1 miesiąc na forum = dwa miesiące realne.
Levi O'donnel
Uczeń
O'donnel nie dostał odpowiedzi od Lokiego. Może o to chodziło w ich nietypowej relacji? O tą całą... Niewiadomą? Łowca jednak postawił na to, że demon zjawi się na zaproszenie, przygotował to, czego namiastkę zdołał zawrzeć w treści listu.
Mieszkanie było czyste, schludne, nie licząc oczywiście niewielkiego nieładu świadczącego o codziennym przebywaniu w lokum. Wojna Światów leżała na stole w salonie, obok niej kubek niedopitej i zimnej kawy. Z radia dobiegały rytmiczne dźwięki paskudnego jazzu. Z dwojga złego, wolał już to niż absolutną ciszę, której nie potrafił znieść. Nawet wolał czytać do jazzu. Gdyby tylko się dało, chciałby zatrzymać rozbrzmiewanie muzyki w radiu na taką, jaka mu się podobała. Niestety, country rzadziej dochrapywało się do audycji.
Levi przez dłuższy czas przygotowywał w kuchni to, co miał w planie. Wkrótce na stole w salonie zawitała mniejsza wersja ruletki, kieliszki, wódka czystej. Te drugie były już napełnione. Ewentualne specyfiki, które miały stanowić niespodziankę wieczoru, zostały w kuchni. Levi co nieco się pobawił z proporcjami, ale miał na uwadze, że przyszło mu pić z pomiotem piekielnym. Zatem, jeśli tylko Loki zjawił się w progu drzwi i doszedł do salonu, mógł wyczuć drażniący zapach wody święconej. Pytanie tylko, czy ufał Łowcy na tyle, że nie uznać tego za zasadzkę.
Ale komu nie zaufać bardziej, jak temu, komu powierzyło się w ręce własne życie?
- John. - Przywitał gościa, wpuszczając go do domu. Progi domu nie były posypane solą, więc mógł bezpiecznie przejść. Jedyną niedogodnością był zapach święconej wody, ale Levi nie zamierzał tego na razie wyjaśniać. Wskazał gestem otwartej dłoni przejście z przedpokoju na salon i poszedł zaraz za mężczyzną, gdy ten pozbył się już swojego płaszcza.
Ruletka leżała na stole, nie różniła się niczym od tych w kasynach, jedynie wielkością - była znacznie mniejsza. Pola na zmianę były czerwone i czarne. Na końcu każdego z pól był zastawiony kieliszek napełniony po sam koniec substancją. Być może alkoholem - a przynajmniej większość na to wskazywała.
- Jak często miałeś przyjemność poznać słabości własnego, ludzkiego ciała? - Spytał, podchodząc do radia. W słowach O'donnela nie warto było doszukiwać niczego, co wskazywało na pewną niestosowność. - Słyszałem, że trudno was zabić, zatem ryzyko śmierci nie wydaje się być aż tak ekscytujące. Wydaje się być za prosta w twoim przypadku. - Dodał i zaczął kręcić przyciskiem radia. - Pierdolony jazz... Dajcie coś innego. - Jęknął niezadowolony, na moment przeganiając obojętność w jego głosie.
Oczywiście, miał na sobie kominiarkę. Jego zapas kominiarek zapewne leżał gdzieś w którejś z komód w sypialni. Każda z nich tak samo czarna. Podbita kontrastem białej koszuli, bez kamizelki nań założonej. Spodnie, równie ciemne, zaciągnięte były szelkami, które zostały skrzyżowane na plecach.
@Loki
Mieszkanie było czyste, schludne, nie licząc oczywiście niewielkiego nieładu świadczącego o codziennym przebywaniu w lokum. Wojna Światów leżała na stole w salonie, obok niej kubek niedopitej i zimnej kawy. Z radia dobiegały rytmiczne dźwięki paskudnego jazzu. Z dwojga złego, wolał już to niż absolutną ciszę, której nie potrafił znieść. Nawet wolał czytać do jazzu. Gdyby tylko się dało, chciałby zatrzymać rozbrzmiewanie muzyki w radiu na taką, jaka mu się podobała. Niestety, country rzadziej dochrapywało się do audycji.
Levi przez dłuższy czas przygotowywał w kuchni to, co miał w planie. Wkrótce na stole w salonie zawitała mniejsza wersja ruletki, kieliszki, wódka czystej. Te drugie były już napełnione. Ewentualne specyfiki, które miały stanowić niespodziankę wieczoru, zostały w kuchni. Levi co nieco się pobawił z proporcjami, ale miał na uwadze, że przyszło mu pić z pomiotem piekielnym. Zatem, jeśli tylko Loki zjawił się w progu drzwi i doszedł do salonu, mógł wyczuć drażniący zapach wody święconej. Pytanie tylko, czy ufał Łowcy na tyle, że nie uznać tego za zasadzkę.
Ale komu nie zaufać bardziej, jak temu, komu powierzyło się w ręce własne życie?
- John. - Przywitał gościa, wpuszczając go do domu. Progi domu nie były posypane solą, więc mógł bezpiecznie przejść. Jedyną niedogodnością był zapach święconej wody, ale Levi nie zamierzał tego na razie wyjaśniać. Wskazał gestem otwartej dłoni przejście z przedpokoju na salon i poszedł zaraz za mężczyzną, gdy ten pozbył się już swojego płaszcza.
Ruletka leżała na stole, nie różniła się niczym od tych w kasynach, jedynie wielkością - była znacznie mniejsza. Pola na zmianę były czerwone i czarne. Na końcu każdego z pól był zastawiony kieliszek napełniony po sam koniec substancją. Być może alkoholem - a przynajmniej większość na to wskazywała.
- Jak często miałeś przyjemność poznać słabości własnego, ludzkiego ciała? - Spytał, podchodząc do radia. W słowach O'donnela nie warto było doszukiwać niczego, co wskazywało na pewną niestosowność. - Słyszałem, że trudno was zabić, zatem ryzyko śmierci nie wydaje się być aż tak ekscytujące. Wydaje się być za prosta w twoim przypadku. - Dodał i zaczął kręcić przyciskiem radia. - Pierdolony jazz... Dajcie coś innego. - Jęknął niezadowolony, na moment przeganiając obojętność w jego głosie.
Oczywiście, miał na sobie kominiarkę. Jego zapas kominiarek zapewne leżał gdzieś w którejś z komód w sypialni. Każda z nich tak samo czarna. Podbita kontrastem białej koszuli, bez kamizelki nań założonej. Spodnie, równie ciemne, zaciągnięte były szelkami, które zostały skrzyżowane na plecach.
@Loki
Loki
Herold
Zjawił się, bo mimo wszystko nie mógł przepuścić okazji do wspólnego picia. Jeśli czegoś się nauczył o ludziach, to nigdy nie odmawiać okazji do picia. Wprawdzie w ludzkiej powłoce nie miał swojej zwyczajowej odporności na alkohol, ale jakąś tam miał. A raczej, jakby to powiedział człowiek: miał mocną głowę.
- Levi – przywitał się i wszedł. Lekko wzdrygnął się czując święconą wodę i zmarszczył lekko brwi, rozglądając się dookoła. Mieszkanie było… jak mieszkanie. Ktoś tu żył i było to widać, ale tak właśnie powinno być. Najgorzej to wejść do czyjegoś mieszkania i zastać tam muzeum, w którym strach czegoś dotknąć albo usiąść, bo nie wiesz czy to nie jest jakiś antyk albo ważna pamiątka. Tutaj zdecydowanie było widać, że to miejsce zamieszkania, a nie… wystawka.
Powiesił płaszcz, a potem wszedł głębiej do mieszkania nadal lekko się rozglądając.
- Ładne mieszkanie – skomplementował swojego gospodarza. Rozejrzał się po salonie, kiedy do niego wszedł. W końcu też jego spojrzenie padło na te kieliszki, a właściwie ruletkę. Uniósł w górę jedną z brwi i delikatnie się uśmiechnął. Miał wrażenie, że to będzie bardzo ciekawy wieczór.
Swoim pytaniem Levi go zaskoczył.
- Hm… zależy co masz na myśli. Troszkę już ich poznałem – przyznał ze wzruszeniem ramion. Wiedział – mniej więcej – ile może wypić, jak długo bawić się z kochankiem, ile biegać itp. Oczywiście granice te był w stanie przesuwać, bo mimo wszystko jego ludzka powłoka, podobnie jak człowiek, miała możliwość uodparniania się lub poprawiania swoich osiągów fizycznych.
- Można tak powiedzieć, bo mimo wszystko da się nas zabić. Tylko mamy tak jakby… kilka żyć, zupełnie jak koty – stwierdził. Cóż zniszczenie ludzkiej powłoki, nie oznaczało jego śmierci. Był jednak bytem dużo silniejszym, niż przeciętny człowiek. O działaniu na nieco innych zasadach nie wspominając. – Nie przepadasz za jazzem?
Przechylił lekko głowę na bok, obserwując swojego rozmówcę. Kominiarka była… dziwnym elementem odzieży, zwłaszcza że w domu raczej było… znośnie, jeśli chodzi o temperaturę.
- Widzę, że bardzo lubisz nosić kominiarki – zagadnął. Chyba każdy miał taką swoją rzecz, którą lubił. Sygnet rodowy, jakaś pamiątkę czy inne tego typu bzdety.
- Levi – przywitał się i wszedł. Lekko wzdrygnął się czując święconą wodę i zmarszczył lekko brwi, rozglądając się dookoła. Mieszkanie było… jak mieszkanie. Ktoś tu żył i było to widać, ale tak właśnie powinno być. Najgorzej to wejść do czyjegoś mieszkania i zastać tam muzeum, w którym strach czegoś dotknąć albo usiąść, bo nie wiesz czy to nie jest jakiś antyk albo ważna pamiątka. Tutaj zdecydowanie było widać, że to miejsce zamieszkania, a nie… wystawka.
Powiesił płaszcz, a potem wszedł głębiej do mieszkania nadal lekko się rozglądając.
