzi. Stanowiło jedynie subtelne nawiązanie do literackich skłonności Johna, o których wspomniał jeszcze w barze.
Nim ten zdołał cokolwiek odpowiedzieć, Levi w końcu pociągnął za spust.
Loki
Herold
Naprawdę zachowywali się, jakby mieli nierówno pod sufitem. Gdyby ktoś ich teraz zobaczył na pewno nie skończyłoby się na policji, a na wzywaniu psychiatry i zamknięciu ich w psychiatryku. O ile oczywiście nie bałby się podejść z powodu broni, którą mieli. Osoby niepoczytalne były bardzo niebezpieczne z bronią w ręku. Nie bardziej niż żołnierz, który chce po prostu przeżyć na wojnie, ale mniejsza o to.
Tajemnice są po to, by dobrze je wykorzystać lub zabrać ze sobą do grobu. Jedno z dwóch się dziś wydarzy, ciekawe które.
- Jak to mówią, równowaga w przyrodzie musi być. Chaos niestety w końcu przeradza się w ład, do kolejna z ważnych zmian - Widział kilka takich w swoim życiu i za każdym razem obserwował je z zapartym tchem i zachwytem godnym dziecka. Zawsze go ciekawiło, jaki ład narodzi się akurat tym razem.
Kliknięcie rozległo się tak nagle, że Loki zaskoczony otworzył oczy i spojrzał na Leviego, by potem znów wesoło się roześmiać.
- Tak, zdecydowanie można by napisać książkę i to niejedną - przyznał z rozbawieniem. Nim przejął rewolwer sięgnął sobie po butelkę whisky i zwilżył gardło. Podał ją swojemu towarzyszowi, w razie gdyby jemu również od tych emocji zrobiło się gorąco lub zaschło w gardle. W tej chwili nawet mróz nie był w stanie zepsuć dobrego humoru Lokiego.
- W ogóle... wypadałoby się w końcu do rzeczy przedstawić - stwierdził, gdy przejął rewolwer. Trzymając go prawą ręką, oparł broń na swojej lewej piersi i lekko się skłonił. - Jestem Loki. I mam nadzieję, że się wspaniale bawisz.
Po tych słowach wymierzył w czoło Leviego. Niech zabawa trwa, jak najdłużej.
Tajemnice są po to, by dobrze je wykorzystać lub zabrać ze sobą do grobu. Jedno z dwóch się dziś wydarzy, ciekawe które.
- Jak to mówią, równowaga w przyrodzie musi być. Chaos niestety w końcu przeradza się w ład, do kolejna z ważnych zmian - Widział kilka takich w swoim życiu i za każdym razem obserwował je z zapartym tchem i zachwytem godnym dziecka. Zawsze go ciekawiło, jaki ład narodzi się akurat tym razem.
Kliknięcie rozległo się tak nagle, że Loki zaskoczony otworzył oczy i spojrzał na Leviego, by potem znów wesoło się roześmiać.
- Tak, zdecydowanie można by napisać książkę i to niejedną - przyznał z rozbawieniem. Nim przejął rewolwer sięgnął sobie po butelkę whisky i zwilżył gardło. Podał ją swojemu towarzyszowi, w razie gdyby jemu również od tych emocji zrobiło się gorąco lub zaschło w gardle. W tej chwili nawet mróz nie był w stanie zepsuć dobrego humoru Lokiego.
- W ogóle... wypadałoby się w końcu do rzeczy przedstawić - stwierdził, gdy przejął rewolwer. Trzymając go prawą ręką, oparł broń na swojej lewej piersi i lekko się skłonił. - Jestem Loki. I mam nadzieję, że się wspaniale bawisz.
Po tych słowach wymierzył w czoło Leviego. Niech zabawa trwa, jak najdłużej.
Levi O'donnel
Uczeń
Na pewno znalazłoby się kilka rzeczy w Levim, które byłyby powodem wciśnięcia go do psychiatryka. Prawdopodobnie nie był jedynym, który tego by potrzebował. Wojna rodziła wiele skrzywionych jednostek. O'donnel na pewno nie był tym zdrowym. O tym świadczyła, na pierwszy rzut oka, kominiarka zakrywająca jego twarz. Miał wiele słabości. Był tylko człowiekiem.
- Ład zawsze będzie następstwem twoich pragnień. - Dodał tylko, nie odciągając wzroku. Dobro i zło musiało istnieć i ze sobą współpracować. Najwyraźniej tak działał świat.
Klik. Nie było wystrzału, zamiast tego, głuche kliknięcie mechanizmu. Uśmiechnął się lekko. John natomiast zachowywał zimną krew wobec ryzyka śmierci. Zaczął odpowiadać niewzruszony tym, że właśnie mógł mieć wpakowaną kulkę w łeb. Podał oczywiście rewolwer demonowi i przejął od niego butelkę whisky. Czuł niezwykłą chęć zapalenia papierosa. Pociągnął najpierw trunku, a potem wyciągnął paczkę, żeby włożyć tytoniową zwijkę w usta i odpalić. Zaciągnął się dymem, spoglądając ciemnymi oczami na Lokiego, który zdecydował się przedstawić. Levi zaciągnął się dymem, obserwując zachowanie Lokiego. Zamiast czekać na przyłożenie lufy, wyciągnął paczkę w jego stronę. A nuż, może też potrzebował zapalić. Schował paczkę, gdy się poczęstował - albo i nie.
- Levi O'donnel. - Przedstawił się również z imienia, wcześniej przedstawiając się jedynie z nazwiska. Otworzył usta, żeby coś odpowiedzieć, ale zawahał się przez chwilę. Dopiero, gdy dostrzegł, jak Loki przykłada lufę do jego czoła, uśmiechnął się ponownie. Złapał go za dłoń, która trzymała rewolwer, chcąc docisnąć lufę bardziej do własnego czoła.
- Dawno się tak nie bawiłem. - Przyznał otwarcie Levi, przymykając delikatnie powieki. A może odejdzie z tego świata? Może to ostatni raz, jak miał okazję otworzyć gębę, żeby się odezwać? - Powiedz, John. Czujesz cokolwiek, kiedy we mnie celujesz?
- Ład zawsze będzie następstwem twoich pragnień. - Dodał tylko, nie odciągając wzroku. Dobro i zło musiało istnieć i ze sobą współpracować. Najwyraźniej tak działał świat.
Klik. Nie było wystrzału, zamiast tego, głuche kliknięcie mechanizmu. Uśmiechnął się lekko. John natomiast zachowywał zimną krew wobec ryzyka śmierci. Zaczął odpowiadać niewzruszony tym, że właśnie mógł mieć wpakowaną kulkę w łeb. Podał oczywiście rewolwer demonowi i przejął od niego butelkę whisky. Czuł niezwykłą chęć zapalenia papierosa. Pociągnął najpierw trunku, a potem wyciągnął paczkę, żeby włożyć tytoniową zwijkę w usta i odpalić. Zaciągnął się dymem, spoglądając ciemnymi oczami na Lokiego, który zdecydował się przedstawić. Levi zaciągnął się dymem, obserwując zachowanie Lokiego. Zamiast czekać na przyłożenie lufy, wyciągnął paczkę w jego stronę. A nuż, może też potrzebował zapalić. Schował paczkę, gdy się poczęstował - albo i nie.
- Levi O'donnel. - Przedstawił się również z imienia, wcześniej przedstawiając się jedynie z nazwiska. Otworzył usta, żeby coś odpowiedzieć, ale zawahał się przez chwilę. Dopiero, gdy dostrzegł, jak Loki przykłada lufę do jego czoła, uśmiechnął się ponownie. Złapał go za dłoń, która trzymała rewolwer, chcąc docisnąć lufę bardziej do własnego czoła.
- Dawno się tak nie bawiłem. - Przyznał otwarcie Levi, przymykając delikatnie powieki. A może odejdzie z tego świata? Może to ostatni raz, jak miał okazję otworzyć gębę, żeby się odezwać? - Powiedz, John. Czujesz cokolwiek, kiedy we mnie celujesz?