- Ładne mieszkanie – skomplementował swojego gospodarza. Rozejrzał się po salonie, kiedy do niego wszedł. W końcu też jego spojrzenie padło na te kieliszki, a właściwie ruletkę. Uniósł w górę jedną z brwi i delikatnie się uśmiechnął. Miał wrażenie, że to będzie bardzo ciekawy wieczór.
Swoim pytaniem Levi go zaskoczył.
- Hm… zależy co masz na myśli. Troszkę już ich poznałem – przyznał ze wzruszeniem ramion. Wiedział – mniej więcej – ile może wypić, jak długo bawić się z kochankiem, ile biegać itp. Oczywiście granice te był w stanie przesuwać, bo mimo wszystko jego ludzka powłoka, podobnie jak człowiek, miała możliwość uodparniania się lub poprawiania swoich osiągów fizycznych.
- Można tak powiedzieć, bo mimo wszystko da się nas zabić. Tylko mamy tak jakby… kilka żyć, zupełnie jak koty – stwierdził. Cóż zniszczenie ludzkiej powłoki, nie oznaczało jego śmierci. Był jednak bytem dużo silniejszym, niż przeciętny człowiek. O działaniu na nieco innych zasadach nie wspominając. – Nie przepadasz za jazzem?
Przechylił lekko głowę na bok, obserwując swojego rozmówcę. Kominiarka była… dziwnym elementem odzieży, zwłaszcza że w domu raczej było… znośnie, jeśli chodzi o temperaturę.
- Widzę, że bardzo lubisz nosić kominiarki – zagadnął. Chyba każdy miał taką swoją rzecz, którą lubił. Sygnet rodowy, jakaś pamiątkę czy inne tego typu bzdety.
Levi O'donnel
Uczeń
O'donnel skinął głową na skomplementowanie mieszkania. Sam nie miał nic mu do zarzucenia, ba, doceniał że udało mu się znaleźć takie, które miało lepsze standardy. Co prawda, brakowało jeszcze lodówki i telewizora, ale może w swoim czasie mu się uda za pensję pracownika prosektorium. Nie spieszyło mu się jednak, od projektowanego obrazu wolał czytać książki. Jeśli miał ochotę coś obejrzeć, zawsze mógł udać się do kina albo na jakiś spektakl.
- Mam na myśli... Że co innego jest cierpieć, wiedząc że nie możesz uciec od cierpienia, a co innego mieć świadomość tego, że niezależnie, co ci się stanie, wrócisz z powrotem do żywych. - Nie zmieniło się nic. Dalej ta sama zagadkowość wychodziła z ust Leviego, podczas gdy próbował zmienić stację radia. Słuchał drugim uchem swojego gościa.
- Jest za spokojny. - Odpowiedział krótko w kwestii gustu muzycznego. W końcu w stacji zaczęło lecieć country. Wyprostował się i przymknął delikatnie powieki. Zaraz potem spojrzał na Johna. - Usiądź, John. - Zwrócił się w jego stronę, a Levi skierował się na chwilę w stronę parapetu jednego z okien, gdzie spoczywała napoczęta paczka papierosów. Wziął ją, wyciągnął jednego. Odwinął kominiarkę na grzbiet nosa, aby móc wcisnąć zwijkę między wargi. Paczkę odrzucił swobodnie na stół, wskazując przy tym gestem otwartej dłoni, że demon mógł się częstować w każdej chwili, jeśli tylko będzie chciał.
W końcu sam opadł na kanapę. Na wzmiankę o kominiarce wypuścił ciężko powietrze. Nie skomentował tego. Nie czuł takiej potrzeby, żeby tłumaczyć się ze swojego wyboru garderoby. Niemniej, nie była to kwestia lubienia kominiarek, o czym, oczywiście, Levi nie miał zamiaru podzielić się z Johnem. Gość jednak mógł dostrzec, że szkopuł tkwił absolutnie w czymś innym - choćby w niewinnie wystającej bliźnie, która przecinała górną wargę Leviego. Ciekawe ile ich się kryło za materiałem?
- Słyszałeś o płynie Fowlera, prawda? - Zaczął O'donnel, celowo i dobitnie unikając tematu kominiarki. Gospodarz zaciągnął się papierosem, podnosząc dłoń i palcem wskazując na ruletkę. - Stawką dzisiaj jest zdrowie. Wygrany pije setkę czystej. Przegrany pije setkę z domieszką. - Nachylił się i chwycił jeden z kieliszków, który był ze specjalną domieszką. Podsunął w stronę Johna, aby mógł poczuć, iż znajdowała się tam woda święcona.
- Woda święcona jest po to, by przypomnieć ci, jak bardzo kruche jest ciało człowieka. - Wyjaśnił zawczasu. - Oczywiście, poza wodą święconą jest coś, co rzeczywiście niezbyt korzystnie działa na ludzkie ciało po przekroczeniu pewnej dawki. Grałeś już w ruletkę, prawda? - Przeskoczył z tematu na temat główny, chcąc się upewnić, czy gra była dla Johna jasna.
- Mam na myśli... Że co innego jest cierpieć, wiedząc że nie możesz uciec od cierpienia, a co innego mieć świadomość tego, że niezależnie, co ci się stanie, wrócisz z powrotem do żywych. - Nie zmieniło się nic. Dalej ta sama zagadkowość wychodziła z ust Leviego, podczas gdy próbował zmienić stację radia. Słuchał drugim uchem swojego gościa.
- Jest za spokojny. - Odpowiedział krótko w kwestii gustu muzycznego. W końcu w stacji zaczęło lecieć country. Wyprostował się i przymknął delikatnie powieki. Zaraz potem spojrzał na Johna. - Usiądź, John. - Zwrócił się w jego stronę, a Levi skierował się na chwilę w stronę parapetu jednego z okien, gdzie spoczywała napoczęta paczka papierosów. Wziął ją, wyciągnął jednego. Odwinął kominiarkę na grzbiet nosa, aby móc wcisnąć zwijkę między wargi. Paczkę odrzucił swobodnie na stół, wskazując przy tym gestem otwartej dłoni, że demon mógł się częstować w każdej chwili, jeśli tylko będzie chciał.
W końcu sam opadł na kanapę. Na wzmiankę o kominiarce wypuścił ciężko powietrze. Nie skomentował tego. Nie czuł takiej potrzeby, żeby tłumaczyć się ze swojego wyboru garderoby. Niemniej, nie była to kwestia lubienia kominiarek, o czym, oczywiście, Levi nie miał zamiaru podzielić się z Johnem. Gość jednak mógł dostrzec, że szkopuł tkwił absolutnie w czymś innym - choćby w niewinnie wystającej bliźnie, która przecinała górną wargę Leviego. Ciekawe ile ich się kryło za materiałem?
- Słyszałeś o płynie Fowlera, prawda? - Zaczął O'donnel, celowo i dobitnie unikając tematu kominiarki. Gospodarz zaciągnął się papierosem, podnosząc dłoń i palcem wskazując na ruletkę. - Stawką dzisiaj jest zdrowie. Wygrany pije setkę czystej. Przegrany pije setkę z domieszką. - Nachylił się i chwycił jeden z kieliszków, który był ze specjalną domieszką. Podsunął w stronę Johna, aby mógł poczuć, iż znajdowała się tam woda święcona.
- Woda święcona jest po to, by przypomnieć ci, jak bardzo kruche jest ciało człowieka. - Wyjaśnił zawczasu. - Oczywiście, poza wodą święconą jest coś, co rzeczywiście niezbyt korzystnie działa na ludzkie ciało po przekroczeniu pewnej dawki. Grałeś już w ruletkę, prawda? - Przeskoczył z tematu na temat główny, chcąc się upewnić, czy gra była dla Johna jasna.
Loki
Herold
Przechylił lekko głowę, słuchając Leviego. Zmarszczył lekko brwi.
- Akurat od cierpienia nie ma ucieczki, nawet jeśli śmierć nie jest końcem twojej drogi. Powiedziałbym nawet, że cierpienie w takim momencie jest jeszcze gorsze, bo nie możesz od niego uciec w spokojne objęcia śmierci – tak demony nie miały tego luksusu zakończyć swojej egzystencji, bo to nie należało do prostych zadań. Ludzie mieli kiedyś ten przywilej, że mogli od tego uciec. Teraz to również się zmieniło, ale o tym nie zamierzał wspominać. Choć jak tylko przypomniał sobie o Śmierci przeszedł go przyjemny dreszcz. Tak, to było coś wartego zapamiętania. Doświadczenie jedno na milion.
- Och, no w sumie. Country pod tym względem lepsze, a najlepsze w Teksasie – zaśmiał się. Usiadł sobie wygodnie w pierwszym lepszym miejscu. Nie miał co do tego żadnych preferencji. Właściwe była jedna, możliwość obserwowania swojego gospodarza, który… cóż zachowywał się bardzo swobodnie mimo faktu, że w jego mieszaniu siedział demon.
Dla Lokiego była to miał odmiana od zwyczajowego zachowania Widzących czy chociażby Śmiertelników, którzy mimo wszystko instynktownie wyczuwali, że coś jest nie tak. Nawet jeśli jego ludzkie naczynie należało do tych naprawdę udanych, bo swoją urodą przykuwało niejedno spojrzenie, to mimo wszystko… aury nie oszuka.
Brak odpowiedzi nie był dla niego zaskoczeniem, tak samo jak to, co widział wystające spod maski. Nie był mimo wszystko totalnym idiotom, żeby nie połączyć kropek. Nie zamierzał na razie poruszać tego tematu, podejrzewał że to nie będzie ich ostatnie spotkanie.
- Coś mi się obiło o uszy – przyznał, chociaż szczerze mówiąc nie miał zielonego pojęcia o czym mówi Levi. Podpowiedzią stało się jego następne stwierdzenie, podobnie jak wcześniejsza rozmowa o cierpieniu i ucieczce od niego.
Skrzywił się lekko za sprawą wody święconej.
- Ach więc po to ci to śmierdzidło – westchnął ciężko i przeczesał złote włosy. – Tak, zdarzało mi się grać w ruletkę.