Loki
Herold
Po chaosie zawsze musi nastąpić ład i porządek. Jedno potrzebowało drugiego żeby istnieć. I tak poniekąd było ze wszystkim, bez Nieba nie ma Piekła, a bez Aniołów nie ma Demonów. Odwieczna walka musi trwać, bo tylko wtedy panuje harmonia i równowaga sił.
Wyzbył się strachu przed śmiercią już jakiś czas temu. Nie wynikało to jednak z przeświadczenia, że nigdy nie umrze. Był doskonale świadom tego, jak łatwo jest zabić demona, jeśli ktoś się naprawdę przyłoży albo ma ku temu odpowiednie warunki. Zaprzestanie istnienia było proste, ale nie należało się tego bać. Każdy kiedyś przestanie istnieć. W tym jednak przypadku... utrata ludzkiej powłoki byłaby trochę upierdliwa, ale nie oznaczała ona definitywnego końca. Wciąż miał drugą i trzecią i pięćdziesiątą szanse na poprawę lub pogorszenie.
Tym razem się nie poczęstował, za dobrze się bawił i chociaż mieszanie przyjemności było naturalne dla hedonistycznych demonów, tak on lubił sobie to wszystko dawkować, skupiać się na jednego rodzaju przyjemności. Alkoholu nie odmówił, ani nie odmówi, bo to coś co tylko poprawiało wszystkie doznania, rozmywając je i sprawiając, że to wszystko było jak fala, która dodatkowo obmywała wszystkie receptory.
Nie powinien, a jednak zdziwił się, kiedy mężczyzna chwycił go za rękę. Cel był jasny, ale nadal było to zaskakujące.
- Myślałem, że podobnie jak niektórzy skrzydlaci masz wstręt przed dotykaniem - mogło to być powiedziane trochę nad wyraz, ale miał wrażenie że w tych czasach ludzie strasznie dbali o przestrzeń osobistą, strasznie bali się dotyku, który nie zawsze musiał być zły.
- Zatem wzbudziłem w tobie emocje, skoro się tak dobrze bawisz - roześmiał się. Nic nie smakuje tak dobrze, jak wygrana zakładu. Nie zamierzał jednak być wredny i się tym chełpić. Po prostu stwierdził, że warunek został spełniony, a zabawa zdecydowanie powinna trwać dalej.
Przechylił lekko głowę za sprawą tego, jakże niespodziewanego pytania. Czy czuje cokolwiek?
- Ekscytacje... ciekawość... i może... wdzięczność, że mogę być tu razem z tobą i dobrze się bawić - ostatniego nie był pewien, ale na pewno dobrze się bawił, mogąc pociągnąć po raz kolejny za spust. Co właśnie zrobił.
Wyzbył się strachu przed śmiercią już jakiś czas temu. Nie wynikało to jednak z przeświadczenia, że nigdy nie umrze. Był doskonale świadom tego, jak łatwo jest zabić demona, jeśli ktoś się naprawdę przyłoży albo ma ku temu odpowiednie warunki. Zaprzestanie istnienia było proste, ale nie należało się tego bać. Każdy kiedyś przestanie istnieć. W tym jednak przypadku... utrata ludzkiej powłoki byłaby trochę upierdliwa, ale nie oznaczała ona definitywnego końca. Wciąż miał drugą i trzecią i pięćdziesiątą szanse na poprawę lub pogorszenie.
Tym razem się nie poczęstował, za dobrze się bawił i chociaż mieszanie przyjemności było naturalne dla hedonistycznych demonów, tak on lubił sobie to wszystko dawkować, skupiać się na jednego rodzaju przyjemności. Alkoholu nie odmówił, ani nie odmówi, bo to coś co tylko poprawiało wszystkie doznania, rozmywając je i sprawiając, że to wszystko było jak fala, która dodatkowo obmywała wszystkie receptory.