Miał przeczucie, że znowu przez to wyląduje w Piekle, ale… czego się nie robi dla dobrej zabawy!
- Akurat od cierpienia nie ma ucieczki, nawet jeśli śmierć nie jest końcem twojej drogi. Powiedziałbym nawet, że cierpienie w takim momencie jest jeszcze gorsze, bo nie możesz od niego uciec w spokojne objęcia śmierci – tak demony nie miały tego luksusu zakończyć swojej egzystencji, bo to nie należało do prostych zadań. Ludzie mieli kiedyś ten przywilej, że mogli od tego uciec. Teraz to również się zmieniło, ale o tym nie zamierzał wspominać. Choć jak tylko przypomniał sobie o Śmierci przeszedł go przyjemny dreszcz. Tak, to było coś wartego zapamiętania. Doświadczenie jedno na milion.
- Och, no w sumie. Country pod tym względem lepsze, a najlepsze w Teksasie – zaśmiał się. Usiadł sobie wygodnie w pierwszym lepszym miejscu. Nie miał co do tego żadnych preferencji. Właściwe była jedna, możliwość obserwowania swojego gospodarza, który… cóż zachowywał się bardzo swobodnie mimo faktu, że w jego mieszaniu siedział demon.
Dla Lokiego była to miał odmiana od zwyczajowego zachowania Widzących czy chociażby Śmiertelników, którzy mimo wszystko instynktownie wyczuwali, że coś jest nie tak. Nawet jeśli jego ludzkie naczynie należało do tych naprawdę udanych, bo swoją urodą przykuwało niejedno spojrzenie, to mimo wszystko… aury nie oszuka.
Brak odpowiedzi nie był dla niego zaskoczeniem, tak samo jak to, co widział wystające spod maski. Nie był mimo wszystko totalnym idiotom, żeby nie połączyć kropek. Nie zamierzał na razie poruszać tego tematu, podejrzewał że to nie będzie ich ostatnie spotkanie.
- Coś mi się obiło o uszy – przyznał, chociaż szczerze mówiąc nie miał zielonego pojęcia o czym mówi Levi. Podpowiedzią stało się jego następne stwierdzenie, podobnie jak wcześniejsza rozmowa o cierpieniu i ucieczce od niego.
Skrzywił się lekko za sprawą wody święconej.
- Ach więc po to ci to śmierdzidło – westchnął ciężko i przeczesał złote włosy. – Tak, zdarzało mi się grać w ruletkę.
Miał przeczucie, że znowu przez to wyląduje w Piekle, ale… czego się nie robi dla dobrej zabawy!
Levi O'donnel
Uczeń
Obecność Johna go cieszyła. Diabeł tkwił w szczegółach. Jeśli demon uważnie obserwował Leviego, mógł dojść do wniosku, że mężczyzna rzeczywiście ożywiał się tylko podczas niebezpiecznych zagrywek. Samo igranie z demonem również pod to podchodziło. O'donnel był względnie spokojny, podczas gdy jego krew buzowała z wrażeń. Jeszcze nie z ich nadmiaru, ale ekscytowała go myśl o tym, co miało nadejść. Jego ciemne oczy nie były tak mętne.
A te skierowane miał przez moment na Lokiego, który odpowiadał mu na pytanie.
- Zobaczymy. - Kąciki ust O'donnela zgięły się w delikatny uśmiech. Podobnie jak dolne powieki oczu drgnęły do góry pod wpływem emocji. Dzisiejszy dzień miał zapowiadać cierpienie i to takie, od którego nie miało się jak uciec. No, a przynajmniej... Wszystko zależało od losowości wydarzenia.
- Osobiście wolę szkockie. - Przyznał O'donnel. Nie zwykł do niezobowiązujących pogaduszek o preferencjach muzycznych. Zazwyczaj go nużyły, ale być może posiadając Johna w miejscu rozmówcy, nieco zmieniało to postać rzeczy.
Łowca parsknął subtelnym śmiechem przez nos, wypuszczając przy okazji dym. Spojrzał na Amerykanina kątem oka.
- To arszenik, John. Królowa wszystkich trucizn. Bezwonna, cicha, subtelna, niewyczuwalna. W małych ilościach nieszkodliwa, podobno, choć ostatnio czytałem gazety, w których uczeni chemicy ostrzegają przed szkodliwością substancji nawet w mniejszych ilościach. - Wyjaśnił lekko, tym razem jego oczy błyskały ekscytacją. - No więc... Przechodząc do ad remu, zakładamy się o kolory. Krupierem jesteśmy oboje, na zmianę. Przegrany pije wódkę z arszenikiem, wygrany pije zwykłą czystą. Wylosowanie zera jest przegraną dla obu, zatem oboje pijemy wódkę z arszenikiem. - Levi podgiął nogę na kanapę w nonszalanckiej pozie, opierając łokieć wolnej ręki o kolano. Wymachiwał nią w luźniej gestykulacji.
- Proponuję po jednym już teraz, tak na odwagę. - Rzucił do Amerykanina sięgając po jeden z kieliszków. Uniósł go, a jego dłoń zawisnęła w powietrzu między nimi w oczekiwaniu na mały toast.
A te skierowane miał przez moment na Lokiego, który odpowiadał mu na pytanie.
- Zobaczymy. - Kąciki ust O'donnela zgięły się w delikatny uśmiech. Podobnie jak dolne powieki oczu drgnęły do góry pod wpływem emocji. Dzisiejszy dzień miał zapowiadać cierpienie i to takie, od którego nie miało się jak uciec. No, a przynajmniej... Wszystko zależało od losowości wydarzenia.
- Osobiście wolę szkockie. - Przyznał O'donnel. Nie zwykł do niezobowiązujących pogaduszek o preferencjach muzycznych. Zazwyczaj go nużyły, ale być może posiadając Johna w miejscu rozmówcy, nieco zmieniało to postać rzeczy.
Łowca parsknął subtelnym śmiechem przez nos, wypuszczając przy okazji dym. Spojrzał na Amerykanina kątem oka.
- To arszenik, John. Królowa wszystkich trucizn. Bezwonna, cicha, subtelna, niewyczuwalna. W małych ilościach nieszkodliwa, podobno, choć ostatnio czytałem gazety, w których uczeni chemicy ostrzegają przed szkodliwością substancji nawet w mniejszych ilościach. - Wyjaśnił lekko, tym razem jego oczy błyskały ekscytacją. - No więc... Przechodząc do ad remu, zakładamy się o kolory. Krupierem jesteśmy oboje, na zmianę. Przegrany pije wódkę z arszenikiem, wygrany pije zwykłą czystą. Wylosowanie zera jest przegraną dla obu, zatem oboje pijemy wódkę z arszenikiem. - Levi podgiął nogę na kanapę w nonszalanckiej pozie, opierając łokieć wolnej ręki o kolano. Wymachiwał nią w luźniej gestykulacji.
- Proponuję po jednym już teraz, tak na odwagę. - Rzucił do Amerykanina sięgając po jeden z kieliszków. Uniósł go, a jego dłoń zawisnęła w powietrzu między nimi w oczekiwaniu na mały toast.
Loki
Herold
Trzeba by było być debilem albo bardzo nieuważną osobą, by nie zauważyć jak dobry wpływ na O’donnela miała ta odrobina adrenaliny, która towarzyszyła tym ich zabawą. Loki zaśmiałby się, że nie musi namawiać tego mężczyzny do złego, bo sam chętnie w coś się wpakuje byle tylko coś poczuć. Lubił adrenalinowy rausz, a kto jak nie demon mógłby takiego całkiem sporo zapewnić? Zwłaszcza, że Loki na pewno nie będzie odwodził Leviego od głupich pomysłów.
- Szkockie? Istnieje coś takiego jak szkockie country? – Teraz to się faktycznie zdziwił. Demona w jakimś stopniu, a na pewno w niektórych kwestiach można było porównać do dziecka, które uczyło się nowych, nieznanych rzeczy lub po prostu odkrywało świat. Co było jeszcze śmieszniejsze, kiedy weźmie się pod uwagę fakt, że w pewnych rzeczach nie trzeba było go edukować, a w innych owszem.
Kiedy wspomniał o arszeniku uniósł w górę zabawnie ręce i fuknął:
- Nie mogłeś tak od razu? Arszenik znam – zaśmiał się ostatecznie, chociaż z ciekawością słuchał, co ma do powiedzenia Levi. Mocniej skupił się na zasadach, bo te mimo wszystko dobrze byłoby znać. – Okej, spodziewałem się, że będzie to nieco bardziej skomplikowane. Chociaż… po co w takim razie to śmierdzidło skoro wódkę zakropiłeś arszenikiem?
Czegoś chyba nie łapał albo mu umykało. Uważnie obserwował swojego towarzysza i miał wrażenie, że to zupełnie inna osoba niż ta która poznał w tym zaułku. Teraz był mniej Księdzem w Kominiarce, a bardziej czymś… szalonym, co chciało się jeszcze motywować do tego szaleństwa.
-To niezły pomysł – przyznał i wziął jeden z kieliszków. Również go uniósł, by potem opróżnić szybkim ruchem. Alkohol miło zapiekł w gardło i przypomniał o tym, że trzeba się poniekąd pilnować. – To teraz zaczynamy prawdziwą grę?
Uśmiech nie chciał zniknąć z jego twarzy.
- Szkockie? Istnieje coś takiego jak szkockie country? – Teraz to się faktycznie zdziwił. Demona w jakimś stopniu, a na pewno w niektórych kwestiach można było porównać do dziecka, które uczyło się nowych, nieznanych rzeczy lub po prostu odkrywało świat. Co było jeszcze śmieszniejsze, kiedy weźmie się pod uwagę fakt, że w pewnych rzeczach nie trzeba było go edukować, a w innych owszem.
Kiedy wspomniał o arszeniku uniósł w górę zabawnie ręce i fuknął:
- Nie mogłeś tak od razu? Arszenik znam – zaśmiał się ostatecznie, chociaż z ciekawością słuchał, co ma do powiedzenia Levi. Mocniej skupił się na zasadach, bo te mimo wszystko dobrze byłoby znać. – Okej, spodziewałem się, że będzie to nieco bardziej skomplikowane. Chociaż… po co w takim razie to śmierdzidło skoro wódkę zakropiłeś arszenikiem?