Nie powinien, a jednak zdziwił się, kiedy mężczyzna chwycił go za rękę. Cel był jasny, ale nadal było to zaskakujące.
- Myślałem, że podobnie jak niektórzy skrzydlaci masz wstręt przed dotykaniem - mogło to być powiedziane trochę nad wyraz, ale miał wrażenie że w tych czasach ludzie strasznie dbali o przestrzeń osobistą, strasznie bali się dotyku, który nie zawsze musiał być zły.
- Zatem wzbudziłem w tobie emocje, skoro się tak dobrze bawisz - roześmiał się. Nic nie smakuje tak dobrze, jak wygrana zakładu. Nie zamierzał jednak być wredny i się tym chełpić. Po prostu stwierdził, że warunek został spełniony, a zabawa zdecydowanie powinna trwać dalej.
Przechylił lekko głowę za sprawą tego, jakże niespodziewanego pytania. Czy czuje cokolwiek?
- Ekscytacje... ciekawość... i może... wdzięczność, że mogę być tu razem z tobą i dobrze się bawić - ostatniego nie był pewien, ale na pewno dobrze się bawił, mogąc pociągnąć po raz kolejny za spust. Co właśnie zrobił.
Levi O'donnel
Uczeń
Stwierdzenie Lokiego go zdziwiło, ale nie na tyle, by zabrać rękę. W przypadku O'donnela był to odruch wywołany ekscytacją i niecierpliwością. Dotyk sam w sobie nie miał być... Dotykiem.
- Nie, jeśli to ja mam kontrolę. - Cokolwiek to znaczyło. Z ust Leviego nic nie mogło brzmieć jak słodka pokusa, a zamiast tego w jego głosie mogło się przebijać pokłosie bycia porucznikiem.
- Tak. - Przytaknął z uśmiechem na twarzy. Trzymając jedną dłonią rękę Johna, drugą popalał sobie papierosa. W końcu demon odpowiedział mu na pytanie, a odpowiedzi przyniosły kolejne pytania.
- Wdzięczność? - Powtórzył Levi wyraźnie zaskoczony tą emocją. - A ja czuję-
Nie dokończył.
Wystrzał rozległ się po cmentarzysku wzbudzając pobliskie ptaszyska do ucieczki. Wrony zaczęły swój lament, zapewne jako zapowiedź zbliżającej się Kostuchy.
Głowa ciemnookiego odchyliła się do tyłu, powieki oczu rozchyliły się, a spojrzenie stało się jeszcze bardziej mętne. Opadł na plecy, papieros wyślizgnął się z zacisku palców.
Tyle jego.
- Nie, jeśli to ja mam kontrolę. - Cokolwiek to znaczyło. Z ust Leviego nic nie mogło brzmieć jak słodka pokusa, a zamiast tego w jego głosie mogło się przebijać pokłosie bycia porucznikiem.
- Tak. - Przytaknął z uśmiechem na twarzy. Trzymając jedną dłonią rękę Johna, drugą popalał sobie papierosa. W końcu demon odpowiedział mu na pytanie, a odpowiedzi przyniosły kolejne pytania.
- Wdzięczność? - Powtórzył Levi wyraźnie zaskoczony tą emocją. - A ja czuję-
Nie dokończył.
Wystrzał rozległ się po cmentarzysku wzbudzając pobliskie ptaszyska do ucieczki. Wrony zaczęły swój lament, zapewne jako zapowiedź zbliżającej się Kostuchy.
Głowa ciemnookiego odchyliła się do tyłu, powieki oczu rozchyliły się, a spojrzenie stało się jeszcze bardziej mętne. Opadł na plecy, papieros wyślizgnął się z zacisku palców.
Tyle jego.
Loki
Herold
Mrugnął zaskoczony, kiedy rozległ się huk towarzyszący wystrzałowi z broni. Od razu puścił ją tylko po to, by złapać upadającego towarzysza zabawy. Pochwycił martwe ciało i ostrożnie odłożył je na ziemię. Sam po krótkiej chwili również usiadł na ziemi na pozór spokojnie, w rzeczywistości buzowała w nim radość, ekscytacja i faktycznie wdzięczność. Aż od tego wszystkiego zakręciło mu się w głowie. Ludzkie ciało było takie... delikatne, jeśli chodziło o te wszystkie, mocne uczucia. Chociaż dobrego tyle, że chociaż pozwalało na jakiekolwiek uczucia.