Czegoś chyba nie łapał albo mu umykało. Uważnie obserwował swojego towarzysza i miał wrażenie, że to zupełnie inna osoba niż ta która poznał w tym zaułku. Teraz był mniej Księdzem w Kominiarce, a bardziej czymś… szalonym, co chciało się jeszcze motywować do tego szaleństwa.
-To niezły pomysł – przyznał i wziął jeden z kieliszków. Również go uniósł, by potem opróżnić szybkim ruchem. Alkohol miło zapiekł w gardło i przypomniał o tym, że trzeba się poniekąd pilnować. – To teraz zaczynamy prawdziwą grę?
Uśmiech nie chciał zniknąć z jego twarzy.
Levi O'donnel
Uczeń
- Istnieje. Zapewne istnieje też chińskie, w Chinatown pewnie też lubią naśladować muzykę białych, ale nie bywam za często w tamtych stronach. - Wzruszył ramieniem. - Kiedy byłem rok temu w Edynburgu, zwiedzałem tamtejsze lokale. Sporo niszowych, lokalnych zespołów grywało country. - Wyjaśnił pokrótce. Jakim cudem pojechał na wycieczkę tak daleko w nowe otoczenie razem ze swoją podejrzaną kominiarką na twarzy - tego nikt nie wiedział, poza samym Levim.
Łowca również się roześmiał. Z ust wydobył się dym.
- Mogłem. Tylko po co? - Rzucił O'donnel nie oczekując odpowiedzi na to pytanie. Zaraz spoważniał, kiedy usłyszał dociekanie Johna. - Dalej mam na uwadze to, że nie jesteś człowiekiem. Nie chcę, żebyś stchórzył w trakcie i nie uciekł, żeby wrócić z powrotem cały i zdrowy. To tylko działanie w ramach ograniczonego zaufania. Chcę, żebyśmy cierpieli na tych samych warunkach. - Odpowiedział szczerze i lekkim tonem. O'donnel wiedział, że demonów nie dało się po prostu zabić, jak zwykłego człowieka. Chciał więc osłabić nadnaturalne zdolności, jakie mogły się czaić za ludzką powłoką demona, ażeby nic go nie zaskoczyło w trakcie gry w ruletkę.
Nie był świadomy tego, jak postrzegał go John. Jednak ciemne oczy uparcie próbowały dokopać się do czegoś w błękicie spojrzenia swojego gościa. Przez moment oboje milczeli, badając się nawzajem. Potem stuknęli się kieliszkami, Levi wychylił setkę wódki, czując przyjemne palenie w przełyku. Wypuścił powietrze i odstawił szklane naczynie na stół. Następnie opuścił nogę z kanapy, nachylając się w stronę mebla. W ustach mielił papierosa, wprawiając bibułę w cichy szelest.
- A-haaa. Pozwól że zacznę. - Przytaknął z przedmiotem między wargami, sięgając po kulę. - Na co stawiasz? Ja na czerwone. - Spytał nieco niewyraźnie, spoglądając na demona kątem oka. Kiedy ten powiedział swój zakład, Levi zakręcił mechanizmem, a następnie rzucił kulkę na obracający się talerz.
Łowca również się roześmiał. Z ust wydobył się dym.
- Mogłem. Tylko po co? - Rzucił O'donnel nie oczekując odpowiedzi na to pytanie. Zaraz spoważniał, kiedy usłyszał dociekanie Johna. - Dalej mam na uwadze to, że nie jesteś człowiekiem. Nie chcę, żebyś stchórzył w trakcie i nie uciekł, żeby wrócić z powrotem cały i zdrowy. To tylko działanie w ramach ograniczonego zaufania. Chcę, żebyśmy cierpieli na tych samych warunkach. - Odpowiedział szczerze i lekkim tonem. O'donnel wiedział, że demonów nie dało się po prostu zabić, jak zwykłego człowieka. Chciał więc osłabić nadnaturalne zdolności, jakie mogły się czaić za ludzką powłoką demona, ażeby nic go nie zaskoczyło w trakcie gry w ruletkę.
Nie był świadomy tego, jak postrzegał go John. Jednak ciemne oczy uparcie próbowały dokopać się do czegoś w błękicie spojrzenia swojego gościa. Przez moment oboje milczeli, badając się nawzajem. Potem stuknęli się kieliszkami, Levi wychylił setkę wódki, czując przyjemne palenie w przełyku. Wypuścił powietrze i odstawił szklane naczynie na stół. Następnie opuścił nogę z kanapy, nachylając się w stronę mebla. W ustach mielił papierosa, wprawiając bibułę w cichy szelest.
- A-haaa. Pozwól że zacznę. - Przytaknął z przedmiotem między wargami, sięgając po kulę. - Na co stawiasz? Ja na czerwone. - Spytał nieco niewyraźnie, spoglądając na demona kątem oka. Kiedy ten powiedział swój zakład, Levi zakręcił mechanizmem, a następnie rzucił kulkę na obracający się talerz.
Loki
Herold
- To może być ta muzyka, którą w Piekle raczymy potępieńców – rzucił z uśmiechem. Nie wyobrażał sobie, jak mogłoby brzmieć chińskie country i w sumie nawet nie chciał wiedzieć, bo niestety zdawał sobie sprawę z tego, jak brzmi ich zwyczajowa muzyka, tudzież ludowa. – Brzmi ciekawie, będę się musiał kiedyś wybrać.
Spojrzał na niego z lekkim wyrzutem. Najwidoczniej Levi bardzo próbował błysnąć wiedzą, no i błysnął. Brawa dla niego. A potem już w ogóle miał takie „da fuck?”.
- Nie jestem tchórzem – fuknął. Nie był, do diabła zmierzył się nawet z Potęgą, z którą nie miał najmniejszych szans wygrać, a mimo to podjął się tego. Jeśli coś można było o Lokim powiedzieć, to na pewno nie to, że był tchórzem. Fakt, ładował się często w kłopoty i używał naprawdę dziwnych metod, żeby się z nich wyratować, ale rzadko zdarzało mu się realnie przed czymś uciekać.
Zamruczał, bo mimo wszystko alkohol, chociaż palił zdecydowanie należał do przyjemności życia. To on dawał to cudowne uczucie, kiedy trochę się go nadużyło i pozwalał się naprawdę świetnie bawić niezależnie od warunków, jakie panowały dookoła. Był również doskonałym znieczuleniem, jeśli trzeba było.
- Hm… czarne – powiedział po krótkiej chwili zastanowienia. Szanse mieli pół na pół, któryś w założeniu trafić musiał. Ciekawe komu pierwszemu przyjdzie się napić alkoholu z zabawnym dodatkiem?
Spojrzał na niego z lekkim wyrzutem. Najwidoczniej Levi bardzo próbował błysnąć wiedzą, no i błysnął. Brawa dla niego. A potem już w ogóle miał takie „da fuck?”.
- Nie jestem tchórzem – fuknął. Nie był, do diabła zmierzył się nawet z Potęgą, z którą nie miał najmniejszych szans wygrać, a mimo to podjął się tego. Jeśli coś można było o Lokim powiedzieć, to na pewno nie to, że był tchórzem. Fakt, ładował się często w kłopoty i używał naprawdę dziwnych metod, żeby się z nich wyratować, ale rzadko zdarzało mu się realnie przed czymś uciekać.
Zamruczał, bo mimo wszystko alkohol, chociaż palił zdecydowanie należał do przyjemności życia. To on dawał to cudowne uczucie, kiedy trochę się go nadużyło i pozwalał się naprawdę świetnie bawić niezależnie od warunków, jakie panowały dookoła. Był również doskonałym znieczuleniem, jeśli trzeba było.
- Hm… czarne – powiedział po krótkiej chwili zastanowienia. Szanse mieli pół na pół, któryś w założeniu trafić musiał. Ciekawe komu pierwszemu przyjdzie się napić alkoholu z zabawnym dodatkiem?
Levi O'donnel
Uczeń
O'donnel wolał nie ingerować w wiedzę w zaświatach. Kusiło go, by podpytać, pomimo iż był to jasny żart ze strony Lokiego. Niemniej zamilkł, posyłając mu przelotne zerknięcie, uśmiechając się półgębkiem.
- Polecam. Szkocki akcent jest ciekawy. Zwłaszcza, kiedy rozumiesz znaczną większość, co śpiewają, a potem pojawia się słowo, którego znaczenia nie rozumiesz, ale brzmi absolutnie absurdalnie. - Znów wypuścił cicho powietrze nosem, co mogło świadczyć jedynie o rozbawieniu na przywołane wspomnienia. Różnica regionalna w słownictwie była jedną z niewielu rzeczy mocno przyziemnych i jednocześnie zabawnych dla Leviego.
Potem O'donnel przewrócił oczami i pokręcił głową, dostrzegłszy emocje, jakie zagościły na twarzy gościa.
- Nie bierz tego do siebie, John. - Powiedział obojętnym tonem. - Wyrównuję szansę. Z nas dwóch to cały czas ja mam więcej do stracenia. - Przypomniał demonowi, jeszcze zanim mielił papierosa w ustach, więc to rzekł jeszcze wyraźnie.
Usłyszawszy zakład Johna, Levi zakręcił ruletką i puścił kulkę. Patrzył, jak talerz się kręcił, a kulka odbijała się o brzegi, będąc non stop wprawiana w ruch tak długo, jak podstawa się kręciła. Trwało to kilka chwil, zanim wszystko się zatrzymało. Kulka została na czerwonym polu. O'donnel zerknął kątem oka na Lokiego, uśmiechając się delikatnie.
- Pierwsza dawka nie powinna nic ci takiego zrobić. - Zaczął, wskazując Johnowi kieliszek z tej sekcji, które były z domieszką. - Myślę że nie więcej niż sama woda święcona. Arszenik uznaje się za leczniczy, człowiek nabiera po nim zdrowszych kolorów, czuje się silniejszy. - Zaczął wymieniać, w międzyczasie sięgając po kieliszek czystej wódki.
- Na zdrowie. - Rzucił, unosząc kieliszek i przechylił, by czysta zatopiła się w jego gardle. Odstawił puste szkło na stół i wymownie spojrzał na Lokiego, jako że teraz była jego kolej. - Czerwone. - Zadeklarował swój kolejny zakład.
- Polecam. Szkocki akcent jest ciekawy. Zwłaszcza, kiedy rozumiesz znaczną większość, co śpiewają, a potem pojawia się słowo, którego znaczenia nie rozumiesz, ale brzmi absolutnie absurdalnie. - Znów wypuścił cicho powietrze nosem, co mogło świadczyć jedynie o rozbawieniu na przywołane wspomnienia. Różnica regionalna w słownictwie była jedną z niewielu rzeczy mocno przyziemnych i jednocześnie zabawnych dla Leviego.
Potem O'donnel przewrócił oczami i pokręcił głową, dostrzegłszy emocje, jakie zagościły na twarzy gościa.
- Nie bierz tego do siebie, John. - Powiedział obojętnym tonem. - Wyrównuję szansę. Z nas dwóch to cały czas ja mam więcej do stracenia. - Przypomniał demonowi, jeszcze zanim mielił papierosa w ustach, więc to rzekł jeszcze wyraźnie.
Usłyszawszy zakład Johna, Levi zakręcił ruletką i puścił kulkę. Patrzył, jak talerz się kręcił, a kulka odbijała się o brzegi, będąc non stop wprawiana w ruch tak długo, jak podstawa się kręciła. Trwało to kilka chwil, zanim wszystko się zatrzymało. Kulka została na czerwonym polu. O'donnel zerknął kątem oka na Lokiego, uśmiechając się delikatnie.
- Pierwsza dawka nie powinna nic ci takiego zrobić. - Zaczął, wskazując Johnowi kieliszek z tej sekcji, które były z domieszką. - Myślę że nie więcej niż sama woda święcona. Arszenik uznaje się za leczniczy, człowiek nabiera po nim zdrowszych kolorów, czuje się silniejszy. - Zaczął wymieniać, w międzyczasie sięgając po kieliszek czystej wódki.
- Na zdrowie. - Rzucił, unosząc kieliszek i przechylił, by czysta zatopiła się w jego gardle. Odstawił puste szkło na stół i wymownie spojrzał na Lokiego, jako że teraz była jego kolej. - Czerwone. - Zadeklarował swój kolejny zakład.
Loki
Herold
Słuchał uważnie, co Levi ma do powiedzenia w kwestii tych szkotów. Jakoś tak się stało, że nie miał przyjemności odwiedzić tamtej części kraju, może w końcu nadarzy się do tego okazja? Zwłaszcza, że teraz siedział w Anglii, a z niej jest zdecydowanie bliżej do Szkocji, niż z USA.
- Brzmi jak niezła zabawa – skomentował w ten sposób opowieść o szkockim akcencie. Zdecydowanie musiał spróbować, zwłaszcza że bardzo lubił doświadczać nowych rzeczy. Zwłaszcza zabawnych rzeczy, a to zdecydowanie brzmiało jak coś zabawnego.
Zmrużył oczy, a na jego usta wpłynął delikatny uśmiech. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi po Levim, chociaż ta rozmowa bardzo go bawiła. Lubił prowokować i jak widać całkiem nieźle mu to wychodziło. A to, że wszystko działo się z chwili na chwilę to inna kwestia.
- Postaram się – rzucił lekko. – Wiesz, że nie musi tak być?
Wystarczyło jedno słowo, jeden pakt i wszystko mogło się zmienić. Mogło zrobić się weselej albo… poważniej. Wystarczyło się tylko dogadać, co im nie powinno przyjść z takim strasznym trudem.
Nic więcej nie mówił, tylko obserwował, co się dzieje. Kuleczka zaczęła skakać po kręcącym się talerzu. Wyglądało to, tak niesfornie, tak lekko. Zupełnie jakby w ogóle nie warzyły się w tym momencie losy życia i nie życia. Ruch ten mógł hipnotyzować, aż w końcu wszystko się zatrzymało. Wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, widząc że kulka zatrzymała się na czerwonym polu. Potem zaśmiał się.
- Nie powinna? – mówiąc to sięgnął po wskazany kieliszek i po prostu opróżnił go jednym haustem. Alkohol palił w gardło, ale nic poza tym więcej nie czuł. Uniósł w górę jedną z brwi. – Pali tak samo, jak podczas picia normalnego alkoholu… dodatkowych wariacji nie czuję, ale dam znać jak poczuje się silniejszy, a ty mów jakbym zaczął zmieniać kolory.
Wiedział, że alkohol czasami potrafi rozcieńczyć niektóre rzeczy, w końcu czasem używano go w szpitalach do tego i nie bez powodu można było konkretny alkohol kupić w aptece. Problem w tym, że nie wiedział czy działa to na korzyść, czy niekorzyść tego akurat dodatku.
- Hm… spróbujmy twoich czerwonych – powiedział, biorąc do ręki kulkę. Rozkręcił mechanizm i po prostu wrzucił kuleczkę do ruletki.
- Brzmi jak niezła zabawa – skomentował w ten sposób opowieść o szkockim akcencie. Zdecydowanie musiał spróbować, zwłaszcza że bardzo lubił doświadczać nowych rzeczy. Zwłaszcza zabawnych rzeczy, a to zdecydowanie brzmiało jak coś zabawnego.
Zmrużył oczy, a na jego usta wpłynął delikatny uśmiech. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi po Levim, chociaż ta rozmowa bardzo go bawiła. Lubił prowokować i jak widać całkiem nieźle mu to wychodziło. A to, że wszystko działo się z chwili na chwilę to inna kwestia.
- Postaram się – rzucił lekko. – Wiesz, że nie musi tak być?
Wystarczyło jedno słowo, jeden pakt i wszystko mogło się zmienić. Mogło zrobić się weselej albo… poważniej. Wystarczyło się tylko dogadać, co im nie powinno przyjść z takim strasznym trudem.
Nic więcej nie mówił, tylko obserwował, co się dzieje. Kuleczka zaczęła skakać po kręcącym się talerzu. Wyglądało to, tak niesfornie, tak lekko. Zupełnie jakby w ogóle nie warzyły się w tym momencie losy życia i nie życia. Ruch ten mógł hipnotyzować, aż w końcu wszystko się zatrzymało. Wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, widząc że kulka zatrzymała się na czerwonym polu. Potem zaśmiał się.
- Nie powinna? – mówiąc to sięgnął po wskazany kieliszek i po prostu opróżnił go jednym haustem. Alkohol palił w gardło, ale nic poza tym więcej nie czuł. Uniósł w górę jedną z brwi. – Pali tak samo, jak podczas picia normalnego alkoholu… dodatkowych wariacji nie czuję, ale dam znać jak poczuje się silniejszy, a ty mów jakbym zaczął zmieniać kolory.
Wiedział, że alkohol czasami potrafi rozcieńczyć niektóre rzeczy, w końcu czasem używano go w szpitalach do tego i nie bez powodu można było konkretny alkohol kupić w aptece. Problem w tym, że nie wiedział czy działa to na korzyść, czy niekorzyść tego akurat dodatku.
- Hm… spróbujmy twoich czerwonych – powiedział, biorąc do ręki kulkę. Rozkręcił mechanizm i po prostu wrzucił kuleczkę do ruletki.
Levi O'donnel
Uczeń
- Jak? - Spytał, najwyraźniej odpływając wcześniej myślami gdzieś indziej i nie mogąc złapać toru, jakim dążył John. A może tylko chciał zmusić go do sprecyzowania myśli i pociągnięcia go za język. Wszystkie opcje były możliwe, zwłaszcza w przypadku kogoś o tak obojętnych, ciemnych tęczówkach, które spoglądały spod wachlarzu jasnych rzęs.
O'donnel przygasił końcówkę papierosa o popielniczkę, dociskając go tak, aby zdusić żar i dym nie rozprzestrzeniał się po mieszkaniu. Patrzył na Johna, jak opróżniał kieliszek, jak jabłko Adama poszło w ruch. Levi parsknął śmiechem na słowa Lokiego o zmienianiu kolorów. Demon był nawet całkiem zabawny.
- Dam znać. - Przytaknął tylko, odwracając spojrzenie, żeby móc skoncentrować się na losowaniu Johna. Łowca również nie wiedział, ile alkohol zmieniał w działaniu arszeniku, jednak z wiedzy, jakiej posiadał jako lekarz, wnioskował, że raczej potęgował niż niwelował. Oczy zawiesiły swoją uwagę na kręcącym się talerzu i rzuconej kulce.
Padło na czerwone.
- Aaa... Mam dzisiaj szczęście. - Westchnął z nutą zawodu w głosie, mimo że to był zaledwie dopiero drugi rzut. Niemniej, sięgnął po kieliszek czystej i opróżnił zawartość. Nie chciał się spieszyć z grą w ruletkę. Istniało ryzyko, że za szybko mogliby się "poskładać", jeśli nie przez sam alkohol, to przez arszenik. Odłożył puste szklane naczynie i sięgnął po kolejnego papierosa.
- Dlaczego Anglia? - Spytał nagle, sugerując, że jeszcze nie zamierzał sięgać po kręcenie ruletką. Spotkali się, by się zabawić, a rozmowa też należała do jej części.
O'donnel przygasił końcówkę papierosa o popielniczkę, dociskając go tak, aby zdusić żar i dym nie rozprzestrzeniał się po mieszkaniu. Patrzył na Johna, jak opróżniał kieliszek, jak jabłko Adama poszło w ruch. Levi parsknął śmiechem na słowa Lokiego o zmienianiu kolorów. Demon był nawet całkiem zabawny.