Wyciągnął swoją paczkę papierosów, a z niej wydobył jednego, którego zaraz zapalił. Zaciągnął się mocno, pozwalając by ciepło tych wszystkich doznań wymieszało się z dawką nikotyny.
- Szkoda, że nie będziesz tego pamiętać - mruknął. Siedział i czekał, cóż lepszego miał do roboty? W sumie mógł sobie iść, ale nie. Za dobrze mu tutaj było.
Wyciągnął swoją paczkę papierosów, a z niej wydobył jednego, którego zaraz zapalił. Zaciągnął się mocno, pozwalając by ciepło tych wszystkich doznań wymieszało się z dawką nikotyny.
- Szkoda, że nie będziesz tego pamiętać - mruknął. Siedział i czekał, cóż lepszego miał do roboty? W sumie mógł sobie iść, ale nie. Za dobrze mu tutaj było.
Śmierć
Śmierć
Jonathan Blythe
I błądząc, w okno uśpione
liśćmi krwawymi się rzucę
i wrócę do ciebie czarnym upiorem,
na pewno wrócę
liśćmi krwawymi się rzucę
i wrócę do ciebie czarnym upiorem,
na pewno wrócę
43 lata / eony
80 kg
185 cm
0
Przenikliwe spojrzenie ciemnych oczu, sięgające gdzieś daleko w głąb cielesnej powłoki rozmówcy. Lodowato zimne dłonie, nieco nieprzyjemne w dotyku. Zawsze nienaganny ubiór. Aura, która może być widoczna dla nadnaturalnych jest niezwykle słaba, zabarwiona na szary odcień.
46
25/05/2024
Levi nie widział światła.
Kula przeszyła ciało, pozostawiając zionącą czarną dziurę, przez którą uciekało życie. Ptaki zerwały się z drzew, spłoszone hukiem wystrzału. Krakanie wron ucichło, a powietrze wokół zamarło, zgęstniało, zacisnęło się wokół postaci Loki’ego, jakby próbowało oddzielić go od ciała martwego Łowcy. Po jałowej ziemi zaczęły przebiegać cienie, sunąc tuż pod stopami Demona, niemal jak senna mara, niedoścignione fatum. W końcu czerń zaczęła formować się w sylwetkę, zgarbioną i zakapturzoną postać, przerażająco realną, dostępną na wyciągnięcie ręki, a zarazem kompletnie odległą. Mroczny Kosiarz wyprostował się, przewyższając Herolda o głowę. Spod kaptura spoglądała na niego jedynie głęboka czerń, pustka jakiej Loki nigdy wcześniej nie mógł poczuć, niebyt i niemoc całego Limbo. Przestroga przypominająca o tym, że choć pociągnąć za spust i zabić człowieka jest prosto, dobrze, że daje to poczucie władzy, wciąż są istoty, które czuwają nad ładem. Jeśli Demon posunie się za daleko, naruszy delikatną równowagę rządzącą Wszechświatem, Sędzia przyjdzie i po niego. Tym razem jednak nie stanowił celu.
Oczy Levi’ego były szeroko rozwarte, zdziwione, ale zupełnie ślepe na otaczający go świat. Umysł się wyłączył, pozostawiając ciało w agonalnym stanie. Krew wsiąkała w ziemię na Cmentarzysku, tworząc wokół głowy mężczyzny smętną aureolę. Śmierć pochyliła się nad nim, łapiąc wątłą szyję w dłonie powleczone w rękawice. Chłód jaki pozostawił po sobie ten dotyk był wyczuwalny nawet przez martwego Levi’ego. Palce Kostuchy przemknęły po szczęce, by zatrzymać się tuż przy dziurze utworzonej przez kulę. Rany zaczęły się goić, pozostawiając jedynie kolejną bliznę na oszpeconej twarzy Łowcy. Mętna powłoka przysłaniająca oczy także zniknęła i przez chwilę O’donnel mógł zobaczyć puste oczy Śmierci. W otępionym umyśle rozległ się cichy szept, chłodny i gniewny, który formował się w słowa; nie będzie litości dla głupców.