- Dam znać. - Przytaknął tylko, odwracając spojrzenie, żeby móc skoncentrować się na losowaniu Johna. Łowca również nie wiedział, ile alkohol zmieniał w działaniu arszeniku, jednak z wiedzy, jakiej posiadał jako lekarz, wnioskował, że raczej potęgował niż niwelował. Oczy zawiesiły swoją uwagę na kręcącym się talerzu i rzuconej kulce.
Padło na czerwone.
- Aaa... Mam dzisiaj szczęście. - Westchnął z nutą zawodu w głosie, mimo że to był zaledwie dopiero drugi rzut. Niemniej, sięgnął po kieliszek czystej i opróżnił zawartość. Nie chciał się spieszyć z grą w ruletkę. Istniało ryzyko, że za szybko mogliby się "poskładać", jeśli nie przez sam alkohol, to przez arszenik. Odłożył puste szklane naczynie i sięgnął po kolejnego papierosa.
- Dlaczego Anglia? - Spytał nagle, sugerując, że jeszcze nie zamierzał sięgać po kręcenie ruletką. Spotkali się, by się zabawić, a rozmowa też należała do jej części.
Loki
Herold
Zamilkł i uważnie obserwował swojego rozmówcę. Zastanawiał się nad pewnymi rzeczami, jak chociażby tym, czy udałoby mu się sprowadzić Leviego na jedyną słuszną drogę. Cóż na razie nie widział, żeby Raziel miał na niego jakiś większy wpływ. Zresztą Potęgi nie były od tego, żeby szeptać ludziom i motywować ich do dobrych działań. To byli wojownicy, którzy w głębokim poważaniu mieli śmiertelników.
Zastanawiał się jak szybko zacznie odczuwać jakieś rewelacje? W założeniu jego ludzka powłoka nadal była nieco lepsza, niż ciało na przykład Leviego. Leczyło się, niewiele, ale nadal trochę szybciej. Dlatego Loki zastanawiał się czy w ogóle go ta dawka arszeniku kopnie. Jeszcze przyjdzie mu się o tym przekonać. Był pewien, że na jednej porcji się nie skończy.
- Los ci sprzyja, to pewne. Chociaż przyznaj, chciałbyś spróbować takiego szalonego drinka – zaśmiał się, również sięgając po kieliszek czystej. Opróżnił go szybko i jeszcze westchnął z zadowoleniem. Na Ziemi było dużo dobrych rzeczy i alkohol zdecydowanie łapał się do tej kategorii.
Rozsiadł się nieco wygodniej i założył nogę na nogę, ale w ten typowo męski sposób.
- Hm… na komisariacie mówiłem prawdę. Chcę pomóc w odbudowie tego kraju – odpowiedział ze wzruszeniem ramion. – To dobry sposób na nałapanie długów wdzięczności i wodzenie na pokuszenie nieszczęśliwych dusz. Każdy coś stracił, więc wielu ludzi ma pragnienia.
Takie miejsca, jak Anglia były idealne dla demonów. Łatwo było znaleźć ofiary i zawrzeć pakty. Wojna była straszna, ale to nadal była rzecz, na której ktoś mógł się wzbogacić.
Zastanawiał się jak szybko zacznie odczuwać jakieś rewelacje? W założeniu jego ludzka powłoka nadal była nieco lepsza, niż ciało na przykład Leviego. Leczyło się, niewiele, ale nadal trochę szybciej. Dlatego Loki zastanawiał się czy w ogóle go ta dawka arszeniku kopnie. Jeszcze przyjdzie mu się o tym przekonać. Był pewien, że na jednej porcji się nie skończy.
- Los ci sprzyja, to pewne. Chociaż przyznaj, chciałbyś spróbować takiego szalonego drinka – zaśmiał się, również sięgając po kieliszek czystej. Opróżnił go szybko i jeszcze westchnął z zadowoleniem. Na Ziemi było dużo dobrych rzeczy i alkohol zdecydowanie łapał się do tej kategorii.
Rozsiadł się nieco wygodniej i założył nogę na nogę, ale w ten typowo męski sposób.
- Hm… na komisariacie mówiłem prawdę. Chcę pomóc w odbudowie tego kraju – odpowiedział ze wzruszeniem ramion. – To dobry sposób na nałapanie długów wdzięczności i wodzenie na pokuszenie nieszczęśliwych dusz. Każdy coś stracił, więc wielu ludzi ma pragnienia.
Takie miejsca, jak Anglia były idealne dla demonów. Łatwo było znaleźć ofiary i zawrzeć pakty. Wojna była straszna, ale to nadal była rzecz, na której ktoś mógł się wzbogacić.
Levi O'donnel
Uczeń
Loki nie odpowiedział, ale Levi nie drążył tematu. Demon musiałby mieć naprawdę mocnego asa w rękawie, żeby jakkolwiek zmusić Łowcę do podpisania paktu. Gdyby to zrobił - straciłby o wiele więcej niż jakby miała go zabrać Śmierć z tego świata. Może jednak istniała jakaś rzecz, błaha i próżna, dla której ciemnooki byłby w stanie poświęcić swoją duszę.
Moooże.
Ale John nie zapytał, więc się tego nie dowie.
O'donnel wiedział, że ichnia powłoka była lepsza, stąd właśnie w skład nietypowego drinka weszła woda święcona. Nie wiedział, na ile to za działa - i czy w ogóle, poza samym wstrętem, ale warto było spróbować. Zabawy z Johnem miały charakter eksperymentów z elementami popychania własnych wzajemnych granic.
- W hazardzie mam szczęście. - Rzekł na głos, uśmiechając się półgębkiem. Musiał mieć. Przeżył śmierć przy ostatniej ruletce, jak tego nie nazwać szczęściem? Oczywiście Levi nie wiedział, że w tamtym momencie mógł przegrać życie, gdyby nie to, że zaświaty zmieniły zasady gry. Kto miał szczęście w hazardzie, ten nie miał w miłości... Tak to szło. - W swoim czasie. Pewnie mnie to nie ominie. - Westchnął i machnął przy tym ręką.
- Myślę, że lepiej odnalazłbyś się na terenie Trzeciej Rzeszy. Tam dopiero miałbyś udane łowy. - Skomentował wybór demona. Gdyby nim był, na pewno pozgarniałby dusze nazistów do Piekła. Postarałby się z całych sił o to, kusząc i wabiąc w swoje sidła. Niemniej własne wizje pozostawił zamknięte w głowie. Szkoda, że obaj nie zdawali sobie sprawy z tego, jak bardzo wyszłaby też na plus odbudowa kraju.
Odpalił papierosa i nachylił się w stronę stołu, żeby zgarnąć kulkę.
- Ale nie jestem od kwestionowania czyiś wyborów. Czarne. tym razem. - Dodał, po czym ujawnił swój zakład i spojrzał w stronę Johna. Kiedy ten ujawnił swój zakład, zakręcił ruletką i rzucił kulą.
Moooże.
Ale John nie zapytał, więc się tego nie dowie.
O'donnel wiedział, że ichnia powłoka była lepsza, stąd właśnie w skład nietypowego drinka weszła woda święcona. Nie wiedział, na ile to za działa - i czy w ogóle, poza samym wstrętem, ale warto było spróbować. Zabawy z Johnem miały charakter eksperymentów z elementami popychania własnych wzajemnych granic.
- W hazardzie mam szczęście. - Rzekł na głos, uśmiechając się półgębkiem. Musiał mieć. Przeżył śmierć przy ostatniej ruletce, jak tego nie nazwać szczęściem? Oczywiście Levi nie wiedział, że w tamtym momencie mógł przegrać życie, gdyby nie to, że zaświaty zmieniły zasady gry. Kto miał szczęście w hazardzie, ten nie miał w miłości... Tak to szło. - W swoim czasie. Pewnie mnie to nie ominie. - Westchnął i machnął przy tym ręką.
- Myślę, że lepiej odnalazłbyś się na terenie Trzeciej Rzeszy. Tam dopiero miałbyś udane łowy. - Skomentował wybór demona. Gdyby nim był, na pewno pozgarniałby dusze nazistów do Piekła. Postarałby się z całych sił o to, kusząc i wabiąc w swoje sidła. Niemniej własne wizje pozostawił zamknięte w głowie. Szkoda, że obaj nie zdawali sobie sprawy z tego, jak bardzo wyszłaby też na plus odbudowa kraju.
Odpalił papierosa i nachylił się w stronę stołu, żeby zgarnąć kulkę.
- Ale nie jestem od kwestionowania czyiś wyborów. Czarne. tym razem. - Dodał, po czym ujawnił swój zakład i spojrzał w stronę Johna. Kiedy ten ujawnił swój zakład, zakręcił ruletką i rzucił kulą.
Loki
Herold
Woda święcona nieco paliła, ale alkohol również, więc poniekąd wychodziło na zero i odczucie nie było wiele mocniejsze. Niemniej Loki podejrzewał, że jak dalej będzie takie drinki pić, to w końcu z powodu wody święconej straci zdolność mowy na jakiś czas i być może nie będzie mógł więcej pić, bo po prostu będzie to sprawiało ból. Na razie jednak było dobrze. Co do paktów… Loki był cierpliwym demonem, często wolał poznać dobrze są ofiarę, nim zaczynał w ogóle rozmowy o paktach. Budowanie relacji, szukanie słabości… to wszystko było dużo lepsze, niż rzucanie się do każdego od razu z obietnicami. Czasami, a właściwie często można było nie trafić.
- Wiesz jak to mówią, jeśli w hazardzie masz szczęście, to nie masz w miłości – zaśmiał się ze starego ludzkiego powiedzonka, które jakoś tak zapadło mu w pamięć. Inna sprawa, że nie zamierzał wyprowadzać swojego rozmówcy z błędu. Niech myśli, że uniknął śmierci, na pewno będzie to prostsze i mniejszą traumą się odbije – ewentualnie przymusem wyjaśniania bajzlu, który właśnie miał miejsce.
Przechylił lekko głowę i cicho westchnął.
- Pewnie tak, ale nigdy nie lubiłem sobie ułatwiać – przyznał ze wzruszeniem ramion. Szukał wyzwań, bo… po prostu mu się nudziło. Ile można żyć i nie znudzić się tym życiem? Może właśnie dlatego przyjął zaproszenie Leviego. Z tym człowiekiem zdecydowanie nie dało się nudzić. Trzecie spotkanie, a już zaliczyli nagły zgon i powrót do życia, a także teraz pili podejrzane drinki.
- Hm… zostanę przy czerwonych – stwierdził po krótkiej chwili namysłu. Obserwował poczynania Leviego.
- Wiesz jak to mówią, jeśli w hazardzie masz szczęście, to nie masz w miłości – zaśmiał się ze starego ludzkiego powiedzonka, które jakoś tak zapadło mu w pamięć. Inna sprawa, że nie zamierzał wyprowadzać swojego rozmówcy z błędu. Niech myśli, że uniknął śmierci, na pewno będzie to prostsze i mniejszą traumą się odbije – ewentualnie przymusem wyjaśniania bajzlu, który właśnie miał miejsce.
Przechylił lekko głowę i cicho westchnął.
- Pewnie tak, ale nigdy nie lubiłem sobie ułatwiać – przyznał ze wzruszeniem ramion. Szukał wyzwań, bo… po prostu mu się nudziło. Ile można żyć i nie znudzić się tym życiem? Może właśnie dlatego przyjął zaproszenie Leviego. Z tym człowiekiem zdecydowanie nie dało się nudzić. Trzecie spotkanie, a już zaliczyli nagły zgon i powrót do życia, a także teraz pili podejrzane drinki.
- Hm… zostanę przy czerwonych – stwierdził po krótkiej chwili namysłu. Obserwował poczynania Leviego.
Levi O'donnel
Uczeń
Levi nie odpowiedział nic na to powiedzenie. Obdarzył go tylko przelotnym spojrzeniem, uśmiechając się delikatnie. Czy nie miał szczęścia w miłości? Miał ponad trzydziestkę, a dalej nie miał kobiety. Brak obrączki na palcu mógł o tym świadczyć. O'donnel podejrzewał, że John nie bez powodu podzielił się tym przysłowiem.
Oparł nonszalancko podbródek o nadgarstek. Między palcami papieros tlił się żarem.
- W takim razie mamy coś wspólnego. - Oznajmił na głos, spoglądając na powrót mętnym spojrzeniem w stronę gościa. Usta stanowiły równą linię, nie licząc niesubtelnego przerwania górnej wargi blizną. W końcu jego szczęka cały czas była odsłonięta.
O'donnel odwrócił wzrok, zawieszając na kręcącej się ruletce. Czarne. Uśmiechnął się szeroko, za chwilę przykładając papierosa do ust. Szybko wziął szklankę czystej. W tym tempie szybko się upije.
- Za to ty musisz mieć szczęście w miłości, co? - Spytał, zerkając na niego rozbawionym spojrzeniem. Była spora różnica między nietkniętą emocjami mimiką O'donnela, a tym, kiedy zaczynał szczerze odczuwać jakieś emocje. Młodniał w samym sposobie bycia. Żył, na kilka sekund. Zastanawiało go szczerze - jak to było z demonami? Czy potrafiły kochać? Czuć coś do drugiej istoty? Niezależnie od tego, kim by ona nie była? Nie chciał pytać bezpośrednio. Nie chciał też zastanawiać się nad tym, dlaczego w ogóle miałoby go to obchodzić.
Najprawdopodobniej wszystko dla Zakonu. Szukał słabych punktów u demonów. Taki musiał być cel.
Oparł nonszalancko podbródek o nadgarstek. Między palcami papieros tlił się żarem.
- W takim razie mamy coś wspólnego. - Oznajmił na głos, spoglądając na powrót mętnym spojrzeniem w stronę gościa. Usta stanowiły równą linię, nie licząc niesubtelnego przerwania górnej wargi blizną. W końcu jego szczęka cały czas była odsłonięta.
O'donnel odwrócił wzrok, zawieszając na kręcącej się ruletce. Czarne. Uśmiechnął się szeroko, za chwilę przykładając papierosa do ust. Szybko wziął szklankę czystej. W tym tempie szybko się upije.
- Za to ty musisz mieć szczęście w miłości, co? - Spytał, zerkając na niego rozbawionym spojrzeniem. Była spora różnica między nietkniętą emocjami mimiką O'donnela, a tym, kiedy zaczynał szczerze odczuwać jakieś emocje. Młodniał w samym sposobie bycia. Żył, na kilka sekund. Zastanawiało go szczerze - jak to było z demonami? Czy potrafiły kochać? Czuć coś do drugiej istoty? Niezależnie od tego, kim by ona nie była? Nie chciał pytać bezpośrednio. Nie chciał też zastanawiać się nad tym, dlaczego w ogóle miałoby go to obchodzić.
Najprawdopodobniej wszystko dla Zakonu. Szukał słabych punktów u demonów. Taki musiał być cel.
Loki
Herold
Czy to był przytyk? Lub czy do czegoś pił? Nie, zdecydowanie nie było to jego intencją. Bardziej żartował, co można było rozpoznać po jego „szerokim wyszczerzu”. Co się z nim działo, że się tak cieszył, jak głupi do sera? Sam nie wiedział. Chyba po prostu lubił towarzystwo Leviego. Nie sposób się było nudzić przy tym człowieku, a właściwie Widzącym. To było naprawdę… przyjemne i niestety bardzo rzadkie. Ludzie mieli tendencje do bycia nudnymi i przewidywalnymi, a potem wchodził Levi cały na czarno w tej swojej kominiarce i niszczył system.
Uśmiechnął się na wspomnienie tego, czegoś wspólnego. Jednocześnie uważnie obserwował swojego towarzysza, choć może nie powinien. Gdyby byli w publicznym miejscu jak nic znów o coś by go oskarżono. Z drugiej strony… nikt nie zabroni mu się gapić, jak sroka w gnat!
- No wiesz, czasem ciężko mi się opędzić od kobiet – mówiąc to poprawił włosy nonszalanckim gestem. Zupełnie jakby faktycznie uważał się nie wiadomo za kogo. Z ciężkim westchnięciem sięgnął po kieliszek z drinkiem i wypił go duszkiem by lekko się skrzywić. Woda święcona piekła i zostawiała po sobie paskudny posmak, lepiej nie wiedzieć czego a arszenik wcale lepszy nie był.
Czy potrafił kochać? To w sumie dobre pytanie. Podejrzewał, że kiedyś to robił… czy teraz byłby do tego zdolny? Sam nie wiedział.
- Co obstawiasz, kolego? Hm… ja zostanę przy czerwieni, może los się odmieni – nawet nie czuł jak rymował. Chociaż nie, to akurat wyszło z premedytacją i lekkim rozbawieniem.
Uśmiechnął się na wspomnienie tego, czegoś wspólnego. Jednocześnie uważnie obserwował swojego towarzysza, choć może nie powinien. Gdyby byli w publicznym miejscu jak nic znów o coś by go oskarżono. Z drugiej strony… nikt nie zabroni mu się gapić, jak sroka w gnat!
- No wiesz, czasem ciężko mi się opędzić od kobiet – mówiąc to poprawił włosy nonszalanckim gestem. Zupełnie jakby faktycznie uważał się nie wiadomo za kogo. Z ciężkim westchnięciem sięgnął po kieliszek z drinkiem i wypił go duszkiem by lekko się skrzywić. Woda święcona piekła i zostawiała po sobie paskudny posmak, lepiej nie wiedzieć czego a arszenik wcale lepszy nie był.
Czy potrafił kochać? To w sumie dobre pytanie. Podejrzewał, że kiedyś to robił… czy teraz byłby do tego zdolny? Sam nie wiedział.
- Co obstawiasz, kolego? Hm… ja zostanę przy czerwieni, może los się odmieni – nawet nie czuł jak rymował. Chociaż nie, to akurat wyszło z premedytacją i lekkim rozbawieniem.
Levi O'donnel
Uczeń
Łowca, gdyby został zapytany, nie przyznałby się do żadnej z tych rzeczy z bardzo prostego powodu - był członkiem Zakonu. Nie mógł się bratać z demonem. Podskórnie jednak czuł, że z Johnem mógłby konie kraść. Zresztą, nie tylko takie grzechy były na liście.
Ciemne oczy odwzajemniały spojrzenie. Może z odruchu, Levi zawsze reagował tym samym na gapienie się. Podświadomie odbierał to jako wyzwanie, któremu nie potrafił się ugiąć. Był mistrzem w bezceremonialnym i bezemocjonalnym spojrzeniu. Tylko teraz jednak światełko ekscytacji gdzieś błyskało w brązowych tęczówkach.
Podobnie, Levi parsknął krótkim śmiechem przez nos. Tak jakby mężczyzna rzadko śmiał się głośno i długo. Zwykłe parsknięcie było jego jedyną reakcją.
- Chciałbym w to wątpić, ale pech w kartach nie kłamie, choć nie jestem przesądny. - Rzekł, uśmiechając się półgębkiem. - To gdzie ten twój sznur kobiet ustawiających się w kolejce? - Spytał, wypuszczając dym. Zastanawiało go coś jeszcze, ale powstrzymał się przed wypowiedzeniem słów, które nasuwały mu się na język.
- Czarne. - Obstawił O'donnel, przekazując w tym momencie kulkę w dłoń Johna. Szybkie muśnięcie skóry o skórę. Żadne z nich nie powinno nawet zwrócić uwagi na ten fizyczny kontakt. - Chyba zmieniasz kolor, John. - Zauważył za chwilę, spoglądając na niego rozbawionymi oczami.
Ciemne oczy odwzajemniały spojrzenie. Może z odruchu, Levi zawsze reagował tym samym na gapienie się. Podświadomie odbierał to jako wyzwanie, któremu nie potrafił się ugiąć. Był mistrzem w bezceremonialnym i bezemocjonalnym spojrzeniu. Tylko teraz jednak światełko ekscytacji gdzieś błyskało w brązowych tęczówkach.