Wiatr poruszył gałęziami ogołoconych drzew. Zakapturzona postać rozmyła się, znikając w przeciągu jednego mrugnięcia, pozostawiając po sobie jedynie chłód i martwą ciszę. Posiniałe usta Levi’ego łapczywie nabrały powietrza, które lodowatym uderzeniem napełniło płuca. Krew, która mogłaby zdradzać przebieg wydarzeń napoiła ziemię, znikając całkowicie. Łowca nie będzie pamiętał żadnej z rzeczy, które wydarzyły się przed momentem – ani kuli przeszywającej ciało, ani postaci Mrocznego Kosiarza. Wystrzał musiał nie być celny, jedynie musnął skórę, pozostawiając w głowie nieprzyjemne pulsowanie i szum. Słodka niepamięć miała uchronić go przed konsekwencjami bliskości odejścia.
Och, jest jedna rzecz, którą Levi mógł odnaleźć w podświadomości. Zdanie wypowiedziane nieznanym głosem, niemal jakby to własny umysł próbował mu coś przekazać. Nie będzie litości dla głupców.
@Levi O'donnel @Loki
Levi O'donnel
Uczeń
Nie trwał w słodkiej i chłodnej pustce za długo. Właściwie, całe zajście było jak mrugnięcie okiem. W jednej chwili stał i coś mówił, w drugiej...
Nabierając potężny haust powietrza, podniósł się do pozycji siedzącej.
- ...Ulgę. - Wypowiedział szeptem, błądząc spojrzeniem po trawie. Nawet nie zastanawiał się nad sensem własnych słów. Nieświadomy był, iż właśnie przez przypadek dokończył to, co miał powiedzieć jeszcze przed... Czym? Spojrzał pytająco na Lokiego, kiedy znaczna część wspomnień dotarła do niego. Nie rozumiał tylko, co się właśnie wydarzyło. I te słowa, które non stop rozbrzmiewały w jego głowie. Nie będzie litości dla głupców...
Błądząc dalej, dostrzegł papierosa, który dalej jarzył się ogniem. Sięgnął po niego i wsadził w spierzchnięte usta. Wiedziony dziwnym przeczuciem, przytknął dłoń do czoła. Nie wyczuwszy dziury w kominiarce, zmarszczył brwi.
- Chyba... - Zaczął zachrypniętym głosem. Odkaszlnął. - ...Za bardzo się spiłem. - Stwierdził, podnosząc się ostrożnie z ziemi. Alkohol wrzał we krwi. Spojrzał na rzeźbę kosiarza, tym razem zatrzymując dłuższe spojrzenie. Czuł, że coś właśnie zostało mu odebrane. Że właśnie coś przyszło i odebrało jego zabawę.
- Czegoś... Brakuje. - Mruknął, zerkając na Johna wyczekująco.
Nabierając potężny haust powietrza, podniósł się do pozycji siedzącej.
- ...Ulgę. - Wypowiedział szeptem, błądząc spojrzeniem po trawie. Nawet nie zastanawiał się nad sensem własnych słów. Nieświadomy był, iż właśnie przez przypadek dokończył to, co miał powiedzieć jeszcze przed... Czym? Spojrzał pytająco na Lokiego, kiedy znaczna część wspomnień dotarła do niego. Nie rozumiał tylko, co się właśnie wydarzyło. I te słowa, które non stop rozbrzmiewały w jego głowie. Nie będzie litości dla głupców...
Błądząc dalej, dostrzegł papierosa, który dalej jarzył się ogniem. Sięgnął po niego i wsadził w spierzchnięte usta. Wiedziony dziwnym przeczuciem, przytknął dłoń do czoła. Nie wyczuwszy dziury w kominiarce, zmarszczył brwi.
- Chyba... - Zaczął zachrypniętym głosem. Odkaszlnął. - ...Za bardzo się spiłem. - Stwierdził, podnosząc się ostrożnie z ziemi. Alkohol wrzał we krwi. Spojrzał na rzeźbę kosiarza, tym razem zatrzymując dłuższe spojrzenie. Czuł, że coś właśnie zostało mu odebrane. Że właśnie coś przyszło i odebrało jego zabawę.
- Czegoś... Brakuje. - Mruknął, zerkając na Johna wyczekująco.
Loki
Herold
Przeszedł go lodowaty dreszcz, taki, który wstrząsnął całym jego jestestwem. Wiedział, że na świecie są istoty potężniejsze od Demonów, nie podlegające tym samym zasadom gry, co oni. I właśnie nadszedł jego czas by spotkać taką istotę. Odsunął się, czując dziwną presję na swoje ciało, a potem zadarł wysoko głowę by spojrzeć na Śmierć. Strach mieszał się z ekscytacją tak wielką, że to będzie cud jak nie wysiądzie mu ludzkie serce. To tłukło się jak ptak zamknięty pierwszy raz w klatce i chcący się za wszelką cenę wyrwać na wolność.
Obserwował uważnie, to co miało miejsce. Podziwiał w jakimś stopniu kunszt samej Śmierci.
Dopiero, kiedy Levi nagle usiadł sam zamrugał i znów zbliżył się do mężczyzny. Uśmiechnął się do niego lekko, chociaż na jego twarzy malowało się również dobrze odegrane zmartwienie.
- Chyba tak, bo nagle cię wyłączyło - stwierdził kręcąc lekko głową. Z trudem ukrywał rozbawienie, które ostatecznie wykiełkowało w postaci uśmiechu. Wstał podobnie jak Levi, zanim jednak to zrobił wziął z ziemi rewolwer. Również podniósł krótko spojrzenie na rzeźbę kosiarza, jakby chcąc sprawdzić, co takiego widzi tam Levi. Niestety rzeźba wyglądała dokładnie tak samo, jak w chwili w której przybyli na cmentarz.
Spojrzał na swojego rozmówcę i rozejrzał się dookoła.
- Czego? - Zapytał. Skończył palić papierosa i rzucił niedopałek na ziemię, zdeptał go. - Rewolwer nadal mam ja. A whisky leży tutaj.
Wskazał butelkę, która leżała bezpiecznie na ziemi i pokazał rewolwer, który trzymał w ręce. Czego jeszcze mogło brakować? Przechylił zaciekawiony głowę.
Obserwował uważnie, to co miało miejsce. Podziwiał w jakimś stopniu kunszt samej Śmierci.
Dopiero, kiedy Levi nagle usiadł sam zamrugał i znów zbliżył się do mężczyzny. Uśmiechnął się do niego lekko, chociaż na jego twarzy malowało się również dobrze odegrane zmartwienie.
- Chyba tak, bo nagle cię wyłączyło - stwierdził kręcąc lekko głową. Z trudem ukrywał rozbawienie, które ostatecznie wykiełkowało w postaci uśmiechu. Wstał podobnie jak Levi, zanim jednak to zrobił wziął z ziemi rewolwer. Również podniósł krótko spojrzenie na rzeźbę kosiarza, jakby chcąc sprawdzić, co takiego widzi tam Levi. Niestety rzeźba wyglądała dokładnie tak samo, jak w chwili w której przybyli na cmentarz.
Spojrzał na swojego rozmówcę i rozejrzał się dookoła.
- Czego? - Zapytał. Skończył palić papierosa i rzucił niedopałek na ziemię, zdeptał go. - Rewolwer nadal mam ja. A whisky leży tutaj.
Wskazał butelkę, która leżała bezpiecznie na ziemi i pokazał rewolwer, który trzymał w ręce. Czego jeszcze mogło brakować? Przechylił zaciekawiony głowę.