Podobnie, Levi parsknął krótkim śmiechem przez nos. Tak jakby mężczyzna rzadko śmiał się głośno i długo. Zwykłe parsknięcie było jego jedyną reakcją.
- Chciałbym w to wątpić, ale pech w kartach nie kłamie, choć nie jestem przesądny. - Rzekł, uśmiechając się półgębkiem. - To gdzie ten twój sznur kobiet ustawiających się w kolejce? - Spytał, wypuszczając dym. Zastanawiało go coś jeszcze, ale powstrzymał się przed wypowiedzeniem słów, które nasuwały mu się na język.
- Czarne. - Obstawił O'donnel, przekazując w tym momencie kulkę w dłoń Johna. Szybkie muśnięcie skóry o skórę. Żadne z nich nie powinno nawet zwrócić uwagi na ten fizyczny kontakt. - Chyba zmieniasz kolor, John. - Zauważył za chwilę, spoglądając na niego rozbawionymi oczami.
Loki
Herold
W niebieskich oczach Lokiego na krótką chwilę zawirowała ciemność, którą Levi bez większych problemów mógł dostrzec jako Widzący. Przez krótką sekundę widać było również zarys czarnych, pierzastych skrzydeł demona i fakt, że jego włosy się wydłużyły. Po mrugnięciu wszystko wydawało się tylko przywidzeniem. Zaś Loki wyszczerzył się szeroko, a właściwie nie zmienił w ogóle swojego uśmiechu. Suszył kły, bo mógł.
- Chyba w ruletce – zaśmiał się, bo niestety w karty nie grali. W tych zdecydowanie łatwiej byłoby oszukiwać, a tu? Tu trzeba było się trochę namęczyć, ale z drugiej strony, to zabiłoby całą zabawę. – No wiesz, większość została w Ameryce, a tu jeszcze nie zbudowałem sobie nowego haremu – rzucił z rozbawieniem.
Skinął głową, gdy usłyszał co obstawił Levi, przygryzł jednak na moment dolną wargę i po dostaniu kuleczki chwilę się nią bawił, obracając ją w ręce. Woda świecona, to cholerstwo… w postaci arszeniku, wszystko to sprawiało, że powoli alkohol uderzał do głowy – powoli w założeniu, bo w rzeczywistości znacznie mocniej, niż powinien. Zwłaszcza, że Loki umiał sporo wypić.
- Co ty na to, żeby podnieść poprzeczkę? Poza piciem alkoholu lub szalonych drinków… zagrajmy jeszcze w prawdę lub wyzwanie, ale tak w sumie bez wyzwania… jedynie prawdę – zaproponował z wesołym uśmiechem. – Przegrany pije karniaka i odpowiada szczerze na jedno pytanie wygranego, co ty na to?
Był troszkę hazardzistą, ale przy Levim naprawdę dobrze się bawił. Poza tym… to mogło być naprawdę ciekawe, plus dobry sposób na wywiedzenie się czegoś dla obu stron.
- Chyba w ruletce – zaśmiał się, bo niestety w karty nie grali. W tych zdecydowanie łatwiej byłoby oszukiwać, a tu? Tu trzeba było się trochę namęczyć, ale z drugiej strony, to zabiłoby całą zabawę. – No wiesz, większość została w Ameryce, a tu jeszcze nie zbudowałem sobie nowego haremu – rzucił z rozbawieniem.
Skinął głową, gdy usłyszał co obstawił Levi, przygryzł jednak na moment dolną wargę i po dostaniu kuleczki chwilę się nią bawił, obracając ją w ręce. Woda świecona, to cholerstwo… w postaci arszeniku, wszystko to sprawiało, że powoli alkohol uderzał do głowy – powoli w założeniu, bo w rzeczywistości znacznie mocniej, niż powinien. Zwłaszcza, że Loki umiał sporo wypić.
- Co ty na to, żeby podnieść poprzeczkę? Poza piciem alkoholu lub szalonych drinków… zagrajmy jeszcze w prawdę lub wyzwanie, ale tak w sumie bez wyzwania… jedynie prawdę – zaproponował z wesołym uśmiechem. – Przegrany pije karniaka i odpowiada szczerze na jedno pytanie wygranego, co ty na to?
Był troszkę hazardzistą, ale przy Levim naprawdę dobrze się bawił. Poza tym… to mogło być naprawdę ciekawe, plus dobry sposób na wywiedzenie się czegoś dla obu stron.
Levi O'donnel
Uczeń
Levi zmrużył powieki na widok demonicznej zwidy, jaką zauważył w Lokim. Nawet jeśli nie była to iluzja wywołana alkoholem, to właśnie on pozwolił mu zignorować ten fakt i dalej siedzieć przy Johnie, jak gdyby nigdy nic.
- Czyli budowanie haremu to twoje hobby? - Spytał Levi, ignorując wcześniejsze poprawienie go w słowie. Na to jedynie machnął ręką lekceważąco, mrucząc pod nosem "jak zwał, tak zwał". Zauważył po chwili zawahanie na twarzy demona, dlatego uniósł brew i spoglądał na niego wyczekująco. Zaciągnął się papierosem i wysłuchał ze spokojem propozycji, jaka padła z ust Lokiego.
- W porządku. - Przystał na propozycję niemalże od razu. W końcu i tak powoli przestawał mieć zdolność do logicznego i rozsądnego myślenia. O ile kiedykolwiek miał. Kto normalny, należący jednocześnie do Zakonu, zapraszał demona do siebie do domu? Niemniej, John różnił się trochę od tego, co już zdążył przekonać się o demonach.
- Tylko mam nadzieję, że zdążysz odpowiedzieć na każde pytanie, zanim tymczasowo wykitujesz. - Stwierdził za chwilę, spoglądając na Lokiego kątem oka. Potem skinął głową w stronę ruletki tak na zachętę, aby John nią zakręcił i rzuci kulką.
- Czyli budowanie haremu to twoje hobby? - Spytał Levi, ignorując wcześniejsze poprawienie go w słowie. Na to jedynie machnął ręką lekceważąco, mrucząc pod nosem "jak zwał, tak zwał". Zauważył po chwili zawahanie na twarzy demona, dlatego uniósł brew i spoglądał na niego wyczekująco. Zaciągnął się papierosem i wysłuchał ze spokojem propozycji, jaka padła z ust Lokiego.
- W porządku. - Przystał na propozycję niemalże od razu. W końcu i tak powoli przestawał mieć zdolność do logicznego i rozsądnego myślenia. O ile kiedykolwiek miał. Kto normalny, należący jednocześnie do Zakonu, zapraszał demona do siebie do domu? Niemniej, John różnił się trochę od tego, co już zdążył przekonać się o demonach.
- Tylko mam nadzieję, że zdążysz odpowiedzieć na każde pytanie, zanim tymczasowo wykitujesz. - Stwierdził za chwilę, spoglądając na Lokiego kątem oka. Potem skinął głową w stronę ruletki tak na zachętę, aby John nią zakręcił i rzuci kulką.
Loki
Herold
Roześmiał się szczerze, widząc że Levi skutecznie zignorował to co miało miejsce. Był szczerze rozbawiony, a jeszcze zapowiadało się na to, że nie dane będzie mu się uspokoić.
- Oczywiście, że tak. Budowanie haremu to świetna zabawa, polecam – stwierdził rozbawiony. Kiedyś tak, miał tendencje do gromadzenia dookoła siebie kobiet, ale potem… ta zabawa straciła urok. Podobnie jak fakt, że łatwo było stać się przez to ojcem, a powiedzmy sobie szczerze, nie dla niego bawienie się w tatusia, nawet jak zdarzyło mu się to robić. Jego ciało mogło wyglądać młodo, ale starzał się nieco inaczej, niż ludzie.
Tego się spodziewał, że Levi szybko się zgodzi. Więcej zabawy, więcej adrenaliny i ogólnie dobry sposób na mały wywiad. Któż by nie połasił się na taką zabawę? Problem w tym, że z jego szczęściem ta zabawa może być naprawdę… krótkotrwała. Przez chwilę nawet rozważał opcję, żeby trochę oszukiwać. W końcu co za problem za pomocą telekinezy przesunąć kuleczkę czy umieścić ją w „naturalnie” wyglądający sposób na kolorze, którego potrzebował? Zmarszczył lekko nos i machnął ręką na własną myśl. Nie chciał oszukiwać, tak się bawił dużo lepiej.
- No z moim szczęściem, to może się okazać, że długo nie porozmawiamy – zaśmiał się wesoło. W końcu wprawił w ruch mechanizm i z uśmiechem obserwował wędrówkę kuleczki po rozkręconej ruletce.
- Oczywiście, że tak. Budowanie haremu to świetna zabawa, polecam – stwierdził rozbawiony. Kiedyś tak, miał tendencje do gromadzenia dookoła siebie kobiet, ale potem… ta zabawa straciła urok. Podobnie jak fakt, że łatwo było stać się przez to ojcem, a powiedzmy sobie szczerze, nie dla niego bawienie się w tatusia, nawet jak zdarzyło mu się to robić. Jego ciało mogło wyglądać młodo, ale starzał się nieco inaczej, niż ludzie.
Tego się spodziewał, że Levi szybko się zgodzi. Więcej zabawy, więcej adrenaliny i ogólnie dobry sposób na mały wywiad. Któż by nie połasił się na taką zabawę? Problem w tym, że z jego szczęściem ta zabawa może być naprawdę… krótkotrwała. Przez chwilę nawet rozważał opcję, żeby trochę oszukiwać. W końcu co za problem za pomocą telekinezy przesunąć kuleczkę czy umieścić ją w „naturalnie” wyglądający sposób na kolorze, którego potrzebował? Zmarszczył lekko nos i machnął ręką na własną myśl. Nie chciał oszukiwać, tak się bawił dużo lepiej.
- No z moim szczęściem, to może się okazać, że długo nie porozmawiamy – zaśmiał się wesoło. W końcu wprawił w ruch mechanizm i z uśmiechem obserwował wędrówkę kuleczki po rozkręconej ruletce.
Ruletka, ruletka
Kręcimy dalej!
Kręcimy dalej